– Czy to ten chłopak, który zaczepił cię pod sklepem? – pyta Melody, dostrzegając Dylana, który przyjechał za nami pod dom. – Czego chce?
– Podobno pogadać o interesach, ale mam jakieś złe przeczucie. – odpowiadam, marszcząc brwi. – Weź rzeczy i idź do domu, tak jakby nic się nie działo. I powiedz reszcie, że kazałam się nie wychylać, więc niech trzymają swoje dupska na kanapie.
Blondynka zgarnia torby z zakupami, by po chwili wyjść z auta. Ja również to robię, a w momencie, gdy odwracam się tyłem do samochodu, Dylan podchodzi do mnie tak blisko, że ogranicza to moją strefę prywatności.
– Sekretarka nie odbierała, powinnaś ją zwolnić. – mruczy, przybliżając usta do mojego ucha. – W związku z tym mam propozycję. Zaprosisz mnie do środka i w końcu przeprowadzimy rozmowę, na której mi zależy.
– Bo co? – prycham, posyłając mu gniewne spojrzenie.
Dylan tym razem zbliża usta do moich, co wcale mi się nie podoba. Ukradkiem sięgam pod koszulkę, gdzie chowam pistolet.
– Bo rozpierdolę całe Jessford, łącznie z twoim ukochanym Evansem, jego kumplami i twoją słodką koleżanką. – ton jego głosu jest taki jakby chciał mnie poderwać, a nie zamordować.
– Jesteś naprawdę tak głupi, żeby grozić mi na moim terenie? – pytam, przykładając spluwę do jego skroni. – A może to jednak desperacja? Coś cię mocno uwiera w tyłek i potrzebujesz pomocy... więc może bądź jednak milszy, bo prawdopodobnie kiedyś twoje życie będzie zależało od mojego nastroju.
Chłopak powoli odsuwa się ode mnie, wyciągając ręce w obronnym geście. Krótkim ruchem głowy, wskazuję mu, że ma iść do domu. Nie odrywam od niego wzroku, bo zwyczajnie mu nie ufam.
W salonie zastaję całą paczkę. Wszyscy mają grobowe miny, ale na twarzy Blake’a rozgrywa się chyba jakaś wielka wojna. Domyślam się, że widział zaistniałą sytuację i wcale mu się nie spodobała.
– Mówiłem ci już, że nie będziesz tu handlował tym swoim gównianym towarem. – warczy Evans. – Koleś zmarł, bo wymieszał twoją cholerną wódkę z moimi prochami. Przez ciebie kurwa miałem kryzys, bo ludzie bali się brać na imprezach, a dobrze wiesz, że w takich sytuacjach był najlepszy utarg.
– Zaraz, zaraz... – wtrącam się, nim Dylan zdąży dojść do słowa. – Naprawdę nie mieliście lepszego pomysłu na życie? Nie podoba mi się to całe białe gówno...
– Dlatego właśnie siedzisz na czele trzynastu miast, w których jest rozprowadzane? – przerywa mi Kane, a ja blednę. Ilu? Byłam pewna, że to dociera tylko do Damford i Little Rock, nawet jeśli Blake mówił, że ich zasięgi są szersze. – Nie wiedziałaś? Nauczyliście ją czegoś więcej niż pyskowania i machania gnatem?
– Robiła to już jak ją znaleźliśmy. – woła wesoło Dean, za co mam ochotę mu przywalić. – Nie zdążyliśmy jeszcze, poza tym im mniej wie tym lepiej śpi.
Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Jeśli cokolwiek dotrze do Szeryfa, to jestem w tak głębokim dole, że nie ma z niego wyjścia. Nie sądziłam, że cała ta śmieszna gangsterka będzie mogła odbić mi się z takim hukiem.
– Wróćmy do tego, po co tu jestem. – Dylan przerywa ciszę, a następnie siada na brzegu kanapy. – Straciłem wszystko, bo po pierwsze miałem w ekipie kreta, a po drugie mój najlepszy dostawca odszedł.
– Jak to odszedł? – dziwi się Mike.
– Zmarło mu się. – nasz gość najwyraźniej lubi sobie czasem pożartować, nawet z poważnych rzeczy. – Jak się później okazało, to on był kretem... Straciłem cały towar, maszyny i ludzi. Skurwiel nie wydał tylko mnie, ale i tak byłem na przesłuchaniu.
– Rozbieraj się. – mówię nagle, gdy zaczynam podejrzewać, że mógł zostać podstawiony przez policję. – No już! Myślisz, że jestem idiotką? O nie mój drogi, naoglądałam się zbyt wielu filmów, żeby dać się złapać na coś takiego.
– Evans, nie wiem co twoja niunia bierze, ale to raczej jest dziwne.
Zdenerwowana podchodzę do niego, chcąc przeszukać go i sprawdzić czy nie ma żadnego podsłuchu. On patrzy na mnie zszokowany, a następnie łapie za ramiona i odsuwa od siebie.
– Czaję. – stwierdza. – Nikogo na świecie nie boję się tak bardzo jak jego ojca. Wolałbym zdechnąć w pierdlu, niż zeby Dave Evans dopadł mnie, bo wydałem jego syna i zrujnowałem mu życie. Choć szczerze mówiąc zastanawiam się czy to ciebie jednak nie powinienem się obawiać.
Zjeżdżam go pełnym pogardy wzrokiem i odchodzę dalej. Może to wyglądało dziwnie, ale wolałam się upewnić. Nie ufam temu kolesiowi.
– To czego chcesz? – pytam ostro.
– Połączyć siły. – odpowiada szybko. – Nadal mam kontakty, więc można białe szczęście przeciągnąć na moje tereny. Zyskacie dodatkowe dziesięć miast i wszyscy na tym zarobimy. Mam zasięg aż po Clarksville.
– Clarksville? – prycham. – Tam w ogóle mają prąd? Przecież to gorsze zadupie niż Jessford.
– Ludzie stracili otwarty dostęp do taniej gorzały. – zauważa Aiden. – Z chęcią sięgną po coś mocniejszego, nawet jeśli będzie droższe niż wódka. No i z Jessford można by kierować towar do Collinston i Kilbourne, a potem dalej.
– Przydałoby się trochę nowych miejsc. – odzywa się Mike. – Ostatnio słabo idzie w Lily Lake. Dużo młodych wyjechało, a starsi nie chcą brać czegoś czego nie znają.
Stoję oparta o regał z książkami i uważnie przysłuchuję się dyskusji, tak aby zapamiętać jak najwięcej. Gdyby nie fakt, że rozmowa dotyczy sprzedaży narkotyków, mogłabym przysiąc, że mam przed sobą młodych biznesmenów, rozwijających swoje działalności i dążących do połączenia sił. Z biegiem lat stworzyliby wielką korporację, zatrudniającą tysiące pracowników. Niestety to nadal jest handlowanie dragami.
– Co myślisz, Trixie? – moje rozmyślenia przerywa głos Blake’a. – Ty tu rządzisz, więc decyzja należy do ciebie.
Nie odpowiadam przez dłuższy czas, więc chłopak podchodzi do mnie i sięga po coś z regału. Po chwili na stoliku kawowym ląduje mapa turystyczna. Evans bierze czerwony marker, leżący pod na półce pod stolikiem i szybko zaznacza różne punkty. Następnie zielonym pisakiem zakreśla kolejne miejsca.
– Czerwone to nasz teren. – wyjaśnia. – Zielony należy do Kane’a. Zaczynamy tutaj, największy transport rusza do Damford i Little Rock. Z Damford mniejszy wysyłamy do Carbon Cliff i Hillside oraz kończy w Limeston. Z Carbon Cliff i Hillside do Lily Lake i Milleton. I tak dalej...
– Moglibyśmy zrobić przejazd z Little Rock do Longstreet. – zauważa Dean. – Wtedy byśmy puszczali dwa mniejsze transporty, żeby odciążyć Collinston.
– Szeryf ma mnie ciągle na oku. – wyznaje Dylan. – Nie mogę niczego przewozić sam, bo mnie ciągle przeszukuje. Poza tym jak nagle przesiądę się z motoru do auta to zacznie coś jarzyć.
– My też jesteśmy przekreśleni tam... – mamrocze Aiden. – Trixie i Melody są czyste...
– Zapomnij! – krzyczy Evans. – Jedna to skończona łamaga, a druga ma zadatki na seryjnego mordercę. Jak jej coś nie podpasuje to pozabija wszystkich w zasięgu pięciu kilometrów. Jaka jest decyzja, Trix?
– Nie przeszkadza ci to, że już nie będziesz szefem u siebie? – pytam, patrząc na Kane’a.
– Oczywiście, że przeszkadza. – stwierdza szczerze. – Ale jaki mam teraz wybór? Mogę zachlać się na śmierć, bo nikt mnie nie przyjmie do pracy, a znam się tylko na nielegalnych sprawach. Lub mogę schować dumę w kieszeń i stać się twoim podwładnym, Królowo...
Mam wrażenie, że on ciągle mnie podrywa. Chyba, że ma po prostu taki styl bycia i tak samo traktuje każdą dziewczynę. Niczego i tak tym nie wskóra.
Późnym wieczorem siedzę na ławce w towarzystwie Michaela. Tęskniłam za naszymi pogaduszkami i tym jak wspaniałym przyjacielem potrafi być ten rudzielec.
– Ej, a te gangi mają jakieś nazwy? – pytam, zastanawiając się nad tym.
– Nazwy? Nie bardzo. – Westwick kręci głową. – Odróżnia ich chyba ubranie. Wiesz, na przykład wilk na kurtce.
– Taaa... was w szczególności wyróżniają ubrania. – parskam. – No ale dobra, rozumiem, że za wizytówkę robi ekipa Evansa Seniora. Ale nazwę to byśmy mogli mieć.
– A co my jesteśmy drużyną harcerską? Nazwijmy się Czerwone Kapturki i zacznijmy sprzedawać ciasteczka. Ubierzemy Blake’a w kusą spódniczkę, by był przynętą dla starych amatorów małych dziewczynek. Błagam, idź do psychiatry.
– Mówisz do siebie czy do mnie? – uderzam go łokciem w żebro. – Jezu, Mike. Ja to naprawdę zrobię. Przewiozę cały bagażnik tego gówna, mając do pomocy jedynie Melody.###
A wy jaką nazwę byście wybrali dla naszej wesołej gromadki? XD
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomanceOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...