-Nie wracaj tu już nigdy, smarkaczu!-rozniósł się donośny krzyk mężczyzny z jednego ze starych, zrujnowanych bloków, lecz zarazem „najlepszych" w tej dzielnicy.
Chwilę później z okna znajdującego się na drugim piętrze wyskoczył chłopak. Syknął, gdy i tak sfatygowana koszulka rozdarła się o wystające drewno. Z kieszeni spodni wystawał mu kawałek niezbyt smacznie wyglądającego chleba.
Po zgrabnym wylądowaniu z pełną szybkością jaką mógł z siebie wykrzesać pobiegł krętymi ścieżkami w stronę ruin stajni. Przed wejściem uważnie nasłuchiwał, czy ktoś nie przywłaszczył sobie jego tymczasowej kryjówki. Z ulgą stwierdził, że nikt tu nie dotarł i wycieńczony usiadł na kupce, składającej się z zeschniętych roślin i skrawków materiałów. Wyjął zdobycz z kieszeni i przypatrzył się na nią.
-Udało się.-westchnął odgryzając kawałek starego pieczywa, a resztę chowając w poprzednie miejsce. Choć trochę zmniejszyło to doskwierający mu głód. Obiegł wzrokiem po ledwo trzymających się deskach, które dzielnie podtrzymywały prowizoryczny sufit z gałęzi, który zrobił.
Urodził się tu i wychował. Każdy mieszkaniec żył tu w strachu. Gdy się chcę coś zdobyć trzeba okraść, zabić, sprzedać się lub kogoś. Nikt nikomu nie ufał. Miejsce, w którym mieszkał nosiło nazwę Vina lub Dzielnica Biedy. Największy postrach siała tu mafia Enemi (czy. Enmi). Zajmują się handlem żywym towarem i narkotykami. Łapią tych, których ktoś sprzedał lub którzy nadawali się na towar. Chodzą plotki, że nieszczęśników sprzedają na Czarnym Rynku bogatym szychom, a oni wykorzystują ich do celów, o których wolał nie myśleć.
Dzięki jego niskiemu wzrostowi był wstanie chować się w naprawdę ciasnych przestrzeniach, gdzie większość nawet nie zaglądała. Druga zaletą był brak higieny przez ograniczona ilość wody co odpychało niektórych. Również pomagała mu ukradziona opaska na oko, którą wytarł na dodatek w krwi ofiary, z której to zerwał. Zasłaniał nią oko w niespotykanym kolorze, przez które w młodości kilka razy ocierał się o śmierć zyskując blizny na całym ciele.
Otrząsnął się ze wspomnień i ruszył na poszukiwanie wody. Na szczęście znalazł niedaleko stąd małą, wysychającą studzienkę niedaleko granicy z dzielnicą drugiego stanu.
Kiedyś zasłyszał, że druga dzielnica nosi nazwę Arlden, a pierwsza Ramon. Tam, gdzie urzęduję teraźniejszy potomek Czerwonego Króla-Rozen Amon.
Najszybszą drogą do studni prowadziła przez wyniszczony las. Można było o niej powiedzieć, że tam właśnie grasowało najwięcej złodziei, którzy nie zawahali się zabić lub zrobić gorszych rzeczy. On sam zadowalał się szybkim poderżnięciem gardła i ucieczką, by nie przyciągnąć do siebie większych kłopotów.
Wybrał swój stary szlak przez kanion usiany trującymi roślinami, na które większość ludzi z tej dzielnicy była odporna, a co dziwniejsze nawet leczyli nimi urazy.
Wziął głęboki oddech mając złe przeczucie. Zacisnął w dłoni naostrzony kawałek metalu, który robił za jego broń. Czuł, że ktoś go obserwuję. Oblał go zimny pot, gdy uświadomił jak nieostrożny był, miał zamiar wrócić do kryjówki, ale nim się zorientował nagle poczuł silny ból i głuchy odgłos uderzenia. Nim ogarnęła go ciemność uchwycił wzrokiem czerwony kosmyk włosów.
Pierwsze co poczuł, gdy odzyskiwał przytomność to tępy ból z tyłu głowy nie dający mu zebrać myśli. Jedyne co mógł zrobić to udawać dalej nieprzytomnego. Miał nadzieję, że to nie mafia Enemi. Wiedział, że narobił sobie u nich wrogów zabijając i rabują jednego z ich szefów, ale nie wiedział, że tak szybko go złapią.
Przez coś uwierającego w ustach nie mógł swobodnie przełknąć śliny, a ręce były nieprzyjemnie wykręcone za jego plecami i związane podobnie jak nogi.
Powoli otworzył oczy przystosowując wzrok do mdlącego światła żarówki ubolewając nad stratą opaski. Zwrócił wzrok na drogo wyglądające buty, a następnie sunąc wzrokiem w górę natrafił na zimne niebieskie oczy, które patrzyły wprost na niego, a na ustach mężczyzny błąkał się wredny uśmieszek. Odsunął się od ściany, o którą był oparty i powolnym krokiem podszedł do niego i uklęknął zsuwając uwierający materiał z ust.
-Wreszcie się obudziłeś, Dziesiąty.
-Jaki Dziesiąty?!-krzyknął Atsushi, gdy tylko przełknął ślinę.-Nie jestem żadnym Dziesiątym! Wypuść mnie!-starszy zacmokał z niezadowoleniem łapiąc mocno jego szczękę.
-Nie ładnie kłamać.-wstał dość brutalnie odrzucając jego głowę przez co uderzył tyłem o twardą powierzchnię. Syknął na potęgujący ból.-Udowodnię, że jest lepszy od ciebie! Zasługuję na miano Dziesiątego!-podniósł głos na kulącego się chłopca.-Pokonam cię i zostanę Yakuzą!-kopnął w brzuch młodszego, a ten zwinął się obronnie wydając z siebie cichy jęk bólu.
-Rojer (czyt. Rojer). Lepiej dla ciebie jeśli go wypuścisz. Nie chcę się ubrudzić.-usłyszeli męski głos dobiegający zza pleców porywacza.
-Już tu jesteś?-westchnął, obracając się plecami do chłopaka.-Myślałem, że będę mieć więcej czasu na zabawę.
-Został wybrany przez Dziewiątego, nie możesz nic zrobić.-cień ustąpił wypuszczając mężczyznę podobnego wzrostem do porywacza. Lśniące czarne włosy zostały zaczesane do tyłu odsłaniając ostry profil. Wzrok mężczyzny spoczął na nim osądzając go nim wrócił do czerwonowłosego.
-Zawszę mogę go zabić.-szarpnął się, gdy nagle sylwetka niebieskookiego wylądowała z hukiem obok niego, a z ust wyleciał jęk. Znieruchomiał zamykając oczy pełne cierpienia i odrzucenia. Przez chwilę patrzył na niego sparaliżowany, czując jak coś go przyciąga do czerwonowłosego. Nieznane mu dotąd uczucie kazało bronić mężczyzny. Gdy czarnowłosy postawił krok w ich kierunku nie zastanawiając się dłużej przeczołgał się jak najszybciej przed nieprzytomnego.
-Młody szefie, dlaczego bronisz to ścierwo?-przystanął zaskoczony.
-Nie jestem szefem! O co w tym chodzi?
-Jesteśdziesiątym szefem Yakuzy Kokushibyō. Poprzednik to twój dziad od strony ojca. Twojenazwisko to Kokushibyō.
CZYTASZ
Dziesiąty (poprawa)
Short StoryOpowiadanie bxb!!! Sceny +18 Nie lubisz, nie czytaj. Proszę o niekopiowanie i niewstawianie treści książki na jakichkolwiek forach/grupach itd, bez mojej wyraźnej zgody. Umiera szef Yakuzy, jego ostatnią wolą jest znalezienie Atsushi'ego Kamigawę i...