Mija druga godzina, w czasie której nie ruszyłam się z miejsca, rozpatrując wszelkie za i przeciw pojechaniu prosto do jamy lwa. Nerwowo przygryzam od środka policzek, coraz mocniej zagłębiając się w poplątanych myślach.
– Żałuj tego czego nie zrobiłaś... – mamroczę pod nosem sama do siebie. Ale co jeśli pojadę do Dylana i będę musiała żałować, że nie zawróciłam? To totalnie porąbane i w ten sposób nigdy nie dojdę do porozumienia sama ze sobą.
W końcu zadaję sobie jedno konkretne pytanie. Czy chcę tego? Mimo, że z całych sił staram się wmówić sobie, że nie, to jednak gówno prawda. Chcę i to jak cholera. Chcę zagrać na nerwach Evansowi do tego stopnia, że pożera mnie to od środka. Chcę poczuć się wolna, nawet jeśli będę musiała na moment spokornieć. I stanowczo chcę odjechać z tej cholernej pustyni.
Gdy dojeżdżam pod motel, doznaję szoku. Kane siedzi na krawężniku tak jakby czekał na mnie. Kiedy ja posyłam mu pełne gniewu spojrzenie, jego aż zalewa się dumą i triumfem. Wiem, że nie ma już odwrotu dlatego wychodzę z samochodu i bez słowa idę do mieszkania chłopaka. Słyszę jak podąża za mną, więc w duchu uśmiecham się. Na parę dłuższych chwil wyłączę wszelkie myśli i za radą Evansa skorzystam z życia.
Już od progu mogę znów rozkoszować się dotykiem jego ust na mym ciele. Wiem, że nie potrwa to długo, bo przecież on chce usłyszeć jedno konkretne słowo, które od dłuższego czasu przechodzi przez moje gardło ciężej niż przeprosiny. Mimo wszystko pragnę przedłużyć tę chwilę tak długo jak tylko będzie to możliwe.
Jego dłonie błądzące po mej rozgrzanej skórze, sprawiają, że chcę zatracić się w tym wszystkim. Chcę czuć więcej, intensywniej i dłużej. Dylan delikatnie popycha mnie w stronę kuchni, a gdy już jesteśmy wystarczająco blisko, odwraca mnie przodem do siebie i unosi, bym mogła usiąść na blacie. Patrzy na mnie tak jakbym była dla niego wyzwaniem, które w końcu udało się osiągnąć. Wygrał, choć oficjalnie nie było żadnej walki.
– Więc? – słyszę, a żeby tego było mało, palcami dotyka mojej brody, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. Kiedy chcę odwrócić wzrok, nie pozwala mi na to.
– Proszę. – szepczę najciszej jak tylko się da, modląc się w duchu, aby nie kazał mi powtarzać tego głośniej. I moje modlitwy zostają wysłuchane, bo momentalnie mogę odczuć ich skutek.
Sukienka, którą wciąż mam na sobie, zostaje przesunięta ku górze, ale tylko tak by odsłonić znaczną część moich ud. Przez myśl przechodzi mi protestowanie, gdy ciepłe ręce docierają do dolnej części mej bielizny, by po chwili rzucić ją gdzieś w kąt. Ale przecież właśnie tego chciałam, więc jaki sens by był w uciekaniu przed tym? Żaden. Zaniepokojona obserwuję jak Dylan obcałowuje fragment po fragmencie, zaczynając od kolana a kończąc na wewnętrznej stronie mojego lewego uda. Jedynie na odrobinę dłużej zatrzymuje się tam, gdzie wciąż widać bliznę po mojej niemiłej przygodzie. Głośno wciągam powietrze, gdy przyjemny prąd rozchodzi się po całym ciele. Odruchowo zaciskam palce na ciemnych włosach chłopaka, wywołując tym samym uśmiech na jego twarzy. Kompletnie nie wiem jak mam się zachować w tej sytuacji. Czuję się jednocześnie rozluźniona i skrępowana, a każde kolejne muśnięcie powoduje, że nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Odchylam głowę, tak jakby to miało uratować mnie, ale to wcale nic nie daje. Każda pojedyncza komórka w moim ciele mówi mi, żebym przestała się bronić, a im mocniej staram się zacisnąć nogi, tym bardziej jest mi to utrudniane. W duchu powtarzam sobie, że muszę wyluzować, jednak to jest nierealne. Płonę i z całą pewnością niedługo ta bomba wybuchnie. Wydaję z siebie jęk, przepełniony rozczarowaniem, gdy Dylan odsuwa się na kilka centymetrów, by dumnie przyjrzeć się temu do jakiego stanu mnie doprowadził.
– A ty dokąd? – pytam, nie ukrywając niezadowolenia, gdy chłopak odchodzi ode mnie. Czy on już tak zawsze będzie zostawiał mnie po środku niczego? To powinno być zakazane. – Przecież zrobiłam co chciałeś. Poprosiłam.
– O co? – mam wrażenie, że droczenie się ze mną sprawia mu większą frajdę niż to co przed chwilą działo się. Przełykam głośno ślinę i tym razem to ja przygryzam wargę. – To zadziwiające, że jednocześnie potrafisz mówić co ci ślina przyniesie na język, a gdy masz powiedzieć głośno i wyraźnie, że chcesz, żebym nadal lizał...
– Boże, zamknij się! – wołam, nie wierząc własnym uszom.
– I o to mi chodzi! – on też unosi głos, wyrzucając ręce ku górze. – Chciałbym wiedzieć tylko jedno. Czy on kiedykolwiek miał okazję poznać taką wersję ciebie? Pociągająco zawstydzoną, skruszoną i niemiłosiernie wrażliwą.
Zaciskam zęby, nie chcąc powiedzieć prawdy, której on i tak domyśla się. Teraz czuję się upokorzona mając wrażenie, że tkwiłam w związku, który jedynie podcinał mi skrzydła, udając że pomaga mi je rozkładać. To było jak podpisanie cyrografu. Na początku zdawało się, że jest fajnie, ale potem przyszedł czas zapłaty.
Nim orientuje się co do jasnej cholery zaczyna się dziać, jest już stanowczo za późno, by to ukryć. Słone łzy spływają po moich policzkach, jakby chciały utworzyć tam miniaturowy wodospad. Próbuję przypomnieć sobie ile razy płakałam przy Blake’u, ale jedyne co przychodzi mi do głowy to momenty, których płakałam przez niego. Utonęłam w tak bardzo toksycznej miłości, że zdążyłam zapomnieć jak poprawnie się oddycha. A teraz mam przed sobą kogoś kto budzi we mnie wiele niezrozumiałych emocji, jednocześnie pokazując, że zasługuję na wszystko co najlepsze. Że wcale nie muszę na nikim polegać, jeśli tylko zacznę żyć w zgodzie z samą sobą...
– Masz rację. – szybko ocieram twarz i biorę głęboki wdech. – Nie potrafię niektórych rzeczy, a mój związek z Evansem to totalne dno i wodorosty.
– Ale mimo to za miesiąc polecisz sprawdzić czy zmienił zdanie. – stwierdza chłopak, poprawiając włosy. – Dlaczego w takim razie przyszłaś do mnie?
– Bo zasiałeś we mnie ziarenko nadziei na to, że mogłabym zapomnieć o nim. – mówię stanowczo. – Mimo wszystko nie sprawisz tego w jeden czy też dwa dni. Nie jestem pewna czy wystarczy ten miesiąc...
– Czy w takim razie od dziś razem będziemy stać na szczycie?
– O nie, mój drogi. – kręcę stanowczo głową. – Nie ma żadnego razem. Jeśli coś mi się nie spodoba, znikniesz szybciej niż mgła o poranku.
– Evans też usłyszał takie piękne, poetyckie porównanie? – drwi, podchodząc bliżej, by objąć mnie delikatnie.
– Różnica między tobą, a Evansem jest taka, że jego wciąż kocham, a ty jesteś moim... pupilkiem, którego wykorzystuję do złagodzenia bólu po złamanym sercu, więc może lepiej przestań stawiać się z nim na równi.
– Co za zabójcza szczerość, Królowo. Ale mimo wszystko masz rację... ja jestem dużo wyżej od niego.
To będzie długi i intensywny miesiąc.
Leżymy razem na łóżku, korzystając z wolnego czasu jak zwyczajni ludzie. Nie ma mowy o narkotykach, mordowaniu czy innych rzeczach, których nie powinniśmy robić. Kiedy Dylan czyta książkę, której tytułu nie chce mi zdradzić, ja próbuję przypomnieć sobie jak bardzo kiedyś lubiłam wkładać słuchawki w uszy i odlatywać myślami gdzieś daleko, do świata bez rozczarowań i porażek. To takie normalne.
– Mam pomysł. – mówi chłopak, wyłączając muzykę, bym mogła go usłyszeć. – Wyjedź gdzieś na ten miesiąc. Zostaw interesy chłopakom i poukładaj sobie wszystko. Nie zrobisz tego jeśli będziesz ciągle spotykała się z Evansem i widziała co on wyprawia.
– Mam wyjechać sama? – pytam, z lekką nutą rozczarowania. Nie chcę być sama. – I co z Melody? Nie zostawię jej...
– Melody da sobie radę, poza tym mówiłaś, że Aiden jej pilnuje. – zauważa, przysuwając się bliżej mnie. – I myślę, że brak towarzystwa dobrze by ci zrobił.
– Nawet nie wiesz w jak ogromnym błędzie jesteś. – mamroczę, by podkreślić swoją irytację.
Dylan opiera się na łokciach, nachylając się nade mną. Czubkiem nosa dotyka mojego policzka, po czym zaczyna bawić się kosmykiem niebieskich włosów.
– W takim razie poproś. – mruczy, sprawiając, że zaraz oszaleję.
– Kiedy ostatnim razem to zrobiłam, zostawiłeś mnie. – przypominam mu. – Teraz odwieziesz mnie na jakieś dalekie zadupie, spędzimy gorącą noc, a następnie znikniesz o świcie?
– Kuszące. – droczy się ze mną. – Ale nie... wystarczy, że poprosisz. I wiesz o co dokładnie mi chodzi.
Patrzę w jego zielone oczy, przepełnione pożądaniem i iskrą złośliwości. To niebezpieczne połączenie, sprawiające, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Dlaczego to robisz? – wyduszam z siebie, choć powoli braknie mi tchu.
– Co dokładnie? – zaczyna obcałowywać moje obojczyki, tak jakby próbował odwieźć mnie od tej rozmowy. Przymykam na moment oczy, ale po chwili odsuwam go na w miarę bezpieczną odległość. Czuję, że moje policzki płoną pod nieustannie zalewającym je rumieńcem.
– Aktualnie robisz mi sieczkę z mózgu. – mówię, wywołując tym rozbawienie u niego. – Ale nie o to mi chodzi. Starasz się naprawić mnie jakbym była zepsutym sprzętem.
– To nie tak. – chłopak siada na kolanach, tym samym dając mi trochę odetchnąć. – Intrygujesz mnie. Jak tylko o tobie usłyszałem, wiedziałem, że muszę cię poznać. Ludzie gadali naprawdę różne rzeczy, ale dla mnie byłaś wariatką, która zamiast za koło ratunkowe, złapała za brzytwę.
– Żadna nowość. – wywracam oczami. – Słyszę to codziennie.
– Chciałem poznać dziewczynę, która wzbudziła strach w ekipie Dave’a Evansa, pokazując wszystkim, że trzeba na nią uważać.
– No i ci się udało. Co w związku z tym?
– Okazało się, że pragnę zgłębiać każdy zakamarek jej niedostępnego umysłu. – ponownie zbliża się do mnie, tym razem unieruchamiając moje ręce. – I mimo, że ciągle się przed tym wzbrania, potrafi być zwyczajną dziewczyną, ale tylko wtedy, gdy nikt tego nie widzi. Nikt prócz mnie. Muszę przyznać, że to kurewsko podniecające, być tym, który potrafi okiełznać niegrzeczną dziewczynkę.
– Czy to oznacza, że już nie wyobrażasz sobie życia beze mnie? – pytam, uśmiechając się prowokująco. Nie dostaję jednoznaczne odpowiedzi. Jego usta przywierają do moich z ogromną zachłannością, dając mi odczuć, że pragnie mnie. Pragnie choć, będzie wodził mnie za nos, aż w końcu naprawi to co jest we mnie najbardziej wadliwe.
– To jaka jest twoja decyzja? – szepcze mi do ucha, pieszcząc wrażliwą skórę rozgrzanym oddechem.
– Pojedź ze mną i nie zostawiaj mnie samej. – mówię łagodnie. – Proszę.###
Boże pisanie tego rozdziału było okropnie trudne. Muszę wszystko dokładnie zaplanować i już teraz powiem wam, że jestem smutna. Chodzi dokładnie o to, że uwielbiam Evansa i wiem, że Trixie powinna być z nim, ale Dylan chyba wyszedł mi za bardzo i ciężko będzie zdecydować. Bo z jednej strony mamy tę szaleńczą miłość, której nikt nie potrafi zrozumieć, a z drugiej poczucie bezpieczeństwa i wiele miłych rzeczy. Pomóżcie i tak jak kiedyś w jakiejś mojej książce dajcie w komentarzach znać kto jest #teamDylan a kto #teamBlake. Proszę nawet osoby, które zwykle nie udzielają się w komentarzach, bo to zajmie wam tylko sekundę!
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomanceOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...