39 ― BURZA PIASKOWA

244 27 36
                                    

― Nie dołuj się zawczasu, blondyna. Łatwo się nie podda. Koleś jest zawzięty — głos Masona wyrywa mnie z zamyślenia. — Widziałem, więc wiem, co mówię.

Odrywam wzrok od ściany, gdy spoglądam w stronę mojego kolegi. Patrzy na mnie z odrobiną współczucia i ze swego rodzaju nieśmiałością postanawia do mnie dołączyć. Niecodzienne zjawisko. Obserwuję go uważnie, poniekąd odrobinę wdzięczna, że zdecydował się dotrzymać mi towarzystwa.

Zapominam złapać tenisową piłkę, która odbija się od kafelków i ląduje na ziemi. Przedmiot toczy się pod nogi Masona.

― Przyniosłem ci kawę ― obwieszcza po chwili. Faktycznie. Dopiero teraz zwracam uwagę, że trzyma w kieszeni spodni tylko jedną dłoń. ― Zgaduję, że raczej nie pójdziesz dziś spać.

― Och. Dziękuję ― wzdycham zaskoczona. ― To miłe z twojej strony.

Uśmiecha się lekko, a już w następnej sekundzie schyla się i podnosi piłeczkę. Podrzuca ją raz i zaciska ją w dłoni. Obraca jeszcze przedmiot w ręce, po czym posyła rzecz w moją stronę. Łapię swoją własność i sama zaczynam się nią bawić.

― Mogę się dosiąść? ― pyta przyjaźnie. Wskazuje brodą pustą przestrzeń po mojej lewej. Kiwam głową. ― Wolę zyskać oficjalne pozwolenie, nim oficer Riley przyjebie się o bezprawne wkraczanie w twoją strefę półtorametra, ale lepiej trzy i przeora mną Atlantę.

― Siadaj, Masy ― mamroczę. Pocieram palcami czoło, nim rzucam piłkę w stronę ściany. Chwytam ją perfekcyjnie. ― Biorę to na siebie. Najwyżej się obrazi. Wydaje mi się jednak, że moja strefa zdrowia to aktualnie ostatnia rzecz, która mogłaby go obchodzić. Jest zajęty trupami.

Nieudany gangster nawet nie parska śmiechem, co byłoby dla niego normalną sprawą. Wyczuwa, że mnie do radości daleko. Opada z ciężkim sapnięciem na tyłek. Nie patrzę na niego, gdy stara się ułożyć wygodniej w swoim miejscu. Przechylam głowę dopiero wtedy, gdy Mason podsuwa pod mój nos kubek. Nie zastanawiam się, gdy zabieram przedmiot z jego rąk i dziękuję mu słabym uśmiechem. Upijam łyk. Nienawidzę kawy, ale aktualnie jest tym, czego szczerze potrzebuję. Oczy mi się zamykają. Odstawiam rzecz na bok i wracam do swojego dotychczasowego zajęcia.

― Łap ― polecam. ― Nie mam z kim się bawić.

Uderzam piłką o ścianę. Szybuje w stronę Masona, który wychyla się mocniej w moją stronę i przechwytuje żółtą kulkę. Zatrzymuje ją chwile przy sobie. Uderzam potylicą o ścianę, tłumiąc beznadziejnie jęknięcie. Mam ochotę spać, ale boję się zasnąć. Wolę być czujna. Nie darowałabym sobie, gdyby ominęło mnie coś istotnego.

― Myślałem sporo o wszystkim, co się wydarzyło. I nawet myślałem o tobie, no wiesz, o tym, co zadziało się podczas badań... ― zaczyna cicho.

Muszę wytężyć słuch, żeby cokolwiek zrozumieć. Czego ty się boisz? Kto cię usłyszy? Te trupy, z którymi Jake zamknął się w krematorium?

― Nie rozumiałem tego. Poważnie. Nie umiałem tego pojąć. W końcu... ― urywa na chwilę. Patrzy na mnie przelotnie. Stara się dobrać odpowiednie słowa. ― To była poniekąd twoja decyzja. No wiesz, pociągnąć za spust... Więc dlaczego miałoby cię to ruszyć? Wiedziałaś, co robiłaś, a potem...

― ...jeśli chcesz mnie dobić, dawaj ― wtrącam się. Wyciągam znacząco dłoń w jego stronę. Oddaje mi piłkę. ― Rób to teraz.

― Nie do tego zmierzam ― zaręcza Mason.

Uderzam mocno kulką o ścianę. Masy musi się postarać, aby nie umknęła mu z rąk.

― Chodzi mi o to, że teraz cię rozumiem. Nikomu tego nie mówiłem, ale kiedy zamykam w nocy oczy, tylko wtedy moja świadomość pozwala mi przypomnieć sobie, że zastrzeliłem kolesia. Który szukał pomocy. Myślałem, że jeśli wmówię sobie, że chciał się włamać, będzie mi łatwiej, ale... Nie jest. Podjąłem zbyt szybką i złą decyzję. A ty... ― nie poddaje się. Odrzuca piłkę. Mam więcej wprawy. Ląduje w moich dłoniach. ― Ty się bałaś. Nie miałaś innego wyjścia.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz