– Naprawdę rozstaliście się na miesiąc? – dziwi się Aiden, gdy pijemy zimne piwo w domu chłopaków. Potrzebowałam odpoczynku od Evansa i widoku tej rudej szmaty. – Czy może tylko udajesz i po prostu ją zabijesz?
– Oczywiście, że jej tak po prostu nie zabiję. – mówię i podaję Deanowi jeszcze zamkniętą paczkę paprykowych chipsów. – Wsadzę jej palce w oczy i wbiję szpilki pod paznokcie. Zrobię jej taki sąd ostateczny, że nikt więcej nie dotknie Blake’a.
– Najlepszy egzorcysta ci nie pomoże... – Dean wykonuje w moim kierunku znam krzyża, na co wszyscy wybuchamy śmiechem. – Typiara nie wie, że zadarła z suką szatana.
– Ćpasz nasz towar czy jak? – Michael uderza kumpla w głowę, co powoduje krótką przepychankę między nimi. – Nie uważacie, że ona coś ściemnia? O nic nie wypytuje, a przecież każdy by był ciekawy co z nami jest nie tak.
– Przecież tu nie trzeba o nic pytać. – odzywa się Melody, a ja aż boję się ciągu dalszego. – Na pierwszy rzut oka widać, że jesteście upośledzeni.
– Trixie, kiedy ty ją tego nauczyłaś? – oburza się Dean. – Jeszcze niedawno była potulną owieczką, a teraz dogania ciebie w pyskowaniu.
– Nie zapominaj kto jest jej bratem. – mamroczę.
Aiden wczytuje się uważnie w coś na swoim telefonie, powoli unosząc brwi do góry. Nie wiem co on tam zobaczył, ale jego reakcja jest zaskakująca.
– Dobra, to nie jest żart. – mówi nagle, zrywając się z krzesła. – Stary Dickens przekręcił się dziś w nocy i ja jebie... nie uwierzycie. Nowym szeryfem jest wujek Dylana. Kurwa, ludzie... rozumiecie to? Mamy człowieka w policji!
Wybucham niepohamowanym śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich w salonie. Śmieję się tak mocno, że zaczyna mnie boleć brzuch. Każdy patrzy na mnie z niepokojem, aż w końcu dociera do mnie, że to naprawdę nie był żart, więc uspokajam się. Teraz czuję się głupio.
– Nie uważacie, że to zachodzi za daleko? – pytam, patrząc na każdego po kolei. – Przecież teraz to będzie kompletne bezprawie.
– Jak ci tak zależy na sprawiedliwości to przeprowadź się do Damford albo Little Rock. – parska Mike. – Dziewczyno, czy ty wiesz co to znaczy? Niedługo będziesz mogła odbudować dom i zrobić sobie garaż pełen takich aut jakim teraz wozisz swój zgrabny tyłek.
– I wilczki będą mogły legalnie wyjeżdżać z Collinston. – zauważa Melody. – Trixie, nie będziesz musiała już się martwić o to, że zostaniemy złapane.
Wizja odbudowania domu jest naprawdę kusząca. Mogłabym zabrać Melody i stworzyć nam spokojne miejsce, z dala od problemów, Blake’a i jego szmaty. No ale formalnie tylko na miesiąc, a kto mi w miesiąc zbuduje dom... Chyba tylko ekipa programu „dom nie do poznania”. W głębi serca wierzę w to, że po tym czasie wszystko wróci do normy. Chociaż wiem, że on teraz na dobre korzysta z wolności i mogłabym dać sobie uciąć rękę, że posuwa kogoś więcej niż Kate, to liczę na to, że jednak myśli o mnie i żałuje swojego zachowania. Tak. Mam szczerą nadzieję na to, że uprawiając seks z innymi panienkami, przed oczami ma mnie i cholera jasna, wcale nie sprawia mu to przyjemności. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem, czego nie omija czujny wzrok Michaela.
– I o to chodzi, psiapsiółeczko! – woła radośnie, nie mając zielonego pojęcia o czym dokładnie myślałam.
Późnym wieczorem wsiadam do samochodu i ruszam w daleką drogę. Tym razem postanowiłam zostawić Melody pod opieką Aidena. Nie chcę znów narażać jej na niebezpieczeństwo, a Ruthenford świetnie się z nią dogaduje i dba o to, by jej samopoczucie nie ucierpiało. Cieszę się z takiego obrotu spraw. Z głośników słychać składankę, którą zgrałam wraz z Michaelem. Ustawiam większą głośniość, gdy rozpoczyna się utwór Simple Plan – Your Love is a Lie i przyspieszam. Ogromnym plusem mieszkania w tej części świata jest to, że drogi są tu zwykle puste. I tak naprawdę to jestem pewna, że trasy wybudowana nam z grzeczności.
Tym razem zawartość mojego bagażnika nie przeraża mnie tak bardzo jak za pierwszym razem i muszę przyznać, że nie mogę się doczekać aż w końcu zobaczę stary motel, należący do Cindy Kane. Czuję, że tam odpocznę od tego wszystkiego co działo się ostatnio.
CZYTASZ
Szklane Marzenia
Lãng mạnOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...