Gorzej być nie mogło.
Drzwi od izolatki, gdzie prowadzone jest eksperymentalne leczenie, otwierają się z nieprzyjemnym piskiem. Naciągam po końce palców rękawy, gdy zachęcającym gestem głowy Julia sugeruje, abym weszła do środka pomieszczenia. Aktualnie nie poznaję w niej mojej kumpelki od wzajemnego szydzenia z problemów osobistych; ubrana jest w ochronny strój, aby przypadkiem nie zarazić się od nowej pacjentki, i wręcz obojętnym tonem informuje, że doktorzy Cannerts i Donell niebawem mnie odwiedzą.
Maska niewzruszonej pielęgniarki roztrzaskuje się w drobny mak, gdy posyłam koleżance beznadziejne spojrzenie. Widzę, jak broda Julii drży, kiedy przełyka z trudem ślinę, a następnie chwyta mnie za rękę i zaciska na niej pokrzepiająco dłoń. Nie ma pojęcia, ile odwagi dodaje mi ten przelotny gest.
― Co się dzieje?
Wzdrygam się, kiedy z chwilowego oderwania od rzeczywistości, wyrywa mnie zaniepokojony głos Dallasa. Odrzuca na kołdrę swój telefon, na którym najpewniej grał z nudów w gierki, po czym podnosi się na obydwie nogi i przechodzi na środek pomieszczenia. Mruga nerwowo powiekami, wciąż próbując odrzucić od siebie fakty.
Wraz z podjętą przeze mnie decyzją o leczeniu, Dallas i ja zostaliśmy skazani na swoje wzajemne towarzystwo przez następne kilkanaście godzin, a w każdym razie na tyle długo, dopóki Carrie i Victor nie wyleczą jednego z nas. Nie powiem, że nie mam cichej nadziei, że padnie na mnie. W końcu moje objawy ledwie się ukazały; powinny być znacznie łatwiejsze do opanowania, niż prowadzenie całego procesu rekonwalescencji Dallasa.
Wznoszę ostrożnie wzrok. Nie mam pojęcia, dlaczego boję się tego, co zobaczę w jego oczach. Blond gliniarz patrzy na mnie z otwartym przerażeniem. To pierwszy raz, gdy zachowuje tak długo milczenie. Jedyne, na co go aktualnie stać, to bezsilne potrząsanie głową.
― Nie powinno cię tu być ― stwierdza. Nic dodać, nic ująć. Zgodzę się z tobą. Nie odpowiadam. Dallas przerzuca spojrzenie na Julię, pytając zaskakująco spokojnie:
― Dlaczego ona tu jest?
― Zaraziła się ― Julia nie owija w bawełnę. Wchodzi do środka pomieszczenia, aby przygotować dla mnie łóżko. ― Teraz zaczynamy pierwszą fazę leczenia.
― Co?
Odnoszę niemalże wrażenie, jakby to nie z jego, a z moich płuc uciekło towarzyszące temu krótkiemu pytaniu westchnięcie. Dallas wodzi wzrokiem za Julią. Oczy ma wielkie, kiedy sekunda za sekundą łączy poszczególne kropki. Zatacza się w tył, pocierając palcami oczy. Chyba dawno nie zakręciło mu się w głowie. Stawia jedno stąpnięcie za siebie, gdy ja robię dwa przed siebie. Nadal wydaje mu się, że jestem zdrowa. Kiwam przecząco głową.
Nie akceptuje tego.
― Jak? I kiedy? Dlaczego nikt mi niczego nie powiedział? ― strzela serią pytań. Wbija wzrok w sufit, najpewniej starając się zebrać w ryzy. Obserwuję go uważnie. ― Do cholery, Stella! Dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział?!
― Uspokój się, dobra? ― proszę go raz. Wiem, że to głupie. Im bardziej nalegam, tym gorszy efekt uzyskuję. Krąży niespokojnie po izolatce. ― Stało się.
― Wiem, że się stało! ― denerwuje się. Jego brew drga. ― Widzę, że się stało! Byłem dwa razy, kiedy ktoś ci zagrażał, za trzecim byłem zajęty sobą! Dlatego się stało!
Nie rozumiem, dlaczego moje serce uderza mocniej, gdy pada tych kilka gorączkowych słów. Splatam przed sobą ramiona, bo oprócz dopadającej mnie bezsilności w ciele, moje własne nerwy także odmawiają posłuszeństwa. Marszczę czoło.
CZYTASZ
SCARS
Science Fiction❝MIELIŚMY JEDNO ZADANIE. ❞ To miał być dobry dzień. Jedna wiadomość wywróciła do góry nogami nie tylko życie Stelli, Jake'a i Dallasa, ale i czterech tysięcy niewinnych ludzi, którzy wylądowali w epicentrum szerzącej się epidemii. Kiedy młody Syryjc...