― Co teraz?
Wzruszam bezsilnie ramieniem, posyłając Jake'owi obojętne spojrzenie. Rozwiązanie tej tajemnicy wydaje się być nieosiągalną odpowiedzią. Podświadomie dobrze wiem, czego na daną chwilę Jake ode mnie oczekuje. Udaję jednak przekonująco, że podobnie jak i on, tkwię w wielkiej niewiadomej. Odgrywam wręcz idealnie rolę, gdzie jako bohaterka nie mam bladego pojęcia, czego tak właściwie oczekuję od życia. Szczególnie teraz, gdy sytuacja gwałtownie się zmieniła i przestała mi sprzyjać.
Rzeczywiście. Jeszcze parę tygodni temu tak było. I szczerze, wczorajszego poranka także nie miałam świadomości, czy aby na pewno wiem, co robię. Dziś jednak mam to poczucie, że poznałam cel swojej niekończącej się ucieczki. Stoi on obok mnie; przerażony i rozdarty wewnętrznie jak nigdy wcześniej. Opiera się o ścianę, a jego wzrok przeszywa każdą komórkę mojego ciała, jakby dosłownie oczekiwał, że podejmę decyzję za niego.
Nie mogę tego zrobić. Nie mogę pozwolić, żeby czegokolwiek żałował, a tym bardziej, żeby to mnie obrócił w przyczynę swojego poczucia winy. Robię to dla nas; dla mnie i dla Jake'a, skoro zdecydowaliśmy brnąć w naszą coraz silniejszą relację. Daję mu wolną rękę. Nie dopuszczę, żeby mnie znienawidził.
Przeważająca część mnie pragnie opuścić kordon i uciec od niego najdalej, jak się da. Od tego, co się w nim wydarzyło, od prawdy, która eksplodowała niczym bomba w środku kwarantanny. Chcę wywinąć się od bólu i złości, jakich tu zaznałam. Poniekąd ta ucieczka miała ułatwić mi odcięcie się od kogoś, kto zaryzykował dla mnie życiem, i tylko po to, żeby udowodnić, że... Zagryzam zębami dolną wargę. Spytałam niemalże przez łzy, dlaczego Dallas nie wycofał się, kiedy miał na to szansę. Odpowiedział krótko.
Nadal chcę coś znaczyć.
To nie było mądre rozwiązanie. Mógł udowodnić to na... milion różnych sposobów. Zaczął to robić. Przekazał mi dokumenty, zdając sobie sprawę, jakie zagrożenie wisi nadal nad jego głową. Splatam ręce za plecami i opieram się o ścianę obok Jake'a. Przechyla lekko głowę, gdy czuje na sobie moje przenikliwe spojrzenie.
― A co chciałbyś usłyszeć, Jake? ― szepcę. ― Zawsze robisz to, co uważasz za słuszne. Czy to się nagle zmieniło? Nie wydaje mi się.
Jake patrzy na mnie dłuższą chwilę. Musi dostrzegać cień niepewności w moich oczach; widzę, jak oblizuje nerwowo usta, odwracając ode mnie twarz. Wbija wzrok w izolatkę przed nami. Mnie trudno przestać świdrować go natarczywym spojrzeniem.
Mam ochotę krzyczeć. Mam ochotę wydrzeć się mu prosto w twarz, aby nie wykręcił mi żadnego numeru. Aby nie dał się swojemu poczuciu winy, solidarności czy... czegokolwiek, co od dobrej godziny kręci mu w głowie i pozwala rozważać opcję, aby Jake zmarnował swoją szansę na ucieczkę.
Widzę po nim, że gryzie się z sumieniem. Moje własne nie pozwala na to, abym go dokopała.
Pamiętaj, Stella. Ludzie mogą określać cię różnymi mianami, ale koniec końców, jednego nigdy się nie wyprzesz. Jesteś człowiekiem. Masz prawo do błędów. Do swoich decyzji. Każdy ma wolną wolę. Ale swoją wolną wolą nie odbieraj cudzej, aby spełnić swoje pragnienia. Wtedy będziesz bardzo wybrakowanym człowiekiem.
Jestem człowiekiem. Nie tym śmiesznym androidem, którym próbuję się stać. Nie przeprogramuję kodu, aby przestać czuć.
Jestem sobą.
― Nie złość się na mnie. Nie teraz ― odpowiada cicho. Zwraca się do mnie przodem. Ręce nadal ma skrzyżowane na piersi, jakby unikał choćby przypadkowego dotyku. ― Nie wiem, co robić.
Zsuwam się na podłogę i otaczam kolana ramionami. Dobrze wiesz, co chcesz zrobić. Ty po prostu nie masz pojęcia, jak to zrobić, żeby zyskać i jedno, i drugie. Nie da się mieć wszystkiego naraz. Zawsze trzeba z czegoś zrezygnować.
CZYTASZ
SCARS
Fiksi Ilmiah❝MIELIŚMY JEDNO ZADANIE. ❞ To miał być dobry dzień. Jedna wiadomość wywróciła do góry nogami nie tylko życie Stelli, Jake'a i Dallasa, ale i czterech tysięcy niewinnych ludzi, którzy wylądowali w epicentrum szerzącej się epidemii. Kiedy młody Syryjc...