Kolejny poranek i znów ta sama historia. Zimna pobudka oraz Aiden, starający się obudzić we mnie maszynę do zabijania. Z każdą mijającą minutą dochodzę do wniosku, że nadaję się najwyżej do pchania karuzeli, a nie przewodniczenia gangiem.
– Kopnij mnie do cholery! – krzyczy Ruthenford, wyraźnie zirytowany moją bezczynnością. – Nikt nie będzie czekał aż łaskawie ruszysz tyłek. Po prostu zabiją ciebie, a następnie przyjdą po każdego z nas.
– Nie nadaję się do tego. – mówię zrezygnowana.
– Oczywiście, że nie, ale czy naprawdę chcesz tym wszystkim idiotom to pokazać? Jeśli ty uwierzysz w siebie i w to, że jesteś kimś więcej niż nikim to każdy dookoła ciebie również w to uwierzy. A teraz zamknij się i kopnij mnie.
– To nie ma sensu...
Wzruszam ramionami i idę do łazienki. Nagle czuję mocne szarpnięcie i nim mogę zareagować, ląduję na kolanach przed sedesem.
– Ty chyba nie... – zaczynam, lecz w ostatniej chwili łapię powietrze i zamykam oczy. To się nie dzieje naprawdę. Moje życie i tak jest istnym koszmarem, ale to już przeszło wszelkie granice. Czuję na ustach okropny smak detergentów. Obawiam się, że moja twarz tego nie zniesie, ale to nie czas na przejmowanie się urodą.
– Zabiję cię, Ruthenford. – warczę, gdy już mogę oddychać. Chwilę później znów zostaję podtopiona. Próbuję się wyrwać, jednak chłopak ma trochę więcej siły. Musi być jakiś sposób na takie sytuacje... Ręką natrafiam na stojący niedaleko płyn do podłóg. Chwytam butelkę i rzucam nią za siebie, starając się trafić w Aidena. Słyszę uderzenie, a po chwili czuję, że uścisk zelżał, więc wykorzystuję jego chwilę dezorientacji i wyrywam się. Podnoszę się z podłogi, by natychmiast kopnąć go tak jak mnie uczył. Chłopak wpada traci równowagę i wpada do wanny.
– Naprawdę trzeba cię wkurzyć, żebyś pokazała pazurki? – pyta, próbując wstać, lecz popycham go. Sięgam po słuchawkę prysznicową i odkręcam gorącą wodę, a strumień kieruję na Aidena. – No i uruchomiłem psychopatkę.
Parę minut później siedzimy na ganku. Zaciągam się papierosem, rozkoszując się nikotyną. Uwielbiam to uczucie, gdy dym wypełnia moje płuca, a język śmiesznie szczypie od mentolu.
– Zabiłeś kogoś wcześniej? – pytam nagle. – Wiesz, przed Danielem...
Mój towarzysz wzdycha ciężko, tak jakby chciał uniknąć krępującego tematu.
– Robiłem różne złe rzeczy. – odpowiada po chwili. – I może ci się wydawać zupełnie inaczej, ale z żadnej z nich nie jestem zbyt dumny. Białe szczęście to nie tylko Jessford czy Damford. Mamy swoich ludzi w różnych miastach i prawda jest taka, że niekiedy trzeba kogoś usunąć.
– Mówiłeś, że się tym nie zajmujecie. – zauważam, przypominając sobie naszą rozmowę.
– Może, gdybym powiedział ci prawdę to byś się w to nie wpakowała...
– Jakie to uczucie?
– Kiedy odbierasz komuś życie? Oglądałaś lub czytałaś Pottera? – przytakuję szybko. Harry Potter to życie. – No to tam powiedzieli, że kiedy zabijasz kogoś, twoja dusza rozszczepia się. Ja się czuję dokładnie tak jakby odrywano mi małą cząsteczkę i wysyłano do piekła, by pieprzyła się z diabłem. Chciałaś kogoś zabić?
Pociągam znów papierosa, a resztę wrzucam do popielniczki. Patrzę na rozciągającą się pustynie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy powinnam być szczera? Chyba tak...
– Ja nie zabijam ludzi, Aiden. – mówię stanowczo. – Ale mam wyjątkowo spaczoną psychikę i wiem, że śmierć byłaby tylko nagrodą. Jeśli kiedykolwiek ktoś zagrozi nam, będę go torturowała, utrzymując przy życiu tak długo, aż wszyscy potencjalni wrogowie zrozumieją, że ze mną trzeba się liczyć. Mimo wszystko nie zabijam.
– Do czasu, Trixie... – mamrocze chłopak, a ja wstaję z ławki i wracam do domu.
Dzień zlatuje mi wyjątkowo szybko. To wszystko przez te treningi... Wieczorem, gdy po ciepłej kąpieli chcę położyć się do łóżka, nie jest mi to dane. Blake najpierw całuje mnie z nieodpartą zachłannością, a następnie zakuwa moje ręce w kajdanki. To jakiś żart. Zostaję wyprowadzona przed dom, gdzie czeka na mnie krzesło, lina i taśma klejąca.
– Jeśli się uwolnisz, możesz wrócić do łóżka. – Blondyn posyła mi jeden z tych zabójczo seksownych uśmiechów, ale tym razem nie działa do na mnie. – A jeśli nie... twoja strata.
Kiedy siedzę już maksymalnie związana, chłopak sięga do jakiegoś pudełka, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Blednę, gdy dostrzegam na jego ręku, okropną tarantulę. Chwilę później, owad maszeruje po mojej nodze.
– To cię zmotywuje do działania, Kochanie. – dostaję całusa w czoło i zostaję sama. Z pająkiem...
Gdybym nie miała zaklejonej buzi to bym krzyczała. Nie spuszczając wzroku z mojego małego towarzysza, próbuję z całych sił odkleić taśmę. To trochę potrwa, ale głęboko wierzę, że sceny z filmów nie kłamały i da się to zrobić za pomocą języka. W tym samym czasie mocuję się z linami, krępującymi moje nadgarstki. Nie ułatwia mi to, że są przywiązane do krzesła. Kiedy myślę, że gorzej być nie może, do moich uszu dociera huk prosto z nieba. W tych okolicach burze to rzadkość, ale jak widać muszę mieć niekończące się pokłady pecha.
– Wypad! – syczę, gdy tylko pozbywam się taśmy. – Wynocha mi stąd, bo sama nie wiem co ci zrobię, gdy brzydzę się ciebie dotknąć...
Zrezygnowana rozglądam się dookoła, ale na niewiele mogę sobie w tym momencie pozwolić. Próbuję przypomnieć sobie różne filmy, w których bohaterowie byli w podobnych tarapatach. Kolejny grzmot, powoduje u mnie dreszcze. Nienawidzę burzy.
– No dobra, Trix... – zaczynam mówić sama do siebie, co raczej nie jest przejawem normalności. – Możliwe, że się połamiesz lub przebijesz sobie ciało starym drewnem, ale co cię nie zabije to cię wzmocni.Mozolnie przesuwam się na krawędź schodów, a następnie gwałtownym ruchem sprawiam, że upadam na sam dół. Słyszę trzask drewna, a moje ręce gdyby mogły to by mnie zamordowały. Boli, ale chyba nic sobie nie złamałam. Biorę głęboki wdech i siadam, by rozwiązać nogi. Deszcz leje tak, że robię się totalnie przemoczona. Jak widać ostatnimi czasy jest to u mnie na topie.
Wściekła wchodzę do domu i od razu chwytam mój pistolet, by następnie wpaść do sypialni.
– Klękniesz na kolana i przeprosisz. – warczę, mając Evansa na celowniku. On parska śmiechem.
– Za co niby? – pyta, nie ukrywając rozbawienia.
– Za cholernego pająka i dwa zasrane pioruny. – odpowiadam. – W tym momencie masz przede mną uklęknąć.
– Daj spokój, Trixie... – chłopak wywraca oczami, więc strzelam w poduszkę, tuż obok jego ręki. – Przecież to było dla twojego dobra.
– Tak samo jak moja noga i plecy? Klękaj albo odstrzelę ci fiuta.
Blake powoli wstaje z łóżka, podchodzi do mnie i klęka. Niebieskie oczy wpatrują się we mnie tak jakby chciały mnie zjeść na deser.
– Przepraszam... – mówi lekceważąco. Jemu się wydaje, że nie słyszę tonu jego wypowiedzi.
– Za co?
– Za cholernego pająka i dwa zasrane pioruny. – na jego buzi pojawia się łobuzerski uśmieszek. – Już ci przeszło?
– Nie. – mówię oschle, przywalając mu pistoletem w obojczyk. – Ty nie bierzesz tego na poważnie, a ja wcale nie żartuję.
– Po prostu mam duże lepsze i przyjemniejsze sposoby na przeprosiny. – jego dłoń wędruje do moich spodenek, lecz powstrzymują go. – Proszę cię... Przecież masz to czego chciałaś. Klęknąłem przed tobą, choć sam nie jestem pewien dlaczego. Mam ci się oświadczyć, żebyś mi przebaczyła?
Tym razem to ja uśmiecham się łobuzersko. Oczywiście nie chcę, aby prosił mnie o rękę, ale nie zaszkodzi podręczyć go dłużej.
W momencie, gdy chcę mu dogadać, do naszych uszu dobiega niepokojący dźwięk silników. Nie jednego, a wielu. W dodatku nie samochodowych, a motocyklowych. To łatwe do rozróżnienia. Nerwowo przygryzam wargę, a Blake wstaje.
– Jeśli to jest to o czym myślę, to w żadnym wypadku nie możesz być spokojna. – mówi chłopak, kierując się do salonu. – Trixie, to jest ten czas kiedy pozwalam ci być furiatką i jeśli będzie trzeba to strzelaj gdzie popadnie, a nawet podpal dom.
– Kto to jest? – pytam, idąc za nim. – To jacyś niebezpieczni bandyci, których nawet ty się boisz?
– Gorzej. – Evans wygląda ukradkiem przez okno, a jego twarz blednie. – Dużo gorzej... To mój ojciec.###
Przeglądałam trochę stare wersje i łapałam się za głowę. Nadal nie jestem mistrzem pisarstwa, ale nie jestem pewna co ja wtedy ćpałam. No i jakim cudem wam się to podobało, gdy Luke z totalnie porąbanego psychola zmienił się w cipcię srającą serduszkami xD Tu przynajmniej nadal jest porąbanym psycholem. W sensie Blake, bo teraz to Blake, a nie Luke. Jak myślicie, tatuś Evans namiesza?
Przypominam wam również, że czasem można mnie dorwać na moim twitterze, więc w sumie jak się komuś nudzi to piszcie śmiało! Link pewnie na moim profilu.
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomanceOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...