Lance
*dwa lata wcześniej*
Mówi się, że nie ważne, co się robi, ważne z kim.
Lance z uśmiechem podniósł plastikowy kubek do ust i wychylił jego zawartość jednym haustem. Znad czerwonych ścianek obserwował, jak dwójka jego najlepszych przyjacioł nawzajem rzuca w siebie zniewagami, ledwie powstrzymując się od nietaktownego wybuchnięcia śmiechem. Taki czyn napewno przerwałoby ich przekomarzanki, a tego nie chciał. Już dawno się tak dobrze nie ubawił.– Lotor, kretynie! A to czasem nie ty mówiłeś, że źle wyglądam w białym? – dziewczyna nachyliła się do chłopaka pod niebezpiecznym kątem, mocno zamroczona alkoholem. Z Allurą sprawa była jednak specyficzna - u niej pijaństwo objawiało się jedynie brakiem równowagi, cała reszta, taka jak zdrowy rozsądek i jasność myśli pozostawały bez szwanku. Lance nigdy nie krył, że bardzo jej tego zazdrościł. On zazwyczaj budził się pod stołem z milionem nieodczytanych wiadomości w telefonie i tuzinem nowych numerów w kontaktach.
Lotor schwycił się skonsternowany za białe kosmyki, jakby sam dziwił się, że są takiego, a nie innego koloru. Wydął usta i zarzucił pasma na plecy. Lance wciąż nie mógł uwierzyć, że nawet po farbowaniu włosy jego przyjaciela były równie błyszczące jak przedtem. Może nawet bardziej!
– Ty, Alluro. Ja wyglądam fantastycznie. Tobie dobrze było w brązie.
Dziewczyna zastygła w wyrazie niepohamowanego zdziwienia z ustami otwartymi jak do krzyku. Lance nie wytrzymał i ryknął głośnym, urywanym śmiechem, a pusty juz kubeczek wypadł mu z dłoni, powolnie tocząc sie po podłodze ich wspólnego pokoju. Lotor z Allurą wywiesili na moment białe flagi i wspólnymi siłami zgromili go spojrzeniem, aż zamilkł, cały czerwony na twarzy ze łzami ostatkiem woli zatrzymanymi pod powiekami.
Allura z powrotem zwróciła się w stronę swojego chłopaka.
– Jak więc mówiłam, dlaczego...
– Wiedziałeś Lotor, że kiedyś starałem się zdobyć Allurę? – wciął się Lance, czkając pijacko. Zaśmiał się rubasznie widząc minę przyjaciela wyrażającą najczystszy szok. Lotor strzelał oczami to na Allurę, która wykrzywiła twarz we wzgardliwym grymasie, to na Latynosa, który ze stoickim spokojem nalewał sobie nową porcję taniego alkoholu. – Sądziłem wtedy, że jest dokładnie tym, czego potrzebowałem. Serdeczna, pomocna, wiedziała czego chce; ja nie. Wydawała się tak pewnym oparciem, że niemal się o nią rozbiłem.
– Lance, o czym ty bredzisz? – zdziwił sie Lotor. Wiedział, że Lance starał sie kiedyś o względy Allury. Jak i połowa chłopców na ich roku.
Reszta wypowiedzi Latynosa stanowiła dla niego jednak spore zaskoczenie, ktorego nie zdołał ukryć. Uniósł wyregulowaną brew i usadowił się w pozie, jak król przyjmujacy audiencję.– Mowię o tym, że Allura zdawała się być kotwicą.
– Dziękuję, Lance – zaćwierkała dziewczyna, wytykając go frywolnie palcem. Zatrzepotała rzęsami i zakręciła na palcu biały lok, starając się wyglądać uwodzicielsko i powabnie. – Lotor, powinieneś się od niego uczyć sztuki prawienia komplementów. Jak widać, trafiliśmy na mistrza!
– Jesteś pewna? – Lotor nie wydawał się przekonany, nie wyłapując sarkazmu w jej głosie.
– Całkowicie.
– Allura zdawała się być odpowiednią osobą, by odciągnąć mnie od... Trudnych myśli – kontynuował Latynos, w żadnym stopniu nie przejmując sie otoczeniem. Można by powiedzieć, że wręcz ich ignorował. Momentalnie spoczęły na nim zaniepokojone spojrzenia przyjacioł. – Przepraszam, że to powiem, Alluro, ale byłaś dla mnie testem.
CZYTASZ
Don't leave ||KLANCE
Fanfiction- Straciłeś kiedyś przyjaciela? - zapytał z nosem czerwonym od płaczu. Starszy chłopak zastanowił się i pokiwał głową. - Pamiętasz, jak Matt uciekł z domu? Nie znałem wtedy twojego brata, więc bardzo odczułem jego zniknięcie. Zostałem całkiem sam...