Rozdział 16.

1.1K 128 96
                                    


Keith

„Tylko nie to..." pomyślał, nieświadomie zacieśniając uścisk na ramieniu swojego chłopaka. James wpatrywał się w niego z przerażeniem rosnącym w miarę jak rósł nacisk na jego rękę. Keith nie wykorzystywał często przeciw niemu swojej przewagi siłowej. Wolał trzymać nerwy na wodzy, więc starał się używać siły w tylko najcięższych przypadkach.

Najwyraźniej teraz nadszedł jeden z nich.

Mina szatyna zmieniała się z chwili na chwilę. Wyglądał, jakby toczył wewnątrz siebie olbrzymią walkę, której koniec wcale nie wydawał się być przesądzony na korzyść jednej ze stron. Raz zdawał sie być przerażony, później wściekły, następnie rozbawiony, zupełnie jak aktor niemogący zdecydować, kogo zagrać w trwającej sztuce. Skakał oczami po wszystkim, tylko nie twarzy czarnowłosego. Tej unikał jak ognia.

– Widziałeś go – syknął Keith i ze zgrozą obserwował, jak skóra James'a traci barwę, dając mu tym samym potwierdzenie. Nie musiał nawet precyzować o kim mówi, dla obydwóch z nich było to oczywiste.

James zmrużył oczy, wyglądał jakby brakowało mu odwagi, pewności siebie i sił, by jakiekolwiek słowo opuściło jego usta. Zerknął przelotnie w fioletowe tęczówki, lecz to co z nich zobaczył poskutkowało tym, że natychmiast z powrotem wbił rozbiegane spojrzenie w posadzkę.

„O nie, o nie, o nie, o nie, o nie...."

– Widziałeś go i mi nie powiedziałeś, James! – Keith szarpnął go mocniej za ramie, brutalnie ściągając na ziemię. Prawie że zgrzytał zębami. Wyższy chłopak syknął z bólu, lecz zaraz zagryzł wargi, by nie wydostał się z nich żaden następny dźwięk. Jego grzywka zdawała się żyć własnym życiem i falować w rytm urywnych oddechów wstrząsających jego ciałem.

Keith był w stanie jedynie zamrugać parokrotnie oczami, gdy przygniotło go znaczenie przeprowadzonej właśnie rozmowy. James wiedział, że Lance wrócił i nic mu nie powiedział. Ukrywał przed nim coś tak ważnego, coś, co miało dla niego olbrzymie znaczenie...

Jak długo to już trwało? Jakie jeszcze rzeczy szatyn przed nim ukrywał? Cała sytuacja wydawała mu się tak bardzo nierealistyczna. Czuł, jakby śnił, jakby latał w przestworzach wyobraźni, poszukując surrealistycznych rozwiązań i wydarzeń. Podświadomie uszczypnął się w ramię, tak, jak mówi się dzieciom, by robiły, gdy uczucie strachu je przerasta.

Tyle że największe koszmary rozgrywają się na jawie i wcale nie można się z nich obudzić. Włochaty potwór spod łóżka, który z ostrym uśmiechem ostrzy sobie obok ciebie pazury każdej nocy, może nagle okazać się twoim chłopakiem, który w jednym momencie zamienia się w nieznajomego, a olbrzymia skarpa, z której spadasz, by obudzić się z krzykiem, równie dobrze stanowić imitacją twojego samopoczucia: zagubienia, niedowierzenia i zdrady.

James, wykorzystując jego chwilę słabości, kiedy chłopak pogrążył się w myślach, oswobodził się błyskawicznym odskokiem, którego Koreańczyk zdawał się nawet nie zarejerstrować.

Keith czuł się mały i bezradny. To wszystko... To było dla niego za dużo.

– I co z tego? – James odsunął sie na względnie bezpieczną odległość i oparł dłoń na biodrze w wyzywającej pozie. Keith potrząsnął głową, starając się za wszelką cenę uciec ze świata myśli i uczuć. – Zrobiłem to dla twojego dobra! Co ci dało to, że go znalazłeś? Znalazłeś go w ogóle? Jesteś teraz tylko wściekły! Spójrz na siebie, Keith! Jak on na ciebie działa? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha, nie jakbyś odnalazł przyjaciela!

Czy przyjaciele nie powinni się wspierać? Pomagać sobie i ciągnąć nawzajem w górę, nie na dno? Koreańczyk z niedowierzeniem przyjmował słowa Jamesa, a każde z nich było sztyletem wbijającym się w jego ciało. Cios za ciosem, aż nic by z niego nie zostało.

Don't leave ||KLANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz