Rozdział 14.

1.2K 129 34
                                    



*wydarzenia odbywają się w czasie równoległym do akcji w parku*

Pidge

Gdy tylko Ava dowiedziała się, że może przyczynić się do „upadku" któregoś z Griffinów, swoim krzykiem niemal obudziła całe sąsiedztwo. W końcu kto nie ucieszyłby się na myśl, iż może choć w małym stopniu zaszkodzić znienawidzonemu synkowi swojego równie znienawidzonego szefa?

Z radością potrząsała zamkniętą we własnych dłonią Pidge, która mogłaby przysiąc, że czuła, jak traci czucie w palcach prawej ręki. Dłonie Avy były dwa razy większe niż jej własne.

Siostra Adama nie chciała załatwiać owej "umowy" przez telefon – jeśli dotyczyła Griffinów była to według niej sprawa życia i śmierci; zamiast tego osobiście stawiła się w mieszkaniu Holt z niezapowiedzianą wizytą, wywołując u niej niemały szok.

Był stosunkowo wczesny wieczór, kiedy Ava opuściła dziewczynę po omówieniu szczegółowo ich najbliższej współpracy, lecz, mimo że minęła jedynie godzina, Pidge czuła się wykończona. Osobowość Avy przytłoczyła znacząco jej introwertyczną duszę.
Uzyskawszy zapewnienie pomocy ze strony dziewczyny, z Pidge uleciało całe trawiące ją napięcie. Podświadomie bała się, że Ava odmówi bądź okaże się lojalna firmie nawet pomimo zapewnień Adama, że niesamowicie nienawidzi swojej pracy i najchętniej zburzyłaby ją całkowicie przy pierwszej nadarzającej się okazji.

To spotkanie miało miejsce tydzień temu. Pidge dzień w dzień skrupulatnie zapisywała wszystkie rozmowy, które podsłuch wyłapywał, i streszczała je pod koniec dnia w formie krótkich notatek. Zazwyczaj były to bezwartościowe informacje: godziny spotkań, osoby odwiedzające gabinet z pytaniem o realizowane projekty, parę razy zjawiał się nawet James, lecz żadna z jego wypowiedzi nie zdawała się być godną jej uwagi.

Mimo wszystko, każde słowo lądowało na papierze w formie dziennego raportu. Fakt, wszytskie te rozmowy miała nagrane, lecz los nauczył ją, by w takich sytuacjach być raczej przezorną. Nie raz zdarzało jej się przypadkowo wyrzucić plik bądź całkowicie, bezpowrotnie zresetować komputer.

Dzień pierwszy:
Pierwszy Grzech Ludzkości (James) przychodzi i pyta ojca o gazety. Odpowiedź Harodla jest zagłuszona.

~ Sprawdzić gazety!

Dzień trzeci:
Harold pyta James'a, czy wszystko pod kontrolą. Syn jąka się, lecz przytakuje.
„Dam radę", mówi.         

~Co mam przez to rozumieć?
Czy ma to związek z gazetami?
Zachować czujność.

Pidge wprawiła w ruch obrotowe krzesło, głębiej wbijając się w oparcie, i siorbiąc lemoniadę przez kolorową słomkę wbiła spojrzenie w sufit. Otwarty zeszyt spoczywał na blacie biurka, pusty i bezużyteczny, zupełnie jakby chciał z niej zakpić. To, co dotychczas wpadło w jej ręce, było podejrzane, to fakt. Jednak owe „dowody" nie były na tyle silne, by przekonać Latynosa. Lance poddał się, a Pidge wiedziała, że w tym konkretnym wypadku zadziałają tylko twarde argumenty.

Westchnęła głośno przez nos, kiedy przed oczami ponownie stanął jej obraz Latynosa, całkowicie załamanego po wysłuchaniu tyrady James'a.
Lance McClain zazwyczaj potrafił uwierzyć we wszystko, co widział, łącznie z tym, że istnieją reptilianie, a przewodniczy im Barack Obama. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby pod jego łóżkiem znalazła najnowszy egzemplarz grubej książki zawierającej fakty na potwierdzenie płaskości Ziemi. A teraz jak na złość, nie mógł postawić ani jednej karty na to, że James coś knuje.
Ba, właściwie przyznał nawet, że jest skłonny w to uwierzyć, lecz jeśli Keith jest szczęśliwy, on nie chce zepsuć mu życia, nagle odkrywając przed nim prawdę o tym, że jego chłopak go wyzyskuje – co swoją drogą od początku podejrzewała Pidge, nie wahając się przypominać o tym Koreańczykowi przy każdej nadarzającej się okazji. Nawet zanim Lance łaskawie postanowił wrócić.

Don't leave ||KLANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz