Rozdział IV

357 36 2
                                    

-Dziesiąty! Wyglądasz o wiele lepiej. -zachwycił się czerwonowłosy. Spojrzał nad chłopcem na drugiego mężczyznę wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenie. Atsushi choć reprezentował się lepiej, to wciąż potrzebował kolejnej takiej kąpieli.

-Dziękuję. -odparł nieśmiało.

-Proszę siadać, paniczu i zjeść. -zwrócił się do młodszego i poczekał aż zajmie miejsce, by mógł wraz z Arcaną uczynić to samo. -Nie przejmuj się sztućcami. -powiedział widząc konsternacje na młodej twarzy. -Na początek kleik i krem warzywny.

Obydwoje obserwowali jak młodszy z ochota zajada posiłek. Nieraz zerkał na nich wydając się zestresowany. Dopiero teraz przypomniał sobie, jak wcześniej zareagował chłopak na posiłek. Bał się, że go mu odbiorą. Postarał się zmiękczyć swój wyraz twarzy, a następnie uśmiechnął się lekko do niego. Nie spodziewał się, że młodszy wysłał mu grymas przypominający uśmiech, a następnie wrócił do posiłku przestając tak łapczywie jeść.

Po skończonym posiłku Zero przyniósł apteczkę. Usiadł niedaleko młodszego, a następnie jego stopy położył sobie na udach, by móc je opatrzeć. Przy okazji badając nogi na znak jakichś poważniejszych urazów.

Rojer widząc przymykające się oczy nastolatka wciął go na ręce i przy cichych pomrukach zaniósł do sypialni. Położył go na łóżku i okrył narzutą. Odgarnął niesforne włosy z oczu i wyprostował się wychodząc z sypialni do salonu.

-Śpi? -spytał czarnowłosy częstując niebieskookiego papierosem.

-Tak. Środek zadziałał. -strzepnął popiół do popielniczki. -Nie możemy go tak często stosować.

-Wiem o tym dobrze. Lepiej niż ty. -prychnął. -Ale póki nie dotrzemy na wyspę nie ma wyjścia.

-Ty... widziałeś to, prawda? -spytał ignorując przytyk.

-Tak. -starszy nalał do lampek czerwonego wina i podał drugiemu. Oparł się ciężko o kanapę wypuszczając kłąb dymu.

-Jak bardzo jest... źle?

-Sam widziałeś jaki jest zagłodzony. Dopiero jak zobaczyłem go nago zorientowałem się jak poważne to jest. Nie ma skrawka skóry, na którym nie widziałem blizn. Ma jeszcze parę ran, które się dopiero zabliźniają. Nie wiem czy zabranie go do lekarza nie zniszczy tej cienkiej nici zaufania jakim nas obdarzył.

-Co o nim myślisz? Czy nadaję się?

-Z pewnością. -posłał mu długie nieodgadnione spojrzenie. -Jest delikatnym chłopcem, ale widział śmierć i sam z pewnością zabił. Jestem zaskoczony, że żyje. -splótł ze sobą dłonie ukrywając ich drżenie. -Widziałeś co to za miejsce. Dziwię się, że jest stabilny psychicznie. Jest silny.

-Wiem. -wziął głęboki oddech. -Nie dam mu zginąć, będę chronił go za cenę życia. -silny błysk w oczach czerwonowłosego spowodował lekki uśmiech na ustach mężczyzny.

-Chciałem to usłyszeć, specu od pirotechniki. -wziął do dłoni kieliszek popijając alkohol. -Testowałeś go, prawda? Ludzie z twojego fachu po prostu wysadzają konkurentów.

-Przejrzałeś mnie. -zaśmiał się cicho. -Dlaczego mnie uderzyłeś?

-Mam na to odpowiadać?

-Nie. Głupie pytanie, wiem. -podparł brodę dłońmi i spojrzał na Zero. -A ty? Co planujesz?

-To nie twoja sprawa. Ale zostanę przy nim i będę mu służył, by mógł sam kierować mafią.

Rojer pokiwał głową i dopił swoje wino jednym haustem na co czarnowłosy skrzywił się z niesmakiem.

-Wiec jak śpimy? Ktoś będzie musiał spać w sypialni dla bezpieczeństwa.

-Ty będziesz przy nim czuwać. Zostanę tutaj. Rano będziemy już w porcie. Nie powinien już się dziś budzić, ale uważaj na niego. Nie wiemy, jak zareaguję. -ostrzegł go podając mu komplet ubrań.

-Pewnie. -odrzekł młodszy i zakradł się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Gdy wyszedł ubrany w dres i podkoszulek poczuł na sobie wzrok szatyna.

-Obudziłem cię? -zapytał. Atsushi pokręcił przecząco głową.

-Potrzebujesz czegoś? -znowu zaprzeczył. Starszy przetarł kark nie wiedząc, jak postąpić z niemym chłopcem. W końcu wzruszył ramionami. -Śpij dalej. Ja też idę spać. -usiadł na fotelu i przykrył się narzutą.

-Będziesz spać tam? -spytał młodszy po chwili. Starszy przytaknął. -Umm... Możesz się położyć tutaj. -poklepał niepewnie miejsce koło siebie.

-Jesteś pewien?

-Tak. Jest duże. -czuł się zobowiązany do odwdzięczenia się.

Położył się koło chłopca i odwrócił do niego plecami przedtem życząc dobrej nocy. Poczuł, jak okrywa go kołdra i uśmiechnął się pod nosem. Zasypiał, gdy poczuł na swoim ramieniu dotyk.

-Rojer? -szepnął młodszy tak cicho, że Arcana ledwo usłyszał.

-Tak? -odpowiedział zaspanym głosem.

-Spałeś? Przepraszam, śpij dalej.

Starszy podniósł się do siadu i oparł o poduszki. Spojrzał na niego wyczekująco. Młodszy również się podniósł i usiadł po turecku niedaleko mężczyzny.

-Czuję się dziwnie. -wyznał po chwili. -Tu jest tak dziwnie. -potarł miejsce pod klatką piersiową.

-Nie przejmuj się. To tylko stres, ale nie masz się czym martwić. Tam cię nikt nie skrzywdzi. -obiecał. Zmarszczył w zamyśleniu brwi, gdy chłopak spuścił głowę i wpatrywał się w swoje stopy zawinięte w bandaże. Arcana westchnął i poklepał swoją pierś.

-Chodź tu. -mruknął tłumiąc ziewnięcie.

Nastolatek nieśmiało, po zastanowieniu, podpełznął do czerwonowłosego i położył głowę na jego klatce piersiowej. Dreszcz strachu przebiegł po jego kręgosłupie. Po chwili rozluźnił się. To nie było takie złe. Pokusiłby się o stwierdzenie, że to było miłe. Ten dotyk był przyjemny, nie czuł się zagrożony. Nie wiedział nawet kiedy zasnął utulony równomiernym biciem serca. Rojer zsunął się na poduszki przy okazji przykrywając ich okryciem i położył rękę na plechach młodszego.

Shirogane zatrzymał się, gdy zobaczył ich. Uśmiechnął się pod nosem i zamknął cicho drzwi sypialni. Był pewien, że przyszły Yakuza nie podejmie kolejnej próbie ucieczki.


Dziesiąty (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz