Pidge
Gdyby tylko było to legalne, zabunkrowałaby się w pokoju wraz z laptopem i wszelką elektroniką tego stulecia, a następnie pokazałaby światu swój ulubiony palec. Jedynym, co wciąż utrzymywało ją przy życiu w świecie zewnętrznym, byli jej przyjaciele. Mimo że było ich niewielu.
Mimo że każdego widywała niezwykle rzadko.
Pierwszy z nich, Lance, zostawił ją siedem lat temu, kiedy wyjechał do szkoły do Hiszpanii. Utrzymywali kontakt do czasu, aż chłopak zepsuł sobie telefon. Nie dowiedziała się tego jednak bezpośrednio od samego Latynosa. Powiadomił ją o tym Keith, jej drugi przyjaciel, ktory przyszedł by zapytać, czy potrafiłaby odnaleźć McClaina w internecie. Jednak Pigde wtedy jeszcze nie potrafiła – jakby nie patrzeć miała jedynie 10 lat. Z miną wyrażającą szczere współczucie oznajmiła, że nie może.
Poźniej już nie próbowała, nawet, że nie sprawiłoby to jej żadnych trudności. Keith też nie prosił. Możliwe, że obydwoje czuli się skrzywdzeni. W końcu Lance ich zostawił. Dla szkoły i nowego życia. I nie zależało mu na nich nawet na tyle, aby wrócić do domu na święta bądź wysłać życzenia urodzinowe czy kartkę z wakacji. Sam też nie starał się odnowić kontaktu elektronicznego.
Wstała od biurka i zaczęła przechadzać się po pokoju. Wyznaczona godzina już się zbliżała, co stwierdziła po zobaczeniu spoczywającego w kieszeni ekranu smartfona. Jeszcze trochę i się spóźni.
Keith też ją zostawił. Dla tego bufona. Na samą myśl prychnęła zdenerwowana pod nosem. James to, James tamto, o niczym innym nie mówił. Jeszcze przed rozpoczęciem jego kariery zwykł ją odwiedzać i urządzali wspólnie nocki gier, a kładli się dopiero, kiedy wszystkie puszki napojów energetycznych w domu się kończyły, a oni praktycznie mdleli ze zmęczenia.
Już jej nie odwiedzał. Czasami dzwonił. Opowiadał wtedy o wszystkim, co się u niego działo. Potrafili w ten sposób przegadać cały dzień, dopóki Koreańczykowi ktoś nie wyrywał telefonu z ręki i go siłą nie rozłączał. Zazwyczaj był to właśnie James. Jak ona go nienawidziła! I że Keith go zechciał! Samo pokazywanie się przy nim Pidge uważała za wstyd. A otwarte oświadczenie, że są razem? Mroziło jej nerwy, a krew doprowadzało do wrzenia. W życiu – nawet i za sto lat – nie przyznałaby się chociażby do tego, że go zna.
Jej kolejnym przyjacielem był Hunk. On jednak nie wyciągał jej z pokoju. Rozmawiali na kamerce. Hunk, tak jak Lance, mieszkał w Hiszpanii, ale zamiast na muzyka uczył się na inżyniera. Nie było chyba sprzętu, ktorego by nie naprawił. Pidge cieszyła się, że w końcu ma kogoś, komu może opowiadać o tym, co ją interesuje, to jest elektronice i mechanizmach wszelkiego rodzaju, i ten ktoś ją rozumie, a nie jak Keith i Lance bezmyślnie kiwa głową, myślami błądząc gdzieś daleko.
To właśnie na Hunka czekała.
W końcu przyjechał do Philadelphii i chyba planował tu zostać, ponieważ jakiś już czas temu przeprowadziła się tutaj jego dziewczyna. Pidge nie była o nią zazdrosna. Hunk nie był w jej typie. Był niezwykle miły i pomocny, ale nie nazwałaby go przystojnym. Nie wzbudzał w niej żadnych emocji poza zwyczowymi uczuciami, którymi obdarzała przyjaciół.
Związki nigdy jej nie pociągały. Trzeba się spotykać, angażować, poświęcać drugiej osobie swój własny, cenny czas... I na dodatek trzeba ograniczać godziny przeznaczone na gry i ściąganie nielegalnych plików. A obie te czynności są conajmniej pracochłonne. Nie wspominając już o tym, jakże istotne.
Dzwonek rozbrzmiał melodyjnie, wyrywając ją z zamyślenia i oznajmiając przybycie Samoańczyka.
Pigde, znana niektórym jako Katie Holt, sama się sobie dziwiąc, pognała do drzwi, burząc swój wizerunek małego, nieruchliwego gremlina.
CZYTASZ
Don't leave ||KLANCE
Fanfiction- Straciłeś kiedyś przyjaciela? - zapytał z nosem czerwonym od płaczu. Starszy chłopak zastanowił się i pokiwał głową. - Pamiętasz, jak Matt uciekł z domu? Nie znałem wtedy twojego brata, więc bardzo odczułem jego zniknięcie. Zostałem całkiem sam...