17 ― PUŁAPKA BEZ WYJŚCIA

443 45 206
                                    

Jana i Jake od dłuższego już czasu pracują nad odtworzeniem pliku od Lexa. Nie ciężko zgadnąć, że to Mayfield odwala brudną robotę, gdy Jake non-stop trajkocze nad jej uchem. Ściany są strasznie cienkie; choć nie słyszę konkretnych słów, tak głos przyjaciela rozpoznam wszędzie. Nie mam pojęcia, o czym tak nawija. Może przyszedł na jakąś spowiedź? To miałoby sens. Jana wysłuchuje każdego, nawet jeśli tylko udaje, że to robi.

Spytałam przyjaciółki, czy mogłabym przydać się w jakikolwiek sposób; w odpowiedzi potrząsnęła głową, i spojrzawszy wymownie w stronę Dallasa, uznała, że nie ma takowej potrzeby. Oznajmiła jeszcze, że jeśli chcemy odpocząć po akcji z ćpunem i porozmawiać na osobności, pokój pomiędzy jedynką ― gdzie pracuje z Jakem ― a dwójką ― czyli prowizorycznym oddziałem położniczym ― jest wolny. Nie odmówiłam.

Leżymy z Dallasem na wyłożonej wykładziną podłodze i wpatrujemy się w białe panele sufitowe. Na środku pomieszczenia znajdują się wyjścia z szybów wentylacyjnych, teraz zakrytych odwróconymi do góry nogami metalowymi stołami oraz przewróconymi biurowymi szafkami. Jak się okazało, to w ten sposób przyjaciele odcięli kolesiom z parteru dostęp do piętra. Panuje tu solidny nieład, ale rzeczywiście ― oprócz dobiegających z sąsiednich pokojów rozmów, nie docierają do nas żadne inne niepożądane dźwięki.

Naciągam rękawy żółtego swetra po nadgarstki, chwilę później przekręcam się na lewy bok i podkładam przedramiona pod głowę. Nie potrafię oprzeć się tej dziwnej sile, która niemalże przymusza mnie do tego, abym przyglądała się Dallasowi. Wodzę wzrokiem po jego twarzy z taką intensywnością, jakbym zapomniała, jak wygląda mój chłopak i próbowała przypomnieć sobie każdy najmniejszy szczegół.

Nic mi jednak nie umknęło. Mała blizna w okolicach prawego kącika ust Dallasa nie zniknęła, ani też druga znajdująca się pod linią blond włosów. Jego rzęsy są tak samo długie, jak były, a kolor oczu wciąż daje mi wiele do myślenia ― chyba nigdy nie będę mieć pewności, czy wpadają w odcienie błękitu czy w zieleń; mieszają się mocno, a nawet i pokuszę się o stwierdzenie, że za każdym razem zdają się być inne. I ten cholerny, zaczepny uśmiech, który tli się na jego bladych ze zmęczenia ustach, kiedy również przekręca głowę i wbija we mnie spojrzenie.

Czuję się dziwnie nieswojo, gdy patrzy na mnie w ten sposób. I nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Wykrzywiam ostrożnie wargi w słodkim uśmiechu, licząc wewnętrznie na to, że i w moich oczach nadal lśni to samo, co w jego. Nie chcę go zawieść. Pod żadnym względem. Ten cichy głosik z tyłu mojej głowy mamrocze okropne rzeczy. Staram się go nie słuchać.

― Dowiem się wreszcie, jak się tu znalazłeś? ― pytam cicho. Jestem tak zmęczona, że ledwie mam siły, aby poruszać ustami. Nie odrywam od Dallasa wzroku ani na sekundę. ― Skąd wiedziałeś, że jesteśmy w Bitscanie?

― Och, skarbie. Moje serce zawsze cię odnajdzie ― wzdycha teatralnie Dallas. Odgarnia szybkim ruchem kosmyk włosów z mojego policzka i zakłada je za ucho. ― Mam w oczach radar. Zawsze wyłowię swoją laskę w tłumie. To spaczenie.

― Nie wyszedłeś z formy. A spaczenia się leczy ― chichoczę. Potrząsam z politowaniem głową. Żarty żartami, przydają się, ale teraz naprawdę liczę na szczerą odpowiedź. ― Pytam poważnie, Dallas. Jak nas tu znalazłeś?

― Lex ma jakieś poczucie winy, więc streszcza mi wszystko, co ma związek z kordonem, tobą, Jakem... Przydatna sprawa. Przynajmniej nie umierałem wewnętrznie z niewiedzy. Powiedział, że znalazł jakieś nagranie i przekaże je Janie, żeby je naprawiła ― oświadcza bez ogródek. Och. Lex ma poczucie winy? To przykre. ― Nie darowałbym sobie, gdybym przegapił okazję i do ciebie nie dołączył.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz