Niedzielny poranek rozpoczynam od nieodpartego uczucia mówiącego mi, że powinnam sobie coś wyjaśnić z kimś... Najprawdopodobniej popełniłam największy błąd swojego życia, a słowa w dupie mam nasz układ nigdy nie powinny wypłynąć moich ust. Postąpiłam źle.
Stojąc przed lustrem, zastanawiam się czy wciąż jestem tą samą Bellatrix Williams, którą byłam kiedyś. Przecież ja nie strzelam do ludzi... To co zrobiłam wczoraj było totalnie chore i nieodpowiedzialne. W końcu mogłam trafić w nieodpowiednie miejsce... Nie wybaczyłabym sobie, gdybym zrobiła mu poważniejszą krzywdę. Nie jestem wzorem do naśladowania, ale przecież nie jestem chyba złym człowiekiem.
– Nie ma nikogo w domu? – pytam, gdy w kuchni zastaję jedynie Aidena.
– Mike i Dean są w Damford, a Blake... cholera go wie. – stwierdza chłopak, wzruszając ramionami. – Ojciec Charlotte miał wypadek, dlatego wtedy płakała.
– Ale... to nie jest wasza robota, prawda? – krzywię się na samą myśl o tym.
– Boże mała... błagam cię. Chcesz odrobinę białego szczęścia – dzwonisz do nas. My się nie zajmujemy kasowaniem ludzi. Poza tym żaden z nas nie miesza się w to co ci obiecał Blake. To wasza sprawa.
Kamień spadł mi z serca. Chcę jej uprzykrzyć życie, ale nie w ten sposób.
– Nie masz może dwóch bliźniaczek? – słyszę nagle. Ruthenford uśmiecha się kretyńsko.
– Dlaczego akurat dwie? – dziwię się.
– Bo jedna to dla mnie za mało. Skąd ta mina? Trójkąty to nic złego... ludzie często to robią.
– Wizyta u psychiatry to również nic złego. – parskam. – Ludzie często się leczą.
W pewnym momencie przyłapuję się na zerkaniu, a to na drzwi, a to na zegarek. Niecierpliwię się i chciałabym mieć tę rozmowę za sobą. Nie wiem czy powinnam zapytać go za ile wróci... Choć to nie jest najlepszy pomysł, ponieważ jeszcze zrobi mi na złość i nie wróci wcale. Jest do tego zdolny. Kanapa przestaje być wygodna, więc zaczynam krzątać się po domu, w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia. W ten o to sposób sterta naczyń zalegająca zlew, znika. Nawet okna wydają się bardziej przykurzone, więc czas najwyższy je umyć. A skoro dzień święty trzeba święcić to decyduję się na jedną szklaneczkę ulubionego trunku. Resztę grzecznie odstawiam do szafki.
Evans w końcu pojawia się w domu. Od razu rusza do swojego pokoju, nie zwracając na mnie uwagi. Postanawiam pobiec za nim. Prawię obrywam drzwiami w nos, co najpewniej ma być dla mnie znakiem, że powinnam odpuścić. Nie ma takiej opcji. Bez wahania łapię za klamkę i w chodzę do środka. W mgnieniu oka zostaję przyciśnięta w dość brutalny sposób do ściany. Unoszę wzrok wyżej i widzę ten jego bezczelny uśmiech, który przyprawia o ciarki. Serce zaczyna mi łomotać i chyba usta pierzchną...
– Stęskniłaś się? – pyta. – Przecież Aiden jest w domu.
– Nie chcę jego tylko ciebie. – oznajmiam i od razu mam ochotę zabrać mu pistolet, a potem strzelić sobie w głowę.
– Jeszcze ci mnie mało? – nosem przejeżdża delikatnie po mym policzku, a ja przymykam na moment oczy.
– Przepraszam. – szepczę najciszej jak się da. – I nie każ mi tego powtarzać, bo tego nie zrobię.
Jego usta muskające skórę na mojej szyi są dla mnie sygnałem, że nie jest już zły. Tylko, że to boli... boli, bo gołym okiem mogę dostrzec świeże zadrapania na jego ramionach oraz wyczuć zapach, którym nigdy wcześniej nie pachniał. Włosy rozwichrzone jak wtedy po naszej wspólnej nocy, sprawiają, że mam ochotę płakać. Wrócił od innej dziewczyny, a teraz bez skrupułów chce mnie... Czuję się tak bardzo źle... To wszystko nie ma najmniejszego sensu.
– Zostaw mnie. – wyduszam z siebie.
– Płaczesz? – świdruje mnie tymi cholernie pięknymi, błękitnymi oczami.
– Podlewam rzęsy. – ocieram szybko twarz i jeszcze szybciej opuszczam jego pokój.
Pierwszy raz od długiego czasu zamykam drzwi od sypialni na zamek. Osuwam się na podłogę i chowając twarz w dłonie, wypuszczam więcej łez niż bym chciała. To jest dla mnie zbyt trudne do zniesienia. Nie do końca jestem w stanie pojąć co się ze mną dzieje. Pokładam zbyt wiele nadziei w kimś kto jest bardziej ulotny niż mgła. Trzęsącą się dłonią sięgam po papierosy i zapalniczkę, a następnie otwieram okno i siadam na parapecie. Podskakuję ze strachu, gdy przede mną wyskakuje Michael.
– Płaczesz. – zauważa rudowłosy, po czym wskakuje na miejsce obok mnie. – Jaki jest powód tego stanu?
– Zakochałam się w nim, Mike. – szlocham cicho. – Przez moment wydawało mi się, że jedynie mjie pociąga... że chcę przy nim nie myśleć o problemach, ale cholera... tak wcale nie jest. Żyję każdą sekundą, która mogę z nim spędzić i choć chwilami chcę go zabić to wiem, że żałowałabym tego. Niestety on tego nie widzi... a nawet nie chce zobaczyć.
– Chyba zabrakło mi rad. – stwierdza Michael, obejmując mnie. – Blake popełnia miliony błędów, raniąc przy tym nawet tych, na których mu najbardziej zależy. I możesz mi nie wierzyć, ale zaliczasz się do tego grona. Trząchnij nim raz, a porządnie to może otworzy oczy.
Poniedziałek rozpoczynam najgorszą wpadką jaką bym chciała aktualnie zaliczyć. Michael Westwick okazuje się być niesamowicie sprytnym detektywem.
– Zapomniałem zapytać co robiliście w Little Rock. – oświadcza, opierając się o jedną z szafek w szatni.
– Nic ciekawego. – odpowiadam wymijająco.
– Przestań chrzanić i po prostu opowiadaj.
– Przespałam się z nim. – łapię się za usta, gdy dociera do mnie, że wcale tego nie pomyślałam, a powiedziałam, w dodatku głośno i wyraźnie.
– Wiedziałem! – słyszę tuż przy uchu glos Deana. Krzywię się zamykając oczy. Tylko tego mi brakowało...
– To damska rozmowa, więc spieprzaj. – stwierdza Mike.
– Jesteś facetem, deklu... – zauważa Dean, na co prawie obrywa książką. Mimo wszystko zostawia nas samych, ale boję się, że zaraz wypapla wszystko Aidenowi. Z drugiej strony dziwi mnie fakt, iż Blake nie pochwalił się przed kolegami. Byłam pewna, że pobiegnie do nich i opowie jak to nam razem było.
Siedzimy już w klasie, czekając na pierwszą lekcję, lecz nauczycielka nie zjawia się. Pewnie znów zabalowała w starym barze.
– Evans, powiedz mi jedno... – moją uwagę przykuwa Daniel zaczepiający Blake’a. – Jednego dnia posuwasz pannę, a drugiego ona odstrzela ci ramię. Jesteś aż tak kiepski, że nawet Bellatrix nie umiesz zaspokoić?
– Gdybym miała strzelać za każdym razem, gdy mnie nie zadowoliłeś to już dawno byś spoczywał za miastem. – prycham nim Evans zdąży odpowiedzieć. – Zajmij się swoimi sprawami, a nie tym co robię w łóżku...
Ludzie z klasy zaczynają szeptać między sobą. Nikt nie odezwie się głośno, gdy w grę wchodzi zadarcie z Evansem. Wszyscy po prostu się boją.
Na przerwie idę zostawić parę rzeczy w szafce. Krew zaczyna mi wrzeć, gdy na metalowych drzwiczkach dostrzegam czerwony napis SZMATA. Doskonale wiem czyja to sprawka, więc ruszam pod salę, w której mamy mieć kolejne zajęcia.
Daniel rozmawia z chłopakami ze szkolnej drużyny. Bez wahania podchodzę do niego i popycham z całej siły.
– A tobie co? – pyta mierząc mnie wzrokiem.
– Jeszcze się pytasz? – popycham go znów. Sportowcy zaczynają gwizdać i klaskać jakby oglądali najbardziej emocjonalny mecz w swoim życiu. – Skoro raczyłeś mnie zdradzić to teraz odwal się ode mnie!
– O co ci niby chodzi? – chłopak przez moment wygląda na zdezorientowanego.
– Jesteś aż takim tchórzem, że nie potrafisz mnie wyzwać prosto w twarz?
– Och... czyli nie spodobał ci się prezencik. – odpowiada w drwiący sposób. – Co sobie myślałaś? Że będziesz sypiać z tym pajacem, a ja będę wciąż rozpaczać? Dałem ci szansę, ale ją zmarnowałaś.
– Ty mi dałeś szansę? – parskam.
– A myślisz, że dlaczego przeleciałem Charlotte? Byłaś beznadziejną dziewczyną. Wiecznie zapatrzona w siebie i z tymi posranymi problemami. Jesteś do niczego Bellatrix, więc może powinnaś wziąć przykład z ojca i się powiesić.
Kolejna osoba mówi mi, że lepiej będzie jak się zabiję. W dodatku ktoś w kim pokładałam niegdyś nadzieje.
Daniel odchodzi, zostawiając mnie z wieloma przemyśleniami. Spoglądam z nienawiścią na Charlotte, która przyglądała się tej sytuacji.
– Szmata powinna umrzeć. – śmieje się rudowłosa i rusza za Danielem.
Zabieram swoje rzeczy, a następnie ukradkiem wymykam się ze szkoły. To dla mnie zbyt wiele...###
Jednak udało mi się wstawić dziś, bo doszłam do wniosku, że muszę zmienić jedynie koniec rozdziału, który już miałam. Wybaczcie to całe zamieszanie z Melody, ale tak jak napisałam wcześniej - przyjdzie na nią czas. Nie wiem sama dlaczego się tak pospieszyłam, ale ok. Nie mówię kiedy będzie następny rozdział, bo wiecie jak to ze mną jest. A jak wam mijają wakacje? Czerwone paski były? Pytam o świadectwa, gdy w sumie zaraz wakacje się skończą... Brawa dla mnie :p A piosenka, którą wrzuciłam nie ma związku z rodziałem, a po prostu nie miałam pomysłu na kawałek i ostatnio przypomniałam sobie jak bardzo kochałam Eminema xD
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomansaOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...