Odetchnął głęboko patrząc na swojego przeciwnika, była nim kobieta, którą mieniem określano jako Najsilniejszą Kobietą Świata.
-Nie można uśmiercić przeciwnika. Zwycięstwo osiąga się przez trzy rzeczy:
-niezdolność do walki na wskutek otrzymanych obrażeń,
-poddanie się przeciwnika,
-zniesienie przeciwnika poza linię pola.
Zrozumieliscie?-obydwoje potwierdzili.-W takim razie... Rozpocznijcie pojedynek!-krzyknął, a tłum zawiwatował.
Gdy szatynka ruszyła na niego, on skoczył nad nią unikając zderzenia, ale nie przewidział z jaką szybkością zaatakuje ponownie. Uderzenie w brzuch posłałoby go na mur z dala od linii, ale dzięki sztyletowi, który wbił w podłogę udało mu się wychamowac milimetry przed końcem pola. Wyprostował się udając, że nie czuję żadnego bólu.
Odwrócił wzrok ze wstydem widząc zmartwione miny reszty swojej grupy, przynajmniej tych, których twarze widział.
Nie mógł nie zauważyć wpatrzonego w niego ojca, który obdarzył go kpiącym uśmiechem kiedy walka trwała już prawie dwadzieścia minut, a on ledwo mógł stać na nogach z powodu otrzymanych obrażeń.
Kobieta doskoczyła do niego w mgnieniu oka zaciskając na jego wątłej szyi dłoń dusząc go. Próbując wydostać się z jej uścisku tracił resztki tchu czyniąc go coraz słabszym.
Adrenalina zaczęła płynąć jego żyłami powodując nagły przypływ siły, który wykorzystał do ogłuszenia przeciwniczki. Nogi założył na jej ramiona wypychając ją za linię, opadając bezwładnie na arenę usłyszał dźwięk sygnalizujący jego zwycięstwo. Podniósł się czując jak jego ciało protestuje, podał niepewnie dłoń kobiecie, która wciąż nie mogła uwierzyć w swoją przegraną. Przyjeła ją podnosząc się i tarmosząc włosy młodszego.
-Jesteś sprytny, mały.-klepnęła go po plecach wywołując jęk bólu.-Wybacz.
-Nic się nie stało, dziękuję za walkę.
-Ja również.-jej uśmiech zbladł gdy zobaczyła coś za jego plecami.
Nim się spostrzegł ramiona jego mate oplotły go unosząc w stylu panny młodej.
-Wszystko w porządku Felcor.-przytulił się do niego obejmując sztywno jego szyję zmagając się z bólem.
-Nie, nie jest w porządku. Nie powinienem ci pozwalać walczyć, jesteś jeszcze taki słaby.-mówiąc to położył dłoń na piersi młodszego całkowicie ją obejmując.-I tak bardzo kruchy.-niósł go do ich apartamentu nie zważając na innych. Nawet na sędzię, który chciał ogłosić zwycięstwo młodego Yakuzy.
Posadził go na sofie zdejmując z niego kombinezon zostawiający go w bieliźnie i owiniętym w koc. Wysmarował całe jego ciało jakąś dziwną mazią tłumacząc, że dostał to od Akabane na rany i wzmocnienie. Nastawił jego bark, a młodszy westchnął cicho z bólu.
Skrzywił się gdy dłonie białowłosego pogładziły brzuch, na którym zaczynał kwitnąć wielki siniak.
-Dziesiąty!-jak błyskawica do pomieszczenia wpadł czerwonowłosy, a za nim reszta.
Zwiesił głowę ze wstydem nie chcąc patrzeć na swoich towarzyszy.-Byłeś wspaniały! Idealnie wyczułeś moment wypychając ją za ring!-reszta potwierdziła chwaląc jego wyczyn z powodu ogromnej siły wroga.
Spojrzał na swój sztylet, który nie przerwał pojedynku, szczątki położył na swoich kolanach gładząc połamane ostrze z czułością dziękując mu. Bez niego nie miałby najmniejszych szans na wygraną.
-Możemy go dać do naprawy u tutejszego kowala, jest jednym z najlepszej piątki na tej półkuli.-powiedziała Bianka widząc jego smutek, sama była by zasmucona gdyby jej broniom coś się stało.
-Naprawdę?-spytał z nadzieją.
-Tak.
Młodszy uśmiechnął się szczęśliwy niechcący zrzucając z siebie okrycie ukazując wszystkim w pomieszczeniu swoje ciało.
Patrzył na ich zszokowane spójrzenia gdy omiatali go wzrokiem.
-Panie Atsushi.-zaczął Chén Wú.-Przeszedłeś wiele w swoim życiu. Śmiem twierdzić, że za wiele jak na twój wiek. Wielu dorosłych nie zdołałoby tego znieść, ale twoje oczy mówią-
-Oczy bestii głodnej życia.-wtrącił Karim Nur.
-Tak, dokładnie.-potwierdził starszy gładząc swoją długą, siwą brodę.
Zielonooki owinął wokół niego swój ogon przyciągając go bliżej siebie i przykrył z powrotem kocem sadzając go na swoich kolanach.Ręce Alphy objęły go, a on ukrył twarz we włosach młodszego.
-Idziecie na obiad?-spytał Robert.
-Tak.-odpowiedział za młodszego Avis.-Za dziesięć minut będziemy gotowi.
Wszedł z nim do ich pokoju i podał mu nowy kombinezon pomagając mu się w niego ubrać, nie uszło uwadze heterochromika, że białowłosy gładził jego ciało podczas ubierania.
Objął jego szyję i pocałował lekko usta starszego.
-Jestem tylko twój.
-Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Obiecuję ci, że będziesz umierał z przyjemności.-przygryzł płatek jego ucha i klępnął go w pośladek wywołując tym mocny rumieniec.
-Cho-chodźmy.-zawstydzony jego słowami wyszedł z pokoju ciągnąc go za sobą.-Skończyiście? W takim razie chodźmy.-rzucił głodny Barnaby ciągnąc za sobą Erwina.
-Są razem?-zapytał zaskoczony.
-Tak. Nie ty jedyny miałeś udaną noc.-warknął Connor.-Dzięki nim nic się nie wyspałem. Prawda, Demon?
-Nie wyżywaj się na nich tylko dlatego, że pokłóciłeś się z Arianą i zarządziła ci celibat. Sam sobie to zawdzięczasz.
Sasha i Eva parsknęły śmiechem zwracając na siebie uwagę Lee.
-I czego rżycie?!-krzyknął czerwony.
-Spokojnie, spokojnie.-położył dłoń na klatce piersiowej blondyna powstrzymując go.-Jestem pewny, że się pogodzicie. To nie miejsce na kłótnie.-upomniał drapiąc się po bliźnie zostawionej przez Avisa.-Chodźcie na obiad.
Przytaknęli kierując się do wspólnej jadalni na zewnątrz z powodu pięknej pogody.
Usiadł koło Wilsona, który zajadał się razem ze swoim partnerem. Przerwał na chwilę, by niepewnie na niego spojrzeć, ale gdy młody Yakuza poklepał jego ramię wrócił do przerwanej czynności.
Jak się można było spodziewać Alpha usiadł koło niego pierw chcąc wziąć go na kolana, ale po dwóch odmowach zrezygnował w zamian go karmiąc.
Wyczuł znajomą aurę, odwrócił się więc widząc swojego ojca, który klaszcząc ironicznie usiadł naprzeciw bruneta.
-Gratuluję wygranej, mój synu.-wziął w dłoń kieliszek wina popijając trochę.
-Przestań nazywać mnie swoim synem.-nie umknął mu bolesny błysk w jego złotych oczach.
-Dlaczego?-zrobił zagubioną minę.-Przecież nim jesteś.
-Nigdy nie zobaczę w tobie ojca!-krzyknął tracąc nad sobą kontrolę i zwracając na siebie uwagę ludzi, którzy byli najbliżej.-Jestem wpadką, prawda? Jesteś zawiedzionych mając takiego syna, prawda? Więc udawaj, że mnie nie znasz. Nazwisko, to tylko co nas łączy, nic więcej.-dokończył spokojniej.
-Naprawdę dorosłeś, mój synu.-potargał włosy młodszego wstając.
Podążał za nim wzrokiem póki nie zniknął w tłumie.Czując się winnym chciał ruszyć za starszym pragnąc przeprosić za okropne słowa, ale powstrzymał się mając wątpliwości.
CZYTASZ
Dziesiąty (poprawa)
Short StoryOpowiadanie bxb!!! Sceny +18 Nie lubisz, nie czytaj. Proszę o niekopiowanie i niewstawianie treści książki na jakichkolwiek forach/grupach itd, bez mojej wyraźnej zgody. Umiera szef Yakuzy, jego ostatnią wolą jest znalezienie Atsushi'ego Kamigawę i...