10 ― DO GRANIC ZAUFANIA

514 58 72
                                    

#ScarsPL

― To wygląda przerażająco ― stwierdzam, zaciskając mocniej palce na małym, wystającym fragmencie ściany, i pochylam się bliżej okna. Spoglądam zafascynowana w stronę doktora Cannertsa. ― Szczury w inkubatorach. Boże, świat wariuje.

Głowa mężczyzny porusza się w równym rytmie, kiedy ten przyznaje mi niemo rację. Ciężko mi określić, czy jest zadowolony z progresu badań. Wygląda na odrobinę znudzonego. Zgaduję, że doktor Cannerts o stokroć wolałby uczestniczyć w którymś z zagranicznych projektów, niż pracować samotnie w jakimś przeciętnym szpitalu w Atlancie. No chyba, że się mylę, a Cannerts ma szczególny sposób ukazywania emocji.

Kątem oka spoglądam na stojącego po mojej lewej Jake'a. Podobnie jak ja, oficer Riley także zagląda przez hartowaną szybę do wnętrza pomieszczenia, gdzie jeszcze nie tak dawno temu nie testowano broni przeciw wirusowi, a ratowano życia maleńkim noworodkom oraz wcześniakom. Ten widok daje mi sporo do zastanowienia.

― Szczur po prawej nie dostał żadnego leku ― tłumaczy nam Victor.

Mój wzrok ląduje mimowolnie na wskazanym delikwencie. Każdy z futrzaków jest idealnie biały, z wyjątkiem tych, u których pojawiły się pierwsze oznaki zachorowania; ich futerka są przybrudzone różnymi wydzielinami, a szczególnie licznymi śladami krwi. Słyszę ich popiskiwania.

― Jak widzicie, jego stan już się pogarsza ― kontynuuje. ― Wkrótce umrze.

― Biedaczek ― uznaje Jake. Moje wargi wykrzywiają się w łuk; po chwili wracają do swojego naturalnego wyrazu, gdy moje usta opuszcza współczujące syknięcie.

― Jeśli szczur po lewej wytrzyma dłużej ― spoglądam na kolejnego czworonożnego koleżkę ― możliwe, że na coś trafiliśmy.

― Ekscytujące.

― Ekscytujące? Tylko tym słowem określasz krok w stronę sukcesu, oficerze Riley? ― pytam z nutą wymuszonego rozczarowania w głosie.

Gliniarz przechwytuje moje rozentuzjazmowane spojrzenie; jego usta układają się w zaskakująco sielskim grymasie. Chyba pozwala sobie wierzyć, że nasze męki niebawem się skończą. I to dzięki cholernym gryzoniom.

― To jest zajebiste, Jake ― dodaję. ― Nauka nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

Przysuwamy równocześnie z Jakem nosy bliżej szyby, wpatrzeni z fascynacją w szczura po lewej, który zdaje się być bardziej żywotny niż futrzak po prawej. Każde zwierzątko zachowuje się jednak niespokojnie. Biegają po inkubatorach, szukając wyjścia. Moja mina rzednie, gdy dociera do mnie pewna rzecz.

Jesteśmy jak te szczury.

Nas też umieszczono w klatce bez wyjścia, a jedyny ratunek może przyjść wyłącznie z zewnątrz albo od tego kogoś, kto w tej pułapce nas zamknął. Lustruję wzrokiem doktora Cannertsa ― wiem, że to nie jego wina, że utknęłam w tym prosektorium. Ciężko mi jednak nie wywierać na nim jakieś niekontrolowanej presji, jakbym wręcz zmuszała lekarza, żeby pracował nad szczepionką szybciej i intensywniej.

Victor orientuje się, że patrzę na niego dość namolnie; wciska nerwowo ręce w kieszenie lekarskiego kitla i skupia się ponownie na obserwowaniu swoich obiektów badawczych. Mina Cannertsa zastyga w swego rodzaju rozczarowaniu, więc chcąc nie chcąc, unoszę pytająco brew i obracam głowę tak, aby dowiedzieć się, cóż takiego wywarło na moim znajomym taką reakcję. Słowa Jake'a naprowadzają mnie na właściwy trop.

― Hej, doktorku ― przywołuje mężczyznę Jake. ― Szczur po lewej.

― Och ― sapię. ― Umiera.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz