Ostatnim wysiłkiem wbił stopy w ziemię w niemym proteście. Kobieta jedynie wzmocniła uścisk na ramieniu chłopca, ciagnąc zażarcie w stronę terminala.
– Mamo! – jęknął przeciągle, łzy ciurkiem pociekły mu po policzkach. – Proszę! Zaczekajmy jeszcze chwilę!
Kobieta pokręciła głową z politowaniem, jej twarz wyrażała szczery smutek. Wcale nie chciała doprowadzić syna do płaczu, nie czuła się z tym dobrze. Jednak jeśli się nie pospieszą, samolot poleci bez nich.
Westchnęła i wbiła wzrok w usiane rurami sklepienie lotniska.
– Masz pięć minut. Pójdę zawiadomić obsługę, że jesteś już na miejscu.
Chłopak zarzucił jej ręce na szyję, zgniatające w uścisku. Ramię kobiety natychmiast zrobiło się mokre od łez, które zaczęły gromadzić się rownież i w jej oczach.
Delikatnie poklepała go po plecach, w geście który chłopiec zrozumiał natychmiast i wypuścił matkę z objęć.
– Dziękuję. Dziękuję, dziękuję, dziękuję – powtarzał, ocierając dłonmi mokre policzki.
– Przecież wiem ile to dla ciebie znaczy – westchnęła z uśmiechem. Odwróciła się i odeszła spokojnym krokiem, na tyle szybko, by chłopiec nie zdążył zobaczyć słonych kropel, które wyrwały się jej spod kontroli. W końcu, jaka matka cieszy się, kiedy jej syn opuszcza bezpieczny dom? Nawet jeśli dostał szansę uczęszczania do najlepszej prywatnej szkoły muzycznej w Hiszpanii.
Kobiecy głos wyemitowany przez głośniki wywołał parę nazwisk i nakazał im szybko udać się do samolotów, gdż inaczej polecą bez nich. Chłopiec nerwowo zerkał za szyby w poszukiwaniu tej jednej twarzy. „Co jeśli nie przyjdzie?", przestraszył się, jego serce nagle zabiło o trzy razy za szybko.
– Nie. Przyjdzie – powiedział na głos, aby jeszcze bardziej się w tym utwierdzić.
Bo przyjdzie, prawda?
Czas zwolnił, przestał słyszeć. Czerń, tak straszna, jaka możliwa jest tylko w kosmosie, złapała w sidła jego zdradzieckie serce. Próbował się jej opierać, ale wessała go zbyt głęboko, zbyt szybko.
Słyszał kroki. Ktoś biegł, echo jego butów rozniosło się pędem po holu lotnika tuż przed bramkami.
Ale przecież w próżni nie ma dźwięku...?
Ale jest światło.
A jego dłoń rozświetliła ciemność. Był jak słońce – ciepły i przyniosił ukojenie.
Jednym ruchem złapał w palce jego dłoń, ciemną, bez nadzieji, i tchnął w nią światło.
Chłopiec otworzył oczy. A przed nimi zobaczył to, co tak bardzo pragnął ujrzeć.
Dwie fioletowe tęczówki lustrujące jego twarz.
– Bałem się, że nie przyjdziesz – wyznał płaczliwie, znów pozwalając emocjom płynąc własnym nurtem. Nigdy nie potrafił nawet udawać bezuczuciowego twardziela bez serca. – Tak się bałem...
I stali tak, wtuleni w siebie, pośród tłumu, który mijał ich bez słowa, nie poświęcając nawet krzytyny uwagi.
Obydwoje chcieliby, aby a chwila trwała wiecznie.
Ale wszystko co dobre kończy się o wiele szybciej już powinno.
– Lance? – jego mama pojawiła się znikąd. Chłopiec spojrzał na nią znad głowy przyjaciela. Jego krótkie, czarne pukle łaskotały go w nos. – Już czas. Zaraz nie wpuszczą cię na pokład.
CZYTASZ
Don't leave ||KLANCE
Fanfiction- Straciłeś kiedyś przyjaciela? - zapytał z nosem czerwonym od płaczu. Starszy chłopak zastanowił się i pokiwał głową. - Pamiętasz, jak Matt uciekł z domu? Nie znałem wtedy twojego brata, więc bardzo odczułem jego zniknięcie. Zostałem całkiem sam...