Rozdział VI

380 31 0
                                    

-Paniczu, twoja rezydencja znajduję się na prywatnej wyspie. Posiada również lotnisko. Wyspa, na której rezydujemy jest największa na Ziemi. Pańscy przodkowie przelali za nią wiele krwi. Sam dom, który został wybudowany przed Wielką Wojną, ma obecnie dwieście hektarów, co czyni go trzynastym pod względem wielkości domem na świecie. Jednakże większość to nienaruszona fauna. -czarnowłosy opowiadał młodszemu, gdy ten wybudził się ze snu.

-Nie jestem pewny, ile to jest. -wpatrywał się zmieszany w profil mężczyzny.

-Trudno mi to wytłumaczyć. Jestem pewien, że kapitan sprezentuje paniczowi wyspę, gdy dolecimy.

-Dolecimy? Chodzi o samolot? -spytał starając się nie wyglądać na przestraszonego.

-Tak. -wzdrygnął się na uczucie dotyku na ramionach, ale zaraz potem rozluźnił, gdy uświadomił sobie, że to Rojer. Doprawdy, jak mógł stać się tak ufny?

-Statkiem płynęlibyśmy tydzień, wyspę otaczają niebezpieczne wody. Na dodatek przez mgłę wiele statków rozbijało się. -wyjaśnił czerwonowłosy uprzedzając drugiego.

Przez resztę drogi przysłuchiwał się kłótni mężczyzn. Para mijająca ich białym autem rzuciła mu współczujący wzrok, przez co zarumienił się, bardziej zapadając w fotelu. Na chwilę musiał się zdrzemnąć, ponieważ obudził go niebieskooki, gdy niósł go na rękach. Ich trójka od razu przyciągnęła niechcianą uwagę. W końcu jak często można spotkać ludzi oblepionych krwią?

-Nie zwracaj uwagi. -powiedział czarnowłosy mierząc wszystkich na lotnisku zimnym wzrokiem. Wtulił się bardziej w mężczyznę starając się ignorować plotkujących ludzi. Wbrew sobie zerknął na grupkę kobiet słuchając strzępka rozmowy.

-Czy to nie Shirogane? Ten od Kokushibyō? On nie jest czasem prawą ręką Yakuzy?

-Nie słyszałaś wieści? Podobno umarł- Czekaj, to czasem najmłodszy Arcana?

-Te włosy... Tak, to musi być on! Co robi z Kokushibyō?

-Czy on kogoś niesie?

Dalej już nie słyszał, bo odeszli już za daleko. Spoglądał teraz z zainteresowaniem oraz nutka strachu na wielkie maszyny, które miały latać. Jak coś takiego może wzbić się w powietrze? Starszy postawił go na ziemi i poprowadził go na pokład statku.

Stanął przed nimi mężczyzna w ciemnoniebieskim kombinezonie. Osobnik ukłonił się przed nimi, a następnie uniósł głowę tak by móc spojrzeć na nich.

-To zaszczyt poznać nowego szefa Kokushibyō. Nazywam się Sasuke Yaoga. Jestem pańskim pilotem dzisiejszego lotu.

-Nazywam się Atsushi Ka- Kokushibyō. -ukłonił się nie wiedząc co innego mógłby zrobić i powiedzieć. -M-miło mi.

-Proszę zająć miejsca, zaraz ruszamy. -kapitan poszedł w stronę kokpitu. -Życzę miłej podróży.

-Paniczu, usiądź tu. -czarnowłosy wskazał na czarną kanapę. Zajął miejsce, a starsi usiedli po jego obu stronach.

-Coś się stało? -spytał Arcana, gdy zobaczył zmarszczone brwi chłopca. -Masz pytania?

-Tak. Umm... Co się stało, że jeden z nich wybuchł? -spytał po dłuższym milczeniu.

-Rojer jest specem od pirotechniki Tworzy ładunki wybuchowe.

-Naprawdę? -zwrócił się do niebieskookiego. Ten przytaknął.

-W dłoniach zamontowałem, o średnicy dwóch milimetrów, coś w rodzaju połączonych ze sobą strumieni. -podciągnął rękaw golfu i pokazał na nadgarstku mały prostokąt. -Tu wkładam pociski, podczas odpowiedniego ruchu mogę je wystrzelić przez opuszki. -faktycznie, na każdym palcu widział małą kropkę. -Cud techniki, czyż nie?

Dziesiąty (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz