Rozdział XXIX

179 14 1
                                    

Wszedł do wspólnego salonu niewyspany, ponieważ myślał wciąż o starszym Kokushibyō, sprawy nie ułatwił mu Avis, który chciał się do niego dobrać, ale po spojrzeniu jakie mu rzucił młodszy skapitulował.
Usiadł na sofie i westchnął ciężko. Nie wiedział co ma z tym zrobić.



-Atsushi.-usłyszał. Podniósł głowę zaciekawiony widząc dwie postacie stojące nad nim.-Nie powinieneś się teraz niczym zadręczać.-kontynuował Lim Bae-dość niski czarnowłosy dwudziestolatek o fiołkowych oczach.-Wygrałeś, prawda? To jest powód do radości, a nie do smutku.-zaraz potem wyższy trzepnął go niezbyt delikatnie w głowę.


-Idioto! To nie o to chodzi!-warknął zły Abe Toin.


-To o co?-zanim fiołkowooki zamachnął się rudowłosy klasnął w dłonie uświadamiając sobie o co chodzi.-Ah! To o to chodzi!-przytulił go niespodziewanie przyprawiając bruneta niemal o zawał serca.-Wszystko będzie dobrze! Nie martw się?!-krzyknął gdy białowłosy złapał go za kołnierz sadzając z powrotem na swoje miejsce.


-Nie pozwalaj sobie.-warknął widocznie zły biorąc młodego Yakuzę na swoje kolana przytulając go i wdychając jego zapach.


Podniósł bluzkę młodszego do góry smarując prawie czarny brzuch maścią wspomagającą leczenie.


-Dziękuję.-uśmiechnął się, a raczej starał się uśmiechnąć, ale jedyne co mu wyszło to zwykły grymas ani trochę go nie przypominający.


-Nadal o nim myślisz?-westchnął widząc przytaknięcie.-Nie jestem pewny co do jego zamiarów. Nie wyczułem od niego złych zamiarów, ale za to wyczułem coś w rodzaju smutku? Żalu? Sam nie wiem.-wyznał zmieszanym głosem.


Po chwili ciszy Atsushi postanowił rozwiać poważny nastrój w pomieszczeniu inicjując wyjście na posiłek, gdy reszta się zgodziła ruszyli właśnie w tym kierunku.
W między czasie dogonił go Rojer i Zero, którzy jak zwykle kłócili się, mógł niemal poczuć więź jaka między nimi była.

***

-Felcor!-nim się spostrzegli blondwłosy chłopak wpadł w ramiona jego mate całując w policzek osłupiałego białowłosego.


-Fe-Felcor? Kim on jest?-spytał nierozumiejąc zastałem sytuacji.


-Walter? Co ty tu robisz?-zignorował pytanie bruneta uwagę skupiając na długowłosym, którego odsunął od siebie.


-Co się stało? Dlaczego jesteś taki oschły? Czyżby nasze spotkania ci się nie spodobały?-mruknął kokietersko wpatrując się w niego i przejechał dłonią po klatce piersiowej wyższego.-A jak myślisz? Kiedy mnie tak niespodziewanie zostawiłeś tamtego dnia poszukałem sobie kogoś innego.-omiótł resztę zatrzymując wzrok na młodym Yakuzie i Rojerze, który trzymał dłoń na jego ramieniu sam nie rozumiejąc sytuacji.-Wybaczcie za moją niegrzeczność. Nazywam się Walter D. Flower i jestem kochankiem Felcora.


-Byłym.-dodał ściszonym głosem białowłosy odzyskując świadomość i patrząc zagadkowo na swoją Omegę.


-Ale możemy do tego wrócić, prawda?-przybliżył się znów, ocierając jednoznacznie o nogę Alphy. Gdy został ponownie odepchnięty spojrzał na niego ze złością.-Co jest z tobą nie tak?!


-Mam mate.-odparł krótko przyciągając do siebie heterochromika, który już dawno stracił dobry humor.


-Tą ofiarę losu?!-prychnął prześmiewawczo niebieskooki.-Tak żałośnie walczył, że aż żal mi sie go zro-przerwał gdy został przyciśnięty mocno do ściany przez Bae, który przystawił katanę do jego gardła nacinając je.

Dziesiąty (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz