Rozdział XVIII

234 24 1
                                    

Wraz z zaglądającymi do pomieszczenia promieniom słońca i wesołym świergotom ptaków, wstał Atsushi.


Jego ciało było obolałe, a gdy próbował wstać nogi odmawiały posłuszeństwa przed niechybnym upadkiem uratowało go mocne ramię białowłosego.


-W porządku?-posadził go z powrotem za łóżku. Z syknięciem zmienił pozycję.-Przepraszam, wczoraj byłem zbyt nachalny. Proszę! Przyniosłem śniadanie.-postawił na stoliku tacę z jedzeniem.-Najpierw zaaplikuje maść.


Rozchylił jego nogi wkładając jeden palec do środka aplikując lekarstwo.
Młodszy powstrzymując jęki bólu pozwalał na zabieg.

Nigdy nawet mu do głowy nie przyszło, że tam można coś wkładać.


Po tym zabrał sie za jedzenie, popijając herbatę.


Czuł na sobie przepraszające spojrzenie Avisa, spojrzał na niego z lekkim rumieńcem.


-Nie jestem zły.-złapał go za dłoń ściskając lekko. Zmartwił się widząc ślady swoich paznokci na jego ramionach.-Mówiłeś, że nic nie może cię zranić.


-Nie jestem do końca pewien, ale to może mieć związek z tym, że jestem twoim mate.


Podejmując drugą próbę wstania zignorował ból i wyprostował się.


-Muszę zająć się sprawami mafii, Zero już dość się za mnie napracował.


Lekko kuśtykając przeszedł do następnego pokoju szukając wygodnego stroju.

Wybrał czarne rybaczki i zieloną koszulę do srebrnych trampek.


-Co będziesz robił?-zwrócił się do starszego.


-Mam parę spraw do załatwienia. Niedługo powinienem wrócić.


-Uważaj na siebie.


-Ty też.


Nim się spostrzegł został w pokoju sam. Pierw zapukał do drzwi Shirogane upewniając się, że go tam nie ma. Zjechał więc na dół w poszukiwaniu Blizny. W jadalni nikogo nie zastał wyszedł więc na dwór o mało na niego nie wpadając.


-Oh, paniczu. Coś się stało?


-Przecież mówiłem, że chcę zająć się sprawami mafii.


-Tak to prawda, ale jesteś pewny?


-Tak!


-Więc dobrze. Wiedziałeś, że w twoim salonie są ukryte drzwi prowadzące do gabinetu?


-Ariel coś wspominała-przypomniał sobie.-Wydajesz się być nieco... obolały.

-T-to nic takiego.-powiedział zarumieniony wchodząc do gabinetu.


Ściany były pomalowane ciemną czerwienią mieszaną z brązem, podłoga natomiast pokryta dębowymi panelami. Na środku stało czarne, duże biurko zawalone papierami i laptopem stojącym na środku. Za biurkiem stał wysoki fotel na kółkach. Przy ścianach stały regały z książkami, a całość dopełniało duże okno zajmującę prawie całą ścianę.


Shirogane wytłumaczył mu na czym to polega, pomagając z częścią. Resztą zajmował się sam pod bacznym okiem Blizny czasem krzywiąc się z bólu.


-Bankiet?-zaskoczony powiedział czytając treść. Lekcje czytania nie poszły na marne...


-Pozwól.-wziął od niego list i przeczytał go.-Zostałeś zaproszony na bal kostiumowy w posiadłości hrabi Silver, który odbędzie się za trzy dni. Dziwne, nie widziałem go wcześniej. Został nadany trzy tygodnie temu, najwyraźniej nie zauważyłem go.


-Kto to ten Silver?-spytał zaciekawiony.


-Hrabia Bruce William Silver, trzydziestoletni Beta I. Odziedziczył po ojcu fortunę.-zastanowił się chwilę.-Proponuję abyś wziął mnie, Rojera, Kastiela i Ivo. Zazdrość Avisa może stanowić problem, ale wątpie czy puścił by cie samego.


-Dlaczego?-przekrzywił głowę zaciekawiony.


-Hrabia lubi flirtować, nieważne czy ktoś jest zajęty czy nie. Naraża się tym na ataki, ale jakimś cudem jest cały.


-Rozumiem.-wziął do rąk gruby plik papierów.-Pora to skończyć.


-Pozwól, że wyjdę na chwilę. Zaraz wrócę.


-Dobrze.-usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, odetchnął głęboko i pochylił się nad papierami uważnie je studiując.


Wkrótce wrócił Zero z tacą, którą postawił przed nim.


-Proszę.


-To już pora obiadu?-zdziwił się.


-Tak. Proszę zjedz, a ja polecę do Niebieskiego Księstwa. Muszę spotkać się z Rose.


-Dobrze. Bądź ostrożny.


-Tak.-ukłonił się przed nim i wyszedł.


Ignorując jedzenie zajął się papierami. Nie wiedział ile czasu minęło.

***

Skierował się do jadalni w poszukiwaniu pozostałych. Jak się okazało, nie znalazł ich tam, więc wyszedł na zewnątrz. Tam też ich nie było.


Z lekkim wachaniem poszedł w stronę term mając nadzieję na ich znalezienie. Jego założenie okazało się trafne.


-Dziesiąty! Chodź tutaj.-machał do niego czerwonowłosy siedzący koło pozostałej dwójki. Wrócił do szatni zdejmując ubrania, przepasając wokół bioder biały ręcznik. Zawstydzony trzymając mocno ręcznik, ostrożnie wszedł do wody siadając z lekkim dystansem od reszty.


-Przydał się mój mały prezent?-zagaił Ivo kładąc rękę na jego ramieniu.-zarumieniwszy się mocno pokręcił przecząco głową.-Czemu?


-Umm...



-Bracie! Nie zawstydzaj go!-krzyknął młodszy Arcana broniąc go choć sam był ciekaw.


-Wybacz.


Kiwnął głową.
Odprężając się zanurzył się lekko wzdychając.
Pierwszy raz to robił.
Bez stresu mógł się zrelaksować.
Ale czuł dziwną pustkę, czegoś mu brakowało. Ale czego?
-Coś się stało?-zmartwił się Kastiel widząc jego minę.


-Nie nic.-wpatrywał się w swoje nogi.


-Czyżby ten rogacz coś zrobił?!-zdenerwował się młodszy Arcana.

Uświadomił sobie czego mu brakowało.

Jego mate.

-Nie.-zaprzeczył rozumiejąc co powoduje tą pustkę.


Nim się spostrzegł jego głowa oparła się o ramię Ivo, a on sam zasnął.

Dziesiąty (poprawa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz