Rozdział 20.

1.3K 121 43
                                    

Veronica wygląda jakby właśnie zobaczyła ducha. Jej śniada cera wydawała się teraz wyblakła i bez życia, oczy lśniły, jakby od długiego czasu zmagała się z wyniszczającą chorobą. Bez udziału świadomości kręciła głową z jednej na drugą stronę, skupiała wzrok jedynie na moment, by następnie znów wpaśc w dziwny trans.

Złapała spojrzenie swojej dziewczyny. Było równie roztrzęsione jak jej własne.

Axca wyglądała niewiele lepiej. Wypuściła drżący oddech i z męczeńskim westchnieniem opadła na kanapę.
Wbiła wzrok w sufit; nie potrafiła spojrzeć w oczy Lance'owi, a już napewno nie Keithowi, który niemal nie mrugając, wpatrywał się w obydwie dziewczyny w olbrzymim skupieniu. 

Chrząknął delikatnie, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. Udało sie połowicznie – Veronica nagle odkryła coś niezwykle fascynującego w swoich paznokciach. Keith wiercił się i pocił: po opowiedzeniu swojej historii po raz wtóry Veronica i Axca  zamiast okazać radość dla „sukcesu brata", zamilkły a na ich twarzach odmalowało się najczystsze  przerażenie, czym wprawiły obydwóch chłopców w nerwową konsternację.

– Ver? – Lance zdecydował się przełamać krępującą ich wszystkich ciszę. Keith spojrzał na niego z ulgą - nienawidził takich sytuacji i w cale nie potrafił się w nich odnajdować. Lance za to może i nie znajdował się w swoim naturalnym środowisku i nie czuł się jak ryba w wodzie, prowadząc nerwowe i tajemnicze konwersacje z bliskimi, lecz zdecydowanie szło mu lepiej niż Koreańczykowi. – Skąd u ciebie taka reakcja? Nie cieszysz się?

Veronica na moment odzyskała rezon i zgromiła brata spojrzeniem ciemnych oczu spod uniesionych brwi.
Nim zdołała otworzyć usta, Axca schwycila ją za rękę i ścisnęła porozumiewawczo.

Lance miał ochotę krzyczeć z frustracji. Chciał siłą wydrzeć z siostry informacje, które tak usilnie w sobie trzymała, a które zdawały się mieć tak olbrzymie znaczenie, że aż bała się mu je zdradzić.

– Keith, czy James, o którym wspominałeś, nazywa się James Griffin? – Axca przycisnęła kurczowo poduszkę do piersi i bawiła się frędzelkami noszonej przez siebie białej koszulki. Wyglądała równie niepewnie, jak niepewnie brzmiał jej głos.

Lance zadrżał, przeczuwając kłopoty. Keith w tym samym momencie skinął głową.

– Tak.

– Wysoki, szatyn, ma...

Veronica uniosła dłoń, przerywając czarnowłosej i wypuściła spomiędzy warg krotki jęk. Czuła się okropnie i niekoniecznie słusznie przypisywała sobie i Axcie sporą cześć winy za to, co spotkało Koreańczyka. Na przemian otwierała usta, gdy co rusz przybywało i brakło jej odwagi, by wyznać chłopakowi prawdę.

– Keith, obawiam się, ze wraz z Axcą ponosimy w pewnym stopniu winę za to, co cię spotkało – Jej głos był cichy, Latynoska najchętniej wtopiłaby się w kanapę, aż skryłyby ją ciężkie poduszki i cały świat by o niej zapomniał. Nie mogła jednak pozwolić sobie na ten luksus. Wpierw musiała zrzucić z barków ciężar winy, ktory przytłoczył ją zbyt znienacka, by mogła sobie z nim poradzić.

Koreańczyk puścił wcześniej chwyconą dłoń Latynosa i w zamyśleniu objął podwinięte pod brodę kolana.

– Nie rozumiem... – wciął Lance, lecz Keith uciszył go niemal natychmiast.

– Nie teraz, Lance. Daj jej powiedzieć.

Veronica uśmiechnęła się sztucznie; zdecydowanie wolałaby teraz posłuchać długiej tyrady młodszego brata niż przyznać się do błędu, o istnieniu którego nie zdawała sobie dotąd sprawy.

Don't leave ||KLANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz