Rozdział 13.

1.3K 150 74
                                    

Niespodzianka! Mamy rozdział i to wcześniej! Kto się cieszy?

Keith

Są różne szkoły radzenia sobie z problemami. Niektórzy starają się zwalczyć je już w zalążku, zanim na dobre coś z nich wyniknie. Zwą się przezornymi, lecz stają się wtedy paranoikami, którzy na każdym kroku widzą potencjalne zagrożenie.
Nie potrafią śmiać się w głos z obawy, że kogoś tym urażą. Nie wygłaszają w prost swojego zdania, ponieważ ci więksi i silniejsi, ci, którzy wzbudzają w nich przerażenie, zapewne uważają inaczej.

Czym jednak jest siła i potęga, jeśli nie pojęciem względnym?

Inni z owych problemów tworzą dla siebie zbroję. Chowają się za nią i pozwalają jej się kłuć od środka. Bowiem kolczugi stworzone z problemów porastają kolce zarówno z jednej jak i drugiej strony, raniąc i wrogów, i nas samych. Owi inni traktują swoją zbroję jako mur, ignorują fakt, że może i owy mur oddziela ich od świata zewnętrznego i problemów, lecz równocześnie przebija ich na wylot, niczym rana postrzałowa.

Inni swe słabości niczym krzepcy kowale przekłuwają w broń; miecze, oszczepy, halabardy. Od nich samych już zależy czy posłużą się nią, by własny strach zatuszować dźganiem innych, czy by bronić się przed następnymi problemami, które są nieodłącznym elementem naszych żyć. Zawsze tak było i zawsze już tak będzie. Chociaż tylko nieliczny potrafią przekuwać swoje słabości w siłę. Wymaga to doświadczenia, którego nie da się zdobyć z dnia na dzień, gdy tylko będziemy mieli taka zachciankę.

Niektórzy ze swoimi problemami walczą na bierząco. Jest to najlepsza strategia, aczkolwiek niezwykle trudna i niekiedy bardzo bolesna. Bowiem nie każdy z nas ma wystarczajaco siły, by zobaczyć swoje wnętrze, osobowość, która skrywa najgorsze fragmenty nas samych i jest źrodłem większości naszych problemów. Jest to niezbędne, by zrobić ten krok do przodu i być w stanie zmierzyć się z innymi problemami.

Jeszcze inni zaś swe problemy wyrzucają za siebie. Robią to tak długo, aż usypana przez nich samych góra zawali sie z hukiem na ich własne głowy.

Keith z sykiem zmęłł w dłoniach gazetę, by zaraz ponownie ją wyprostować i, po raz niewiadomo który tego dnia, przekartkował ją w poszukiwaniu artykułu o samym sobie.

Strona trzynasta, autor: Micah Jocasa.

I cholernie duży napis na całą stronę:

Black Palladin zdemaskowany? Kim jest Keith Kogane i jak udało mu się pozostać w cieniu przez tyle lat? Jaki jest jego sekret?

Keith Kogane był właśnie takim człowiekiem. Swoje problemy ignorował, mijał, zostawiał za sobą, aż nagle zdawało mu się, że cały jego świat ma się zawalić, kiedy w rzeczywistości spadło mu na ramiona jedynie parę kamyków. On jednak czuł, jakby spadał; drapał rękoma strome zbocza, zapierał się nogami, wstawał i znów tracił równowagę. Świat rozmywał mu się przed oczami, gdy runął tak w szalonym wirze w dół skarpy.

A wiedział, że kamienie często poprzedzają nadchodząca lawinę.

Zacisnął szczękę, niemal czując, jak zęby głębiej wbijają mu się w dziąsła. Jak to się stało? Przecież uważał! Nie udzielał wywiadów twarzą w twarz, pokazywał się w makijażu artystycznym, którego szczerze nie znosił, ale który sprawiał, że jego rysy wyglądały zgoła inaczej.

A teraz niespodziewanie jeden fan sforsował backstage, zawołał go po imieniu i nagle jego tożsamość poznał cały stan. Warknął pod nosem, zwracając na siebie uwagę Kosmo. Zwierzak kroczył koło niego posłusznie na smyczy, co rusz strzygąc uszami we wszytskich kierunkach. Zdawał się wyczuwać zły nastrój swego pana i starał sie po prostu zejść mu z drogi. Nie próbował nawet wskoczyć do stawu, co było jego ulubioną rozrywką oprócz łapania gołębi.

Don't leave ||KLANCEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz