Blask reflektora spoczął na gitarzyście. Ubrany jak zwykle na czarno zaciskał zbielałe palce na błękitnej kostce do gry, szarpiąc kolejno struny elektrycznej gitary w rytm muzyki. Zmienił chwyt i zawył do refrenu.
Pozwolił sobie odetchnąć dopiero, gdy kamera przemieściła się, klekocząc metalicznie, obierając sobie za cel kolejnego członka zespołu. Jeszcze zanim usłyszał krzyk, wiedział z całą pewnością, czyja twarz przyciągnęła obiektywy.
Gdy tylko Lance pojawił sie na olbrzymich ekranach, po stadionie w Los Angeles poniósł sie zachwycony pisk wydostający sie nie tylko z kobiecych gardeł. Kubańczyk zaśmiał się radośnie, łykając przypadkiem parę słów śpiewanej piosenki.
Allura wraz z Shay i Romelle, nową członkinią ich zespołu, czym prędzej starały sie zatuszować błąd głównego wokalisty, głośniej włączając sie w chórki. Jednak nikomu z widowni nie przeszkodziła wpadka McClaina – tylko bardziej upodobniła ich idola do normalnego człowieka, takiego jak oni wszyscy, ktory tak jak każdy popełnia błędy.
Piosenka powoli dobiegała końca, Keith przetarł mokre od potu czoło rękawiczką i z zazdrością spojrzał przez ramię na stojącego z boku po stronie technicznej Hunka z przewiązaną przez czoło żółtą bandaną. Dyskretnie pokazał mu język, co oczywiście, jak na złość przechwyciły kamery, a po widowni poniósł się rozbawiony szmer.
– Keith, bez takich – usłyszał w uchu karcący głos ich menadżera, pana Zarkona. Ojciec Lotora przejął inicjatywę syna i poprowadził ich na szczyt - zapewnił środki, publikę, reklamę, reszta poszła juz z górki. Keith powiódł uszczęśliwionym spojrzeniem po otaczającej go publice i jak zwykle potrzebował paru chwil, by uwierzyć w to, co miał przed oczami. Całe szeregi śpiewających wraz z nimi twarzy, skaczących i machających rękoma. To wszystko było tak bardzo... Niesamowite.
Lecz najlepsze w tym wszystkim było, że był tam razem z Kubańczykiem. Nie przestając wygrywać finalnych akordów, odwrócił się w stronę opalonego chłopaka i uśmiechnął najszerzej jak potrafił. Szczerze. I znów Lance połknął słowo, tym razem gdy zapatrzył się w te fiołkowe tęczowki należące do gitarzysty. Od strony publiki dobiegł ich zauroczony pomruk, lecz obydwoje zdawali sie go nie słyszeć, poświęcając sobie nawzajem sto procent możliwej uwagi. Keith niezmiennie czuł sie jak w bajce: miał swojego wymarzonego księcia, ktory był gotów wszystko mu wybaczyć i stać przy nim nie ważne jak bardzo byłby zrzędliwy, mieli juz za sobą gorszy moment i w końcu dostali swój happy end. Tak w każdym razie sądzili.
Keith opuścił gitarę i patrzył jak Lance robił to samo z mikrofonem. Za nimi Lotor wygrywał solówkę na basie, a Pidge gotowała się do finalnego uderzenia pałeczkami o talerze. Do Keitha zza kulis podbiegł Adam, by podać mu mikrofon i dyskretnie poklepał go po plecach w geście mającym dodać mu odwagi. Nadszedł czas na jego najnowszy kawałek: wciąż nie był gotowy, chociaż pracował nad nim juz od paru lat, lecz wciąż nie ważne, jak bardzo się starał, tych uczuć po prostu nie dało się ubrać w słowa. Skinął Adamowi głową, nim ten zdążył znów zniknąć gdzies za sceną.
Wypuścił z płuc powietrze, chcąc uspokoić emocje, ktore brały nad nim górę, za kazdym razem, gdy zabierał się do tej piosenki.
Popukał w mikrofon, na stadionie zaległa cisza, gdy wszyscy zamarli w oczekiwaniu na to, co zaraz się wydarzy. Zaśmiał się niezręcznie pod nosem, czując na sobie zdecydowanie zbyt wiele par oczu.
– Witajcie – każdemu jego słowu towarzyszył wysoki krzyk publiki, jakby nie mówił pojedynczych, płytkich słów, a wygłaszał orędzie na miarę Thomasa Wilsona. – Chciałbym przedstawić wam kawałek, nad którym pracuję już od paru lat, lecz wciąż nie potrafię go ujarzmić. – Rozległ się śmiech, wzbudzający u niego zaskoczenie - wcale nie uważał tego, co powiedział za zabawne, lecz nie śmiał wygłosić swoich przemyśleń na głos. Kątem oka zauważył krzywy uśmiech błąkający sie na ustach Lance'a, ktory usilnie starał sie nie roześmiać. – No cóż, nie pozostaje mi nic, jak zaczynać, prawda?
CZYTASZ
Don't leave ||KLANCE
Fanfiction- Straciłeś kiedyś przyjaciela? - zapytał z nosem czerwonym od płaczu. Starszy chłopak zastanowił się i pokiwał głową. - Pamiętasz, jak Matt uciekł z domu? Nie znałem wtedy twojego brata, więc bardzo odczułem jego zniknięcie. Zostałem całkiem sam...