Siedział w swojej małej kryjówce drżąc z zimna i głodu zastanawiając się czy mama weźmie go do domu, ale gdy zapadła już noc, zrozumiał, że nie ma na co liczyć. Próbował zasnąć, ale świeża rana na plecach nie ułatwiała mu zadania.
Podciągnął nosem kuląc się i obejmując rękoma.
Gdy przebudził się w środku nocy nie czuł palców, ani u stóp ani u rąk.
Przerażony czekał do rana, aż jego palce się odmrożą nie wydając żadnego dźwięku ani nie roniąc żadnej łzy pomimo dużego bólu.
-Ma-mamusiu...-zawołał cichutko w przestrzeń wiedząc, że nikt mu nie odpowie.-Mamusiu.-wyszeptał roniąc pierwsze łzy.
***-Atsushi!-obudził się patrząc wprost w oczy swojego mate. Przytulił się do niego wołając histerycznie jego imię.-Wszystko będzie dobrze. Już, już.-masował miejsce między jego łopatkami próbując go uspokoić.
Dlaczego tak się rozkleił? To napewno przez gorączkę. Tak, napewno. Przez tyle lat nikogo nie potrzebował, zdany tylko na siebie nie uronił żadnej łzy.Starszy wciąż go uspokajając ganił siebie w myślach za zostawienie swojej małej omegi w czasie ruji, ale przez to, że nie wyznał mu w jakim jest stanie chciał go ukarać.
Teraz gdy zobaczył w jakim stanie jest, zaczął żałować swojej decyzji.
Poza tym....
Czuł na nim zapach tego rudzielca, kazał mu się nim zająć, ale i tak był zazdrosny, pomimo tego, że niebieskooki uważał bruneta za młodszego brata.
-O-obiecałeś, że mnie więcej nie zo-zostawisz!-uderzył go w pierś nie wyrządzając żadnej krzywdy.
-Nie byłeś ze mną szczery, pomimo tego bałem się, że mógłbym skrzywdzić cię jeszcze bardziej przez twój obezwładniający zapach.-wymruczał mu do ucha czując jego feromony, które można już było wyczuć w wejściu do posiadłości dla zwykłego człowieka, a jego prześladował wszędzie, ale teraz gdy był przy nim ledwo trzymał nad sobą kontrolę. Nie mógł jednak nic zrobić, by go nie skrzywdzić.
Młodszy tkwiąc w jego ramionach i czując lekko przyspieszone bicie serca, powoli zasypiał.
Rogaty głaskał go po włosach, aż nie usłyszał miarowego oddechu. Przytuliwszy go mocniej z braku zajęcia dołączył do niego.Wczesnym rankiem młodego Yakuzę obudził potężny grzmot spowodowany burzą, momentalnie usiadł rozglądając się gorączkowo po pomieszczeniu zauważając brak Alphy.
-To był sen?-spytał sam siebie.
-Co było snem?-usłyszał głos dobiegający zza drzwi.
-Felcor!-rozchmurzył się widząc swojego mate.
-Nie masz już ruji.-stwierdził starszy.-Dostałem od lekarza środki tłumiące.-wyciągnął z kieszeni spodni podłużne opakowanie.-Ale widzę, że nie są już potrzebne.-rzucił je na stolik, stawiając koło nich tacę z jedzeniem.-Już jadłem.-uprzedził jego pytanie.
Młodszy zjadł kilka kęsów, niemrawo się w nie wpatrując.
-Nie jestem głodny.-wyznał.
-Coś się dzieję?
-Nie nic, tylko nie jestem głodny.-odsunął je od siebie.
-Zawsze towarzyszył ci apetyt.-przyłożył mu dłoń do policzka.-Jesteś rozpalony.-stwierdził patrząc w lekko mętne oczy młodszego.-Zaraz wrócę, nie wstawaj.-wyszedł szybko.
Niedługo potem wrócił z lekarzem Eliasem Akabane.
-Dzień dobry, panie Akabane.-uśmiechnął się sennie.
-Dzień dobry.-odpowiedział. Podszedł do niego i złapał za brodę unosząc lekko do góry i zaświecił małą latareczką w oczy. Następnie uważnie go osłuchał, zdjął opatrunek i nieco zdziwiony powiedział:
-Nieźle go urządziłeś.-zwrócił się do białowłosego.-Wdało się zakażenie. Nie boli cię?
-Nie. To dla mnie nic nowego.
-Jak leczyłeś to w Vinie?-spytał jego mate patrząc na blizny i szramy zdobiące młode ciało.
-Zależy co się znalazło. Kolczasty pąk, naskros i czarny diabeł.
-Przecież one są silnie trujące! Zwłaszcza naskros!-krzyknął lekarz.
-Trujące?-przekrzywił głowę zdziwiony.-U nas to powszechne środki lecznicze. To rośliny pionierskie, przeżyją nawet w Vinie.
-Wrócimy do tego później.-stwierdził Akabane po mętniejących oczach Yakuzy.
Wyciągnął z torby strzykawkę wielkości dłoni że środkiem przeciwbólowym. Pod bacznym okiem rogatego wstrzyknął środek w ranę i czekając, aż zacznie działać przygotował potrzebne rzeczy.
Wolał go zabrać do szpitala, ale przez jego nieregularną ruje nie mógł na to sobie pozwolić. Ponadto jego mate zabiłby jeśli ktoś obcy podszedłby do niego.
Westchnął ubierając rękawiczki, wziął do ręki płyn oczyszczający i polał nim ranę. Szczypcami usuwał strupy co chwilę polewając środkiem odkażającym.
Młodszy cierpliwie znosił jego zabiegi nie ruszając się ani o milimetr.
W końcu kończąc dał mu jeszcze jeden zastrzyk przeciwbakteryjny i nałożył opatrunek.
-Co dzień będę ci zmieniał opatrunek.-na stoliku położył tabletki i buteleczkę z jasno niebieską substancją.-Co dzień będziesz też przyjmował to.-dał mu do połknięcia tabletkę i do popicia wodę, a następnie łyk z buteleczki.-Nie przemęczaj się i staraj nie zmoczyć opatrunku. A właśnie, te supresanty przy następnej gorączce powinny ją złagodzić.-skierował się do wyjścia.
-Dziekuję, panie Akabane.
-Uważaj na siebie.-powiedział przed wyjściem.
Gdy zostali sami rogaty upadł przed nim na kolana.
-Wybacz mi, proszę. Nie umiem się przy tobie powstrzymać. Gdy patrzę na ślady, które zadali ci inni mam ochotę naznaczyć cię w każdy możliwy sposób. Zatraciłem się, proszę wybacz mi. Zawiodłem jako Alpha i mate.
-Głuptasie.-powiedział miękko młodszy.-Nie proś mnie o wybaczenie. Ponieważ.-kontynuował.-Nie jestem zły i nie mam pretensji.-położył się z powrotem czując coraz większe zmęczenie.
Przytulił się do kity, a białowłosy nakrył go narzutą.
-L-lubię cię.-wymamrotał przed zaśnięciem, a starszy siedział z otwartymi ustami, z których nie wydobył się żaden dźwięk.
CZYTASZ
Dziesiąty (poprawa)
Short StoryOpowiadanie bxb!!! Sceny +18 Nie lubisz, nie czytaj. Proszę o niekopiowanie i niewstawianie treści książki na jakichkolwiek forach/grupach itd, bez mojej wyraźnej zgody. Umiera szef Yakuzy, jego ostatnią wolą jest znalezienie Atsushi'ego Kamigawę i...