Rozdział 6.

1.5K 171 140
                                    

Keith

Pewna myśl nie dawała mu spokoju. Chociaż bardziej było to wspomnienie, które powracało do niego wciąż i wciąż, niczym echo. Gdy już zdawało mu się, że ukrywająca je przed jego wzrokiem gęsta mgła zapomnienia rozwieje się, naraz umykało mu ono jeszcze dalej, niedostępne. Było to wspomnienie chłopca, a przynajmniej tak sądził. Chłopiec krzyczał coś, czego nie mógł dosłyszeć. Jego wrzask był jak szept, nie pozwalając mu go zrozumieć; chłopak zdawał się seplenić w obcym języku.

„Gdzie go już słyszałem?", zastanawiał się Keith i krzyczał do chłopca, pytając o imię.

„Ten głos".

Chłopiec milczał. Kręcił jedynie głową i wskazując na siebie, otwierał usta, lecz nie wydostawał się z nich żaden dźwięk.

„Ten głos był znajomy".

*** Parę godzin przed koncertem ***

Drzwi otworzyły się z rozmachem, zanim zdąrzył ostrzec wchodzącego o znajdującym się za nimi szklanym wazonie. Waza przewróciła się pod naporem uderzenia, rozbijając na miliony drobnych kawałków. Szklane odłamki potoczyły się we wszystkie strony, pod szezlong, szafę, biurko i na orientalny dywan. Cudownie.

Keith przeklinał w myślach ten moment, kiedy zrezygnował z usług ekipy sprzątającej. Teraz uprzątnięcie całego tego bajzlu spadło na jego barki.

Perspektywa sprzątania przyprawiła go o zawroty głowy. Naraz pożałował, że nie mieszka już z mamą, która zlikwidowałaby bałagan za niego. Zaraz za ową myślą przyszło wspomnienie, kiedy matka poprosiła go o odkurzenie w pokoju. Chłopak wtedy przytaknął aż nazbyt gorliwie, lecz Krolia udawała, że nic nie wzbudziło jej podejrzeń. Wyszła z pokoju, a po paru minutach dobiegły ją odgłosy odkurzacza. Po pewnym czasie dobiegł ją okrzyk syna, powiadamiając, iż skończył. Weszła wtedy i z aprobatą pokiwała głową. „No, synku", odparła, unosząc krzywo konciki ust, co było u niej równoznaczne z szerokim uśmiechem. „Tak dobrze to nawet ja nie odkurzam". Poczochrała go po włosach i ni stą ni zowąd, chwyciła za ucho. Keith syknął przez zęby w reakcji na zadawany mu ból. Wtedy wydawało mu się, że nie ma nic gorszego. „Ale powiedz, kochanie", mruknęła złowieszczo Krolia, w której oczach zatańczył ogień, „Jak można tak dobrze odkurzyć bez odkurzacza? Jestem pewna, że ten wciąż stoi w salonie". Keith pózniej już nigdy nie próbował jej oszukać.

– Uważa... A z resztą, cholera, nieważne – rzucił, widząc kto stoi w progu.

James przybrał minę niewiniątka. Kieth miał ochotę go za to zastrzelić. Jego serce zabiło jednak mocniej w zdecydowanym sprzeciwie. „Hola, hola, Kogane. Nie na mojej warcie", zdawało się mowić. Przewrócił oczami i przywołał na twarz lekki, trochę wymuszony uśmiech.

Naprawdę lubił ten wazon.

Na szczęście nie należał do tych, co uśmiechając się, ukazują cały komplet uzębienia, więc jego lekki grymas nie odbiegał bardzo od normy.

– Cześć, skarbie – rzucił, kiedy James nachylił się, aby cmoknąć go w policzek. Odpowiedział tym samym. Tak jak przypuszczał, chłopak nie zauważył zmiany w jego nastroju. Szatyn wyszczerzył się lekko na jego ruch – on też nie należał do amatorów ukazywania całego uzębienia. – Coś nie tak?

– Czemu miałoby być coś nie tak? – odbił piłeczkę.

Czarnowłosy wzruszył ramionami.

– Właściwie, to nie mu...

– Ale tak, coś jest nie tak – wciął się James, zakładając ramiona na piersi.

Keith zdziwił się na jego słowa jeszcze bardziej, niż kiedy szatyn mu przerwał. Nienawidził, kiedy mu przerywano, jego chłopak doskonale o tym wiedział.

Don't leave ||KLANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz