Niegrzeczny chłopiec

132 15 19
                                    

– Naprawdę nic mi nie jest. – próbuję przekonać Aidena, gdy rozmawiamy przez telefon. – Po prostu muszę odpocząć od... z resztą sam wiesz.

– Trixie proszę cię tylko o to, żebyś uważała na siebie. – mówi, zmartwionym głosem. – Nie wymachuj za bardzo spluwą i staraj się wtopić w tłum.

– Widziałeś moje włosy? To niemożliwe z takim kolorem.

– Po prostu nie pakuj się w tarapaty, a ja zajmę się Mel i resztą spraw.

Jeszcze tylko kilka próśb o to bym nie narozrabiała w Fox Lake i kończymy rozmowę. Tak, urlop spędzę w mieścinie, którą niedawno wyśmiałam. Tam po prostu nie ma zbyt wielu turystów, a o tej porze roku łatwiej spotkać na plaży jaszczurkę niż człowieka. W dodatku istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że gdyby Evansowi coś odwaliło, nie szukałby mnie właśnie tam.
Nagle mój telefon zaczyna wibrować, a na ekranie pojawia się wielki napis informujący o tym, że dzwoni mój były/ przyszły chłopak. Biorę głęboki wdech i już mam ochotę wyrzucić telefon przez okno, gdy przez przypadek odbieram. Przeklinam w duchu samą siebie.

– Co chcesz? – pytam surowo.

– Podobno wyjeżdżasz. – słyszę równie zimny głos co mój. – Ze swoim nowym kochasiem?

– A jak tam twoja dziwka? – odgryzam się. – Już ci się znudziła i przypomniałeś sobie o mnie?

– Sprawdzam tylko czy dobrze się bawisz i czy on cię nie krzywdzi...

– W jaki sposób miałby mnie niby skrzywdzić? – syczę. – Zobaczę jak się liże z inną panną czy może wpakuje mi kulkę w rękę i nóż w nogę?

– Zrobił to Aiden! – oburza się blondyn, oczywiście olewając dwa wcześniejsze zarzuty.

– Ale to ty wydałeś taki rozkaz. – odpowiadam od razu. – Nie mam ochoty dłużej z tobą rozmawiać, bo muszę spakować się.

Rozłączam się i od razu ciskam telefonem o łóżko. Oczywiście, że musiał spieprzyć mi nawet to. Mimo wszystko gdzieś w głębi serca istnieje mała cząsteczka, która cieszy się z tego, że Evans zadzwonił do mnie, a w jego głosie mogłam odczuć lekką zazdrość. Odwracam się, czując, że jestem obserwowana. Dylan stoi w progu, uważnie przyglądając się mi.

– No co? – pytam, szukając mojej małej porcji nikotyny. – Gdzie są te cholerne papierosy...

– Chodzi ci o te? – chłopak pokazuje mi czarno zieloną paczkę, więc wyciągam po nią dłoń. – Nie ma takiej opcji. Od dziś koniec z paleniem.

– Ty chyba na głowę upadłeś. – parskam i podchodzę do niego, by zabrać swoją własność. Z każdym kolejnym krokiem zauważam pojawiający się bezczelny uśmieszek na jego buzi, sygnalizujący, że to tylko wygłupy, ale będę musiała namęczyć się nieźle. – Przypominam ci, że Aiden nauczył mnie jak się bić.

– W takim razie spróbuj mi je odebrać. – chowa paczkę do kieszeni spodni, a ja zaczynam się bać, że po wszystkim będę potrzebowała nowej, bo ta zostanie zgnieciona.

Ponownie wyciągam rękę w stronę chłopaka, jednak zostaje ona zablokowana, a ja pociągnięta mocno do przodu. Chwila mojej nieuwagi i już zwisam przerzucona przez jego ramię i nie mogę się wyrwać. Uderzam rękoma w jego pośladki, co jedynie wywołuje śmiech chłopaka. I wtedy orientuję się, że przecież sięgam do tej jednej konkretnej kieszeni, więc szybko wyjmuję upragnioną paczkę, a z niej jednego papierosa oraz zapalniczkę. Resztę chowam z powrotem do kieszeni. Zapalam papierosa, a parę chwil później do moich uszu dochodzi uporczywe pikanie. Gdy znów stoję na podłodze, wzrok Dylana jest jak u rodzica, który chce skarcić nieposłuszne dziecko. I nagle z sufitu zaczyna pryskać woda.

– Gratuluję. – mówi Chłopak, szukając czegoś w szufladzie. – Mam mieszkanie w motelu, a tu wszędzie muszą być systemy przeciwpożarowe, Ciołku.

Nie jestem pewna czy jest rozbawiony, czy może jednak wkurzony.

– Przepraszam... – mówię cicho z miną zbitego szczeniaka, co nie uchodzi jego uwadze. Od razu unosi jedną brew, jakby zastanawiał się nad tym jaką karę powinnam dostać.
Po ogarnięciu całego bałaganu i spakowaniu potrzebnych rzeczy, ruszamy w drogę. W międzyczasie dochodzi jeszcze do małej wymiany zdań na temat tego kto powinien prowadzić mój samochód, ale to chyba oczywiste, że za kierownicą usiądzie Dylan dopiero, gdy ja będę naprawdę zmęczona. W przeciwnym wypadku nie ma takiej opcji.

– Powinieneś mieć auto. – mówię, by przerwać niechcianą ciszę. – Jest praktyczniejsze niż motocykl.

– Nie ma mowy. – oburza się jakbym kazała mu spalić swój pojazd. – Lubię czuć wiatr we włosach.

– To wystaw sobie pyszczek przez okno. – dogaduję, przypominając sobie fragment pewnej książki. On wywraca jedynie oczami, zapewne mając już dość moich uszczypliwych aluzji. – Podsłuchiwałeś moje rozmowy?

– Nie. – odpowiada stanowczo. – Wszedłem, gdy rzuciłaś telefonem. Mogę wiedzieć co się stało?

– Nie możesz, nie musisz i nawet nie powinieneś.

– Uh... trzy odmowy w jednym zdaniu to jak dostać niezłego kopa w tyłek.

Jeszcze do niedawna nie sądziłam, że będę musiała zerwać z Danielem, a moje życie obróci się do góry nogami. Przysięgam, że gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę stała na czele szajki narkotykowej to bym go wyśmiała i zaproponowała towarzystwo w drodze do szpitala psychiatrycznego. A jeszcze bardziej bym wyśmiała osobę, która by oznajmiła, że Blake Evans złamie mi serce. Bo czy to przypadkiem nie ja powiedziałam kiedyś, że nie będę jedną z tych dziewczyn, które przez niego płaczą? Tak, to byłam ja i teraz już wiem, że nigdy nie powinno się mówić nigdy, bo życie potrafi być zaskakujące i przewrotne.
Ukradkiem spoglądam na mojego towarzysza, którego znów pochłonęła lektura. Młody gangster z książką, to dopiero niecodzienny widok. Cichutko wzdycham, nie wiedząc co mam dalej robić. Za niecały miesiąc przyjdzie mi podjąć ciężką decyzję. Jeśli nic się nie zmieni to w moim sercu nadal będzie zarozumiały, agresywny i bezczelny człowiek, a ja zapewne będę chciała kontynuować to co jednocześnie niszczy mnie i odbudowuje. Zdrowy rozsądek podpowiada mi jednak dwie inne opcje. Zostać z Dylanem i prawdopodobnie mieć dużo spokojniejsze życie niż dotychczas lub olać wszystkich facetów i skupić się na sobie. Bo w sumie jak mogłabym być z innym, gdy kocham Evansa...

– A jeśli nie będę chciała do niego wrócić? – wypalam, choć wcale nie miałam takiego zamiaru.

– O tym właśnie myślisz? – Dylan odkłada książkę i siada tak, by mieć lepszy widok na mnie. – Wtedy dalej będziemy się świetnie bawić. Może z czasem poczujemy coś do siebie i będzie jeszcze fajniej.

– A myślałam, że już się zakochałeś. – parskam, będąc pewna, że chłopak właśnie wywrócił oczami.

– Jest miło, gdy jesteś obok, ale nie, Trixie... nie zakochałem się jeszcze. Mimo wszystko powstrzymuje mnie zdrowy rozsądek i świadomość tego, że ta przygoda może się niedługo skończyć, a ja zostanę sam z uczuciem, którego nikt nie odwzajemnia.

– Czyli gdybym jednak postanowiła wrócić do Evansa, pozwolisz mi na to. – stwierdzam.

– Niechętnie, ale tak zrobię. – odpowiada szczerze. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo zapomnieć o drugiej osobie od tak. Mimo wszystko jeśli tylko usłyszę, że cierpisz przez niego, zabiorę cię i będę tak długo więził, aż przemówię ci do rozumu.

Uśmiecham się delikatnie i powoli zjeżdżam na pobocze. Jestem już trochę zmęczona, więc czas na zamianę. Rozsiadam się wygodnie na miejscu pasażera i zasypiam. 

Plaża jest zupełnie pusta, a słońce miło grzeje moją skórę. Związuję włosy w wysokiego prowizorycznego koczka, rozwiązuję górę od bikini i kładę się na brzuchu. Szum fal przyjemnie pieści moje zmysły. Jest tak miło, że mogłabym tak zasnąć i przy okazji nabawić się udaru. Grunt to pozytywne myślenie.
Nagle czuję na plecach zimny krem, od czego natychmiast wykrzywiam usta w grymasie. To nie jest fajne. Mimo wszystko potrzebuję filtra, by nie przypiec się jak kurczak na rożnie. Silne dłonie wmasowują mazidło w moją jasną skórę, przy okazji rozpieszczając mnie. Brakuje mi tylko drinka z parasolką, ale mogę zadowolić się zimnym piwem.

– Mogłabym zostać tu na zawsze... – mruczę, przymykając oczy z rozkoszy.

– Wtedy musiałbym cię zbierać przy pomocy szufelki. – śmieje się Kane i kładzie obok mnie, wciąż gładząc skórę na mym ramieniu. – Nie uważasz, że fajnie jest przestać być kłębkiem nerwów?

– Oczywiście, że fajnie. – odpowiadam, zerkając na niego. – Ale w tym wszystkim nie ma pikanterii, którą lubię.

– Dlaczego laski są takie skomplikowane... – jego usta wykrzywiają się, a brwi marszczą, dając mi sygnał, że to była zła odpowiedź. – Z jednej strony chcecie księcia na białym rumaku, ale fajnie by było, żeby książę zrzucił zbroję i wskoczył w skórzane łachy.

– O popatrz, to prawie tak jakbyś opisał siebie. – parskam i wystawiam w jego kierunku język. – Przed Evansem miałam chłopaka, który był dla mnie oschły i na końcu okazało się, że zdradza mnie z przyjaciółką. Chyba po prostu przyzwyczaiłam się do bycia z facetami, którzy mnie wkurzają, a ty jesteś zupełnie inny.

– Jak to inny? – docieka, jakby naprawdę nie rozumiał co mam na myśli.

– Ty jesteś jak prawdziwy niegrzeczny chłopiec. – odpowiadam. – Zły dla każdego, tylko nie dla mnie. To jak połączenie łobuza i chłopaka z sąsiedztwa.

– To źle?

– Myślę, że jesteś świetnym kandydatem na chłopaka. Tylko ja nie potrafię tego docenić...

###
Dzisiejszy rozdział jest dość lekki. Może wieczorem pojawi się kolejny, ale nie obiecuję. Koniec zbliża się tak szybko, że już tego nie chcę... a na dodatek do głowy wpadło mi zakończenie, za które moglibyście mnie zamordować. Nie, nie czycham na życie Trixie tak jak kiedyś xD możecie być pewni, że będzie żyła.

Szklane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz