Zginęłaś

146 20 19
                                    

– Wiedziałem, że zostawienie was samych to najgorszy z możliwych pomysłów. – stwierdza Mike, zaraz po tym, gdy zobaczył w jakim stanie jest Blake. – Trixie, mogłaś go trochę oszczędzić.

– To nie jej sprawka... – Evans wywraca oczami, choć nie do końca to widać przy obitej twarzy. – Chris tu był i nawet nie zgadniesz co nasza szanowna Bellatrix odjebała. Od dziś to ona jest szefową.

Michael powoli odwraca wzrok w moją stronę, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Chłopak poprawia swoje rude włosy, głośno wzdycha, a następnie opada ciężko na fotel. W tym samym momencie do salonu wpadają Aiden i Dean.

– O kurwa. – mówi krótko Dean, widząc Evansa. – Ej, na mieście gadają, że jakaś laska przejęła Jessford. Ciekawe co to za debilka. Idiotka nie wie w co się wpakowała.

Mike znów patrzy na mnie i tym razem zaczyna klaskać. Cholera jasna...

– Nieeee... – Aiden spogląda z niedowierzaniem, to na mnie to na Blake’a. – Powiedz, że to nie ty jesteś tą kretynką.

Chłopak wybucha niepohamowanym śmiechem, przez co mam ochotę go zamordować.

– Ja wiedziałem, że w twojej głowie coś nie styka. – kontynuuje. – Ale nie sądziłem, że do tego stopnia. No ale dobra... chyba trzeba cię wyszkolić tak, abyś godnie zastąpiła naszą divę.

– Zjebany charakter już ma. – woła Dean, wyjadając chipsy, które wcześniej zostały na stoliku.
Wystawiam w jego kierunku środkowy palec, a on odpowiada mi krótkim cmoknięciem. Ci kolesie to kretyni, ale to od nich zależy moje bezpieczeństwo, więc muszę ich cierpliwie znosić i zaufać.

– Lubi się bić, ale trochę marnie jej to wychodzi. – zauważa Blake. – Popracujemy nad tym.

– Patrząc na to jak wyglądasz, dochodzę do wniosku, że to nie ty powinieneś się tym zajmować. – wypala Mike. – Och i Trixie... czy tego chcesz czy nie, pistolet to teraz twoja trzecia ręka. Idziesz z nim nawet do kibla, a śpisz z otwartymi oczami. Nie wiem po co ci to było, ale ok.

– Musiałam coś zrobić, żeby go bardziej nie skatowali! – wybucham. – Skąd mogłam wiedzieć, że wy wszystko bierzecie na poważnie...

Sięgam po swoje piwo, ale praktycznie od razu je odstawiam i idę po coś mocniejszego. Ja tylko chciałam go uratować... Nie sądziłam, że to poniesie za sobą różne konsekwencje. Nie chciałam żadnej nielegalnej władzy, ani nic z tych rzeczy. Chciałam tylko móc nacieszyć się jego obecnością i przynajmniej przez chwilę nie myśleć o kłopotach. Moja zachłanność niestety wpakowała mnie w nie aż po uszy.

Wchodzę pod kołdrę i wtulam się w Evansa, uważając na jego obolałe miejsca. Chłopcy zostawili nas samych, ale wiem, że mają pełnić dyżury, sprawdzając czy wszystko gra. Teraz, gdy Blake nie jest w pełni dysponowany, potrzebna nam dodatkowa pomoc.

– Muszę przyznać, że kręci mnie wizja umawiania się z początkującą gangsterką. – mruczy chłopak, przyciągając mnie jeszcze bliżej. – Ale nadal twierdzę, że to było nieroztropne.

– Nie zrobiłbyś tego samego dla mnie? – pytam, bojąc się odpowiedzi.

– Kochanie, ja bym cię dobił, a następnie zakopał w ogródku. Nigdy więcej nie narażaj się dla mnie.

Jakbym mogła tego nie robić... W normalnych związkach ludzie chwytają się brzytwy, aby uratować swoją drugą połówkę. U nas po prostu trzeba przystawić sobie spluwę do skroni i uśmiechnąć się do losu. Uczyniłam co było trzeba. Już od dawna nie wyobrażam sobie, żeby w moim życiu zabrakło Evamsa lub chociażby, któregoś z jego kumpli. Od dawna są dla mnie jak rodzina, a Blake... Blake to Blake. Musi być przy mnie już zawsze.

Rano zostaję obudzona w dość brutalny sposób. Ktoś wylewa na mnie wiadro z lodowatą wodą. Zrywam się i od razu sięgam pod poduszkę, gdzie mam schowaną broń. Celuję w mojego napastnika, ale od razu opuszczam rękę, gdy widzę, że to Aiden. Wycieram twarz z wody, posyłając przy tym nienawistne spojrzenie. Patrzę na miejsce obok, które jest puste.

– Piąta rano!?– krzyczę, gdy dostrzegam jaką godzinę wskazuje zegarek.

– Myślisz, że jeśli ktoś będzie chciał skrzywdzić twoją piękną buźkę to będzie czekał aż się wyśpisz? – parska Ruthenford. – Wstawaj, mamy trening.

– Trening? – pytam, nie będąc pewna czy dobrze usłyszałam.

– Chyba nie sądziłaś, że pozwolimy ci wymachiwać łapkami jak jakaś baba... Szykuj się na ostre lanie, Williams.

Gdyby moje serce nie biło dla Evansa, już dawno bym wzdychała do Aidena. Ten chłopak doskonale wie jak zbałamucić nawet najbardziej oporną dziewczynę. On po prostu ma urok osobisty, którego chwilami brakuje mojemu chłopakowi.

– Wciąż boli mnie noga. – wołam, idąc za nim do salonu.

– Och jest piąta rano, boli mnie nóżka... – Ruthenford przedrzeźnia mnie. – Przestań być mięczakiem. Takich sytuacji jak wtedy, gdy zabroniłem ci wychodzić z domu, może być znacznie więcej. Nikt nie będzie ciebie pytał o samopoczucie i zwyczajnie wpieprzy ci kulkę w łeb, gdy nie będziesz umiała się obronić, ale za to dalej będziesz wkurwiała wszystkich gadaniem.

– Gdzie Blake?

– Blake’a nie ma. Wyobraź sobie, że został przywiązany do torów, a ty jesteś tu ze mną i jakoś nie mam ochoty cię wypuścić.

Ta sytuacja nie podoba mi się ani trochę. Stoję w przemoczonej koszulce i szortach, a Aiden chyba wcale nie żartuje. Ruszam w stronę drzwi, lecz od razu zostaję pociągnięta za rękę. Próbuję wyrwać się, jednak on tylko wzmacnia uścisk. Jego druga dłoń chwyta moją szyję i już po chwili zostaję przyciśnięta z całej siły do ściany. Zaczyna brakować mi nie tylko pomysłów, ale i tchu. Nie mogę wykonać żadnego ruchu, ponieważ chłopak zablokował nawet moje nogi.

– Zginęłaś. – mówi ostro, puszczając mnie. Łapczywie łapię oddech, masując obolałą szyję. – Włącz w końcu mózg.

Niewiele myśląc, chcę go uderzyć, jednak on robi idealny unik. Nie poddam się póki nie pozostawię na jego ciele przynajmniej jednego zadrapania. Czuję jak adrenalina wypełnia moje ciało. Mój wzrok przykuwa regał z książkami, obok którego stoimy. Chwytam jeden egzemplarz i rzucam w chłopaka. To go na moment dezorientuje, a ja wykorzystuję moment i z całej siły daję mu kopniaka w brzuch. Nie wiedziałam, że potrafię tak wysoko podnosić nogi. Kiedy Aiden chwyta się za obolałe miejsce, ja biegiem ruszam do wyjścia. Otwieram drzwi, a moim oczom ukazuje się Blake, siedzący razem z Deanem przed domem. Nagle czuję pistolet, przyłożony do mojej głowy.

– Nie żyjesz. – mówi Michael. Nie mogę się tak łatwo poddać, więc schylam się szybko, a mój łokieć zderza się z kroczem chłopaka. – No dobra, jednak żyjesz.

Nie zwracając już uwagi na niego, podchodzę do Deana.

– Ty też chcesz oberwać? – pytam sucho. On nic nie odpowiada, jedynie podnosi dłonie w obronnym geście i uśmiecha się w dziwny sposób.
W chwili, gdy moje ręce zostają wykręcone do tyłu, dociera do mnie co oznaczał ten uśmiech.

– Teraz grzecznie pójdziesz ze mną. – słyszę tuż przy uchu. W progu mijamy Aidena, którego wzrok mówi mi, że jestem martwa. Blake zatrzaskuje drzwi za nami. – Widzisz, plusem bycia facetem jest to, że nikt nie ma na mnie chrapki. Ciebie jednak będą chcieli zlać, zerżnąć, a na końcu jak się znudzą to zabić. Naucz się bronić, by żaden obleśny typ nie mógł cię mieć.

Zostaję pchnięta na kanapę. Blake rozpina pasek w taki sposób jakby chciał zademonstrować swoją wyższość nade mną. I cholera jasna, niech mi ktoś wytłumaczy jak niby mam się teraz bronić, gdy moim oprawcą jest ktoś na widok kogo miękną mi nogi... Chłopak zbliża się do mnie, a ja kompletnie nie wiem co mam zrobić. Nie mam nawet nic pod ręką, czym mogłabym w niego rzucić. On wyciąga rękę w stronę mojego biustu, a ja niewiele myśląc klepię w nią, jakbym chciała skarcić dziecko, które chce podkraść świąteczne ciasteczko. Jego mina wyraża rozbawienie pomieszane ze zdziwieniem.

– To miał być mały kiciuś, bawiący się myszką czy co? – pyta, uśmiechając się w ten boski sposób. – Technika beznadziejna, ale przynajmniej udało ci się sprawić, że mi opadł.

###
Ostatnio zauważyłam, że piszę szklane marzenia już prawie dwa lata, czyli pora powoli kończyć, bo to już przesada. Pewnie jeszcze z 10 rozdziałów, zobaczymy jak mnie wena poniesie. Mimo wszystko wiecie, że nie lubię dawać zbyt wiele ćwierkania i wolę dramaty. A to znaczy, że albo to skończę, albo kogoś zabiję xD a jak już skończę to będę kontynuować to co zaczęłam i zapomniałam jaki ma tytuł. Jezu jak można zapomnieć jaki tytuł ma twoja własna książka... Ale wiecie, to z demonem.

Szklane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz