Największy problem

147 18 14
                                    


– Wygląda na to, że nadepnęłaś Evansowi na całkiem spory odcisk. – mówi Aiden, gdy tylko wkracza do pomieszczenia, w którym wciąż jestem więziona.

– Pomogę ci. – wypalam bez zastanowienia.

– Ty? – parska chłopak – To chyba raczej tobie przydałaby się pomoc.

– Jeśli naprawdę chcesz go zniszczyć to wchodzę w to.

– Rozumiem, że jest jakiś haczyk, o którym powinienem wiedzieć.

– Pozbądź się Daniela. – mówię stanowczo.

Ruthenford przygląda mi się badawczo, więc robię co w mojej mocy, by wyglądać na zdecydowaną. Tylko w tym popapranym planie jest cała moja nadzieja.

– Dlaczego miałbym go usunąć? – pyta po chwili. – Ok. Załóżmy, że robię to. Daniel znika z twojego życia i co dalej? Pozwolisz mi, gdy będę próbował zranić Evansa?

– Więcej. Tym razem strzelę raz, a porządnie.

Chłopak uśmiecha się triumfalnie, a następnie wychodzi bez słowa. Nie jestem pewna czy to wypaliło.
Mija niewiele czasu, gdy Aiden wraca w towarzystwie Daniela. Ten drugi trzyma w rękach linę. Wygląda na bardzo zdenerwowanego.

– Chciałaś się mnie pozbyć? – nachyla się nade mną, posyłając najbardziej złowrogie spojrzenie jakim mógł mnie kiedykolwiek obdarować.
Ukradkiem spoglądam na Ruthenforda, który stoi oparty o ścianę. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Dan odchodzi ode mnie, tylko po to, by przewiązać linę przez hak w suficie. Czyli zostanę powieszona... Ciarki przechodzą mi przez plecy, gdy tylko pomyślę o tym, że coś może pójść nie tak. Słyszałam wiele historii o ludziach, którzy próbowali powiesić się, a skończyli na wózku lub jako warzywa...

– Możesz przekląć dzień, w którym mnie zostawiłaś. – szepcze mój były chłopak, gdy w niezbyt miły sposób zmusza mnie do wstania z łóżka. – Trzeba było siedzieć cicho, a nie robić problem z tego, że przespałem się z Charlotte.

Ku mojemu zaskoczeniu, lina wcale nie zostaje przewiązana przez moją szyję. Dan rozcina nożem bluzę, którą mam na sobie, kalecząc mnie przy tym w kilku miejscach. Stoję z uniesionymi rękoma, a sznur wrzyna mi się w nadgarstki. Aby nie czuć większego bólu, muszę stać na palcach, lecz jest to zbyt trudne.

– Och, wybacz, ale w ostatnich chwilach życia nie mam ochoty oglądać twojego małego ptaka. – parskam, gdy chłopak rozpina skórzany pasek. – No dobra, chyba już załapałam.  Zostanę ukarana, pasem po tyłku. I myślisz, że w ten sposób wyplewisz coś ze mnie?

– Jestem tego pewien. Będę cię lał tak długo aż spokorniejesz.

Nie obrywam w pupę, a w lędźwie. Boli bardziej niż mogłabym sobie wyobrazić, ale zaciskam zęby, by nie pokazać mu tego.

– Zobaczysz, Bellatrix. – woła Dan, uderzając mnie kolejny raz. – To pomoże nam obojgu. Ty staniesz się lepszą dziewczyną, a ja nie będę musiał cię zdradzać. Wystarczy, że grzecznie przeprosisz.

– Pierdol się. – warczę, za co również obrywam.

– Mogłaś być dalej ze mną, ale poleciałaś do Evansa.

– I nie żałuję! – mam wrażenie, że skóra zaraz mi pęknie. – Poszłabym do każdego, byle uwolnić się od ciebie. To ty jesteś nikim.

Nogi uginają się pode mną i nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Z całych sił staram się nie popłakać, choć to co właśnie czuję jest nie do zniesienia.

– No dobra, to już zrobiło się nudne. – stwierdza Aiden, więc przenoszę wzrok z podłogi na niego. – Wybacz, ale ona nigdy nie spokornieje, choćbyś miał ją ukrzyżować.

Zaraz po tym dostrzegam jak chłopak sięga po broń, więc zamykam oczy, dziękując w duchu, że w końcu odpocznę od tego świata. Słyszę huk, ale nic się nie dzieje, więc otwieram jedno oko, zastanawiając się czy już umarłam i czy piekło naprawdę wygląda jak ta cholerna piwnica.

– O Boże! – wydaję z siebie okrzyk przerażenia, gdy dostrzegam pod moimi nogami powiększającą się czerwoną plamę. Niedaleko leży mój były chłopak. – Zabiłeś go. On nie żyje. O Boże, ty go zabiłeś.

– To przecież logiczne, że skoro go zabiłem to nie żyje. – Aiden wydaje się być rozbawiony moją paniką. – Uspokój się, Trixie, bo na jednym trupie świat się nie wali.

– Miałeś się go pozbyć!

– A to nie znaczy to samo co zabić? – podchodzi do mnie i rozcina linę. W ostatniej chwili łapie mnie, ponieważ nie jestem w stanie utrzymać równowagi. – No cóż. Stanowczo za późno, by dyskutować na temat znaczenia różnych wyrazów. Zdałaś egzamin, więc czas wrócić do domu.

Dostaję jakąś męską bluzkę, a niedługo po tym wsiadamy do samochodu.

– Zadzwoniłaś do mnie i poprosiłaś o pomoc. – instruuje mnie. – Zapewne zapyta dlaczego nie zadzwoniłaś do Michaela.

– Nie zrobiłam tego, bo Mike nie sprząta brudów i wiedziałam, że nie przyjedzie. – mamroczę, opierając głowę o szybę.

– Mądra dziewczynka. Razem możemy mieć naprawdę wiele, Trixie. Wystarczy, że wyciągniesz rękę po to czego chcesz.

Całą drogę rozmyślam nad tym co się wydarzyło. Charlotte nie żyje, Daniel również jest martwy. Czy to wszystko jest naprawdę moją winą? Czy gdybym tamtego dnia nie odstawiła scen, oni by żyli? Daniel by nie zwariował, ja bym mu wybaczyła i może byśmy jednak mogli być razem. Chyba sama zaczynam bredzić...
Jest już ciemno, gdy docieramy na miejsce. Ostrożnie wychodzę z samochodu, uważając na nogę. Rana wciąż potrzebuje zszycia, ale mój prowizoryczny opatrunek uchronił mnie od wykrwawienia się. Aiden przepuszcza mnie w przejściu, więc powoli łapię głęboki oddech i idę zmierzyć się z najgorszymi kłamstwami, jakie będę musiała powiedzieć.
W salonie znajduje się reszta chłopaków. Wszyscy wpatrują się we mnie z dziwnymi wyrazami twarzy. Nagle Blake wstaje i zaczyna klaskać. Patrzę na niego totalnie zdezorientowana. Za chwilę Mike i Dean dołączają do blondyna, a razem z nimi Aiden.

– Mówiłem. Zdałaś egzamin. – śmieje się Ruthenford.

– Co, kurwa? – wypalam, wciąż nie wiedząc co tu się dzieje.

– Trixie, uwielbiam cię, ale chwilami jesteś skończoną idiotką. Czy ty naprawdę uwierzyłaś w to, że mam w planach jakieś dziwne zemsty na przyjacielu? To wszystko było po to, by wykończyć Daniela, pozbyć się Chrisa z Jessford i sprawić, że w końcu staniesz na nogi i przestaniesz polegać na tym, że Blake ci pomoże.

– Nienawidzę was. – mamroczę. – Zabiję was wszystkich. Każdego po kolei.

– Nie histeryzuj. – stwierdza Evans.

– Czy to było to czego nie chciałeś mi ostatnio powiedzieć? Nie chciałeś, abym wiedziała, że Aiden wbije mi cholerny nóż w nogę, a następnie będzie patrzył jak mój były katuje mnie!

– Jak widać nawet to nie pomogło w uciszeniu ciebie.

– Zamilknę kiedy wyzioniesz ducha.

Nagle dociera do mnie, że od dłuższego czasu nie paliłam, więc chwytam paczkę, która leży na szafce i ruszam do ogrodu. Najpierw papieros, a potem zajmę się nogą. Skoro do tej pory nie umarłam, to może jeszcze nie jest mój czas. Rozsiadam się wygodnie na ławce, uważając na pokiereszowane plecy. Czuję się jakbym wpadła pod pociąg, a zaraz po tym jeszcze pod tira. Słyszę kroki, a gdy dostrzegam kto nie chce dać mi spokoju, wykrzywiam usta w grymasie.

– Naprawdę byś mnie zdradziła? – pyta Blake, odpalając papierosa.

– Wiesz w czym tkwi największy problem tej chorej sytuacji? – spoglądam na niego z nienawiścią. – Namieszałeś mi tak bardzo w i tak już wyjątkowo powalonej głowie. Do tego stopnia, że jeszcze tej nocy zabiłabym twojego przyjaciela, byle ochronić ciebie. A ty się mnie kurwa pytasz, czy naprawdę chciałam cię zdradzić...

###
Udało się. Męczę się ostatnio jak nie wiem co. Siadam i jęczę, że nie mogę nic napisać, bo w głowie mam jakąś blokadę, która nie pozwala mi nic napisać. Ale udało się w końcu. Jak zwykle nie wiem co będzie z kolejnym rozdziałem, ale błagam, trzymajcie za mnie kciuki, bo chwilami czuję się jakby mózg miał mi eksplodować od ciągłego myślenia. Kto z was uwierzył w to, że Aiden jest zły? Ja to złapałam xD ale potem w głowie urodził się inny pomysł.

Szklane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz