Rozdział XV

298 24 0
                                    

Atsushi nie miał dobrego humoru gdy się budził, łóżko było mokre, a on spocony i obolały. Na dodatek Avis spał rozwalony na posłaniu z bardzo zadowoloną miną.


Nie budząc śpiącego ruszył do łazienki z koszulą i bielizną na zmianę.


O mało nie dostał zawału jak zobaczył swoje odbicie w lustrze.


Miał podkrążone oczy, a włosy wyglądały jakby przeszło przez nie tornado.
Wszedł pod prysznic z ulgą zmywając z siebie wczorajszy dzień.


Mimo wszystko czuł się o niebo lepiej. Czyżby już po jego estrus?


Byłoby wspaniale.


Po ubraniu się i wysuszeniu włosów postanowił pójść na dół do jadalni, już nie widział ich długo.
Wchodząc do pomieszczenia już słyszał kłótnie Zera i Rojera.
Uśmiechnął się w duchu.


-Ah, Dziesiąty!-został przywitany przez czerwonowłosego, który na przywitanie przytulił go mocno.


-Witaj, paniczu. Czujesz się już lepiej?


-Yo.-rzekł czarnowłosy.


-Tak! Mogę zjeść z wami?


-Oczywiście.-zgodzili się. Usiadł na swoim miejscu. Niebieskooki podał mu pieczywo i warzywa. Zrobił sobie bułkę z pomidorem, a do picia owocową herbatę.


Zjadł ze smakiem popijając napojem.


-Nie połączyliście się już?-spytał Shirogane poważnie. Zakrztusił się herbatą.


-Nie!-krzyknął cały czerwony.


-Myślałem, że przez twoje feromony uległ, ale jestem pod wrażeniem, że nie posiadł cię i nie oznaczył.


-Przestań już.-wymamrotał zawstydzony.


-Wybacz. Więc mogę zgadnąć co robiliście?


-Co robiliśmy, a czego nie, to nie twoja sprawa.-usłyszeli głos Avisa.


-Felcor!-powiedział zaskoczony najmłodszy.-Myślałem, że jeszcze śpisz.-podniósł młodszego, a sam usiadł sadzając go na swoich kolanach, pokazując wszem i wobec, że należy do niego.


Cały zarumieniony nie podnosił głowy wpatrując się w swoje splecione dłonie.
Straszy nalał sobie kawy i zrobił sobie śniadanie.
Przysunął mu je dając do zrozumienia by zjadł to, sam zabierając się za pozostałe.


Gdy skończył jeść starszy chciał dać mu jeszcze jeden kawałek ale po dwóch odmowach zrezygnował za to dając mu herbatę do wypicia.


-Nie jestem dzieckiem!-fuknął zły.


Pozostali ukrywając rozbawienie zajęli się swoimi śniadaniami i rozmową.


-Ej, Dziesiąty. Może potrenujemy dziś?-zaczął Arcana.


-Dobry pomysł!-ucieszył się.


-Jaki trening?-zainteresował się Avis.


-By panicz mógł zostać idealnym Yakuzą.-wyjaśnił Blizna.


-Yakuzą? Żartujesz?


-Nie.-zaprzeczył Atsushi.-Przez piętnaście lat mieszkałem w Vinie-dzielnicy biedy Wyspy Czerwonego Króla.

Większy skinął głową zaciskając pazury na stole o mało go nie miażdżąc, rozluźnił je zanim ktoś by zauważył.


-Idziemy?-zaproponował młodszy. Zgodzili się więc i ruszyli na zewnątrz.


Patrzył czujnie jak jego Omega ustawia się naprzeciw czerwonowłosego w pozycji do ataku, jak Zero daje sygnał do rozpoczęcia. Mniejszy poruszał się jak jadowicie śmiertelny wąż, unikał ataków nie spuszczając wzroku z prawej ręki przeciwnika. Nagle ruszył do ataku, ale przed uderzeniem zrobił unik myląc niebieskookiego, który rzucił tam małą bombę. Dym spowodowany przez wybuch, uniemożliwił Arcanie zlokalizowanie Atsushi'ego. Jakby wyczuwając odwrócił się za siebie celując palcem w jak się okazało zakradającego bruneta.


-Znowu zawaliłem.-westchnął.


-Było o wiele lepiej.-pocieszył go.-Twoje umiejętności są godne podziwu. Mnie rodzina szkoliła gdy skończyłem cztery lata. Oczywiście niewiele jeszcze rozumiałem, ale moja rodzina jest surowa i wymaga dyscypliny.


-Jakoś nie widać.-mruknął Blizna.


-Chcesz zginąć?


-Dawaj.-obydwaj ustawili się w pozycji do ataku.


-Spokojnie, spokojnie.-najmłodszy stanął między nimi powstrzymując ich.


Shirogane wyciągnął telefon z kieszeni, jego mina zrzedła szybko.


-Twoja rodzina chcę poznać nowego Yakuzę Kokushibyō. Przybędą popołudniu.


-Co?!-krzyknął zaskoczony.-Żartujesz, prawda?


-Nie.


-Co się dzieję?-usłyszeli donośny głos Avisa, który stanął za młodym Yakuzą kładąc dłoń na jego ramieniu.


-Rodzina Rojera przyleci mnie poznać.


-Jakby coś planowali to chcieli byśmy przyjechali do nich. Czy to ty nie chcesz wracać do nich?-spytał Shirogane zwracając się do niebieskiego.


-Nie chcę, bo wiem, że jak tylko tam wrócę będą chcieli, żebym ożenił się z jakąś bogatą podstarzałą panienką, na pewno Alphą II. Zależy im, żeby każde ostatnie dziecko zostało wydane za bogatą szlachciankę lub szlachcica. Reszta rodzeństwa może robić co chcę, byle by nie przynieść wstydu rodzinie.


-Dlaczego ostatnie?-zainteresował się Felcor.


-Ich zdaniem ostatnie przyniesie hańbę rodzinie. Dzięki ślubowi będzie oddany towarzyszowi.


-Głupota.-prychnął rogacz.-Co jeśli, któryś z partnerów znajdzie mate?


-Zostaje zabity.-powiedział bez uczuć.


-Ha?! Za co?! Za przeznaczenie?!
-Tak. Mój ojciec zabił swoją mate tylko dlatego, że był już przeznaczony do poślubienia mojej matki. Wiele biednych rodzin tak robi, żeby wzbogacić się.


-To okropne!-zawołał przerażony chłopiec.-Ale jak o tym pomyśleć w Vinie też tak robili, ale zrozpaczeni partnerzy konali z bólu, jak oni mogą dalej żyć?


-Wystarczy jeden zastrzyk po zabiciu, a osoba, którą uważałeś za mate teraz nic nie znaczy.


-Nie martw się Rojer.-uścisnął jego rękę dla otuchy.-Wymyśle coś.

Dziesiąty (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz