Od niepokojących wydarzeń w moim życiu minął zaledwie tydzień. Niestety był to tydzień pełen rozczarowań, nadchodzących wątpliwości i pytań bez odpowiedzi. Każdego dnia obserwowałam jak Kate Brown owija sobie mojego chłopaka wokół palca i nic z tym nie robiłam. Po prostu skończyły mi się pomysły. Bo nawet jeśli wyniosła się z naszego domu to przebywała w nim tak często, że przestał mnie dziwić jej widok. Zastanawiałam się również czy może nie lepiej byłoby jej dorobić klucze, żeby nie musiała męczyć się z pukaniem do drzwi.
– To moje miejsce. – warczę, chcąc usiąść do stołu, lecz moje ulubione miejsce zostało zajęte przez rudowłosą łajzę. Wszyscy zerkają na mnie z niepokojem wymalowanym na twarzach. Jedynie Michael i Melody przesyłają mi ciche znaki, dodające otuchy.
– Przepraszam, nie wiedziałam. – odpowiada Kate i już chce wstać, gdy nagle Blake łapie ją za dłoń. Ciarki przechodzą po moich plecach.
– Siedź. – mówi sucho chłopak. – Korona jej z głowy nie spadnie.
– Nie chcę, aby Trixie była na mnie zła...
– Bellatrix nienawidzi całego świata. – stwierdza Evans, a moje imię wymawia dokładnie z taką surową tonacją jak niegdyś robił do Daniel. To boli. – Jeśli nie jesteś Melody lub Michaelem, to nie licz na większą sympatię z jej strony.
Wściekle rzucam swoim talerzem o stół i wychodzę z kuchni, próbując nikogo nie zabić. Słyszę, że ktoś za mną idzie, a gdy odwracam się, dostrzegam Mel. Razem wychodzimy przed dom, gdzie wyjątkowo siadamy na schodach.
– Co z tym zrobimy? – pyta cicho dziewczyna.
– My? – dziwię się. – To jest mój problem, Mel. Problemów niestety trzeba się pozbywać, bo jak się nazbiera ich zbyt wiele to zalęgną się robale... Wiem, że nie powinnam cię o to prosić, ale... możemy znów jechać do Collinston.
– Myślisz, że mam coś lepszego do roboty? Ciągle nie dostałam maszyny, więc jadę z tobą.
Wzdycham przypominając sobie o obiecanym prezencie. Muszę to w końcu załatwić. Nagle na zewnątrz wybiega uradowany Mike.
– Za dziesięć minut przyjedzie to na co wydałaś swoje pierwsze zarobione pieniądze. – woła. – Już nie mogę się doczekać, aż zemdlejesz z zaskoczenia.
Mam wrażenie, że przyjaciel cieszy się bardziej ode mnie. Tydzień temu, gdy Blake wręczył mi pokaźną ilość gotówki, przekazałam ją Michaelowi z prośbą, aby kupił mi najlepsze auto na jakie będzie mnie stać. Nie mam pojęcia co to będzie i szczerze boję się różowego kabrioletu z pluszowymi siedzeniami.
Siedzimy we trójkę, a ja wypalam czwartego papierosa, coraz mocniej denerwując się. Michael jest chwilami bardziej nieprzewidywalny ode mnie. W końcu na podwórko podjeżdża naczepa do przewozu aut. Wstaję, by móc lepiej zobaczyć co przywiozła. Powoli zamieram widząc błyszczącą granatową maskę, przez środek której przebiegają dwa białe pasy. Na przodzie dostrzegam srebrną kobrę, przez co nogi zaczynają mi się uginać.
– Ford Mustang Shelby GT500. – słyszę tuż przy uchu, dumnego z siebie Michaela. – Było trochę zachodu, ale na szczęście mam niezłe znajomości i teraz żółte Camaro z Damford może się schować.
– Było mnie na to stać? – pytam zaskoczona.
– A co, myślałaś, że za dragi jeździ się na hulajnodze?
W końcu Aiden zabiera Melody na spacer, a ja i Mike jedziemy na przejażdżkę, by sprawdzić co to cacko potrafi. I muszę przyznać, że potrafi zbyt wiele jak na moje umiejętności, dlatego mogę wybić sobie z głowy jakieś nielegalne wyścigi.
– Mikey... czy ty nigdy nie myślałeś, żeby znaleźć sobie kogoś na dłużej? – pytam, opierając się o gorącą maskę auta.
– A po co? – chłopak patrzy na mnie jakbym postradała zmysły.
– No nie wiem. – wzruszam ramionami, szukając sensownego powodu. – Żeby mieć w kimś wsparcie...
– Bredzisz, Williams. – stwierdza, sięgając po kamyk, leżący niedaleko. – A jakie ty masz wsparcie w Evansie, co? Od samego początku konkurujecie ze sobą, a od czasu twojego przejęcia interesów, traktujecie się oschlej niż kiedykolwiek dotąd.
– Nie prawda. – zaprzeczam krótko, odwracając na moment wzrok.
– To powiedz mi dlaczego w takim razie, tak chętnie wyjedziesz znów z Jessford, choć wiąże się to z ogromnym ryzykiem? – Mike rzuca jak najdalej kamieniem i schyla się po kolejny. – Znam cię Trixie i wiem, że wolałabyś siedzieć na kanapie, lecz ona jest zajęta przez twojego nudnego i znudzonego chłopaka. Płomień wygasa, a wy nie wiecie jak ponownie go wzniecić, więc najlepszym wyjściem jest unikanie się i brak poważnej rozmowy.
– Wiesz, że jeśli dojdzie do tego to po prostu się rozstaniemy...
– A czy to nie byłoby lepsze niż życie w jednej wielkiej niewiadomej? – jego mina mówi sama za siebie. – Ty korzystasz z życia jakby za godzinę miało dojść do apokalipsy, a on nagle uzmysłowił sobie, że to mu się znudziło. Przyjaźnię się z nim od urodzenia i przysięgam, że w tym momencie mam ochotę go zabić, a ta panna nie przyniesie niczego dobrego.
– Z nią będzie szczęśliwszy. – szepczę, spuszczając głowę.
– Gówno prawda. – oburza się Mike. – Blake Evans, którego znam, prędzej zakopałby nas wszystkich w ogródku niż był szczęśliwy robiąc za dobrze ułożonego chłopaczka, którego można przedstawić rodzicom. Ale zejdźmy z niego... widzę jak patrzysz momentami na Kane’a.
– Niby jak? – parskam.
– Tak samo jak kiedyś na Blake’a. – wyjaśnia przyjaciel. – Masz pod nosem świeże mięsko, które dodaje szczypty pikanterii twoim myślom. Wiem... kochasz tego blond jełopa, ale masz ochotę na przygodę i wcale tego nie potępiam, patrząc na rozwój sytuacji.
– Jakim cudem wiesz o mnie tak wiele, gdy ja praktycznie nic ci nie mówię? – wyjmuję z kieszeni papierosa i zapalniczkę, by móc znów nacieszyć się tym cudownym uczuciem.
– Mam sprawne oczy. – śmieje się chłopak. – Przyznaj się, Trixie. Jara cię wizja tego, że choć na moment nie musisz nikomu udowadniać, że jesteś górą. Szczególnie teraz, gdy Blake nawet nie ma najmniejszego pomysłu na to, by z tobą wygrać, Dylan wydaje się ciekawszą opcją, którą będziesz mogła pomiatać tak długo aż ci się to znudzi.
Słońce powoli chowa się za horyzontem, więc wracamy do domu. W głowie wciąż powtarzam sobie myśli przyjaciela, który jak zwykle ma całkowitą rację. Nie mogę nadziwić się temu, jak dobrze zna mnie i Blake’a. Takie rozmowy bardzo mi pomagają zrozumieć samą siebie i to co dzieje się w moim życiu. Choć to drugie wciąż nie jest zbyt łatwe...
Pod domem spotykamy Mel i Aidena. Dziewczyna jest zalana rumieńcem, więc albo właśnie się całowali, albo Ruthenford powala ją swoją osobistością. Wszyscy wchodzimy do domu, choć mam wrażenie, że żadne z nas tego nie chce. Nikt jednak nie powie tego na głos.
Z każdym kolejnym krokiem, zaczynam rozumieć, że żadna rozmowa nie będzie potrzebna, a moje jedyne szklane marzenie rozbiło się z głośnym hukiem. Silne dłonie chwytają mnie za ramiona, tak jakby Mike wiedział co może zaraz się wydarzyć. Chłopak przyciąga mnie do siebie, trzymając z całej siły, ale ja nie jestem pewna czy mam chęć na jakąkolwiek reakcje. Widok mojego chłopaka, całującego inną dziewczynę boli zbyt mocno, bym mogła coś zrobić. Wiedziałam, że nasz związek jest w rozsypce, ale nie przypuszczałam, że to właśnie Blake Evans będzie tym, który pierwszy odpuści. Kolejny raz w życiu dostaję cios po niżej pasa i w tym właśnie momencie mam ochotę wymordować wszystkie rude dziewczyny na tym świecie.
– Trixie... – zaczyna Blake, gdy orientuje się co zrobił. Jego wzrok jest przybity, przez co jeszcze bardziej chce mi się płakać. – To nie miało być tak...
– To najbardziej beznadziejne wytłumaczenie jakie można zaoferować zdradzonej osobie. – stwierdzam, w duchu błagając siebie o siłę na to wszystko. – Chyba powinniśmy porozmawiać na osobności.
Dziwię się sama sobie, że podeszłam do tego w tak opanowany sposób, choć przecież w głębi duszy mam ochotę rozpętać tu wojnę jakiej jeszcze nie widział ten świat. Ale przecież moje wybuchy agresji nigdy nie prowadziły do czegoś dobrego... Za każdy razem tylko na jakiś czas było dobrze, bo my zwyczajnie naklejaliśmy niewidzialne plasterki na głębokie rany.
Siadamy na ławce, lecz nie tak jak zwykle. Nie kładę głowy na jego kolanach, ani nie przytulam się. Jestem na drugim końcu, starając się odsunąć jak najdalej. Mimo, że pomysł był mój to teraz mam ochotę po prostu wyparować. Zniknąć, uciec jak najdalej stąd i zapomnieć.
– Pogubiłem się. – szepcze Blake, przerywając niezręczną ciszę. – Wydawało mi się, że trzymam cały mój świat szczelnie zamknięty w pięści, ale czułem jak wszystko wymyka mi się między palcami. Pędzimy tak szybko, że przestałem nadążać. Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj wpadliśmy na siebie w alkoholowym, a dziś rządzisz wszystkim co budowałem przez długi czas.
– Naprawdę tak bardzo ci to przeszkadza? – pytam, unikając jego wzroku. – To tylko status i dobrze wiesz, że bez ciebie bym sobie nie poradziła.
– W tym tkwi problem. Do niedawna myślałem, że właśnie tak jest, ale gdy usłyszałem, że wykonałaś wyrok na kolesiu, który chciał zgwałcić Mel... uświadomiłem sobie, że ty mnie wcale nie potrzebujesz.
– Mylisz się. – mówię stanowczo. – Choćbym miała być księżną całego okręgu to potrzebuję wsparcia. Tobie się wydaje, że znasz mnie na wylot, ale teraz widzę, że wcale tak nie jest. Ale masz rację... rozpędziliśmy się zbyt mocno.
– Nie chcę by to tak wyglądało. – chłopak łapie moją dłoń, a ja nie jestem w stanie jej zabrać. – Nie chcę mówić o nas w czasie przeszłym, ani żałować tego czego nie zrobiłem... nie powiedziałem... a jest tego cholernie wiele.
– Odetchnijmy na moment. – proponuję. – Ja zajmę się interesami, a ty bądź dawnym sobą. Imprezuj, podrywaj szmaty... jedną już masz pod nosem.
– Jak mam być dawnym sobą, kiedy wszystko mi zabrałaś? – ton jego głosu staje się groźniejszy.
– Zabrałam ci władzę, a to nie jest wszystko.
– Czyli cofamy się do etapu Evans i Williams? – zostaję zmuszona do spojrzenia prosto w jego oczy. Nie odpowiadam nic, ale oboje wiemy, że milczenie oznacza zgodę. – W takim razie daję nam miesiąc. Jeśli po tym czasie wciąż będziemy się kochać, wrócimy do siebie. I wtedy naprawdę będziesz moja, Williams.
– Mamy układ, Evans. – stwierdzam i podaję mu rękę na znak przypieczętowania umowy. W jego spojrzeniu pojawia się dobrze znany mi błysk, który zawsze przyprawiał mnie o ciarki.###
Nie lubię pisać takich rozdziałów, bo czasami czuję się jakbym siedziała z nimi na tej głupiej ławce i wszystkiego słuchała, uważnie notując każde słowo. I w dodatku zwykle płaczę, ale to już jest niedojebanie mózgowe xD nie wiem jak wy, ale ja kocham Michaela tak mocno jak Andy'ego ze "szklanego domu". Takich przyjaciół potrzebuje każda z nas.
![](https://img.wattpad.com/cover/159656951-288-k474448.jpg)
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomanceOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...