27 ― POCZĄTEK KOŃCA

369 41 212
                                    

#ScarsPL

― Co? — szepcę.

Nie stać mnie na nic więcej. Tracę siłę w całym ciele, kiedy, sekunda za sekundą, sens słów Dallasa zaczyna do mnie docierać. Moja brew drga raz, kąciki ust usilnie wykrzywiają się w dół, a oczy zachodzą łzami. Zaciskam jednak zęby i przełykam z trudem ślinę, gdy potrząsam głową i powtarzam głośniej:

― Co? Co ty, kurwa, powiedziałeś?

― Mam córkę ― uświadamia mi kolejny fakt. Jego głos nie brzmi pewniej niż mój. Pierwszy raz słyszę, żeby tliło się w nim jednocześnie tyle strachu, jak i ulgi. Więc to ciężar tej tajemnicy był w stanie zmieniać cię nie do poznania? ― W Nowym Jorku. Nazywa się Lexi. Ma prawie rok. Jej mamą jest Lara.

― Żartujesz sobie ze mnie, prawda? ― sapię. ― Powiedz, że sobie ze mnie żartujesz. Dallas, błagam! Powiedz, że ze mnie, kurwa, żartujesz!

Jak brzmiała ta zasada, w którą uwierzył Jake? Brak odpowiedzi jest odpowiedzią? Na to wychodzi. Dallas chyba też zdążył ją polubić.

Nie patrzy na mnie, gdy rusza przed siebie i kieruje się w stronę swojej torby. Patrzę na niego. Jest strasznie rozmazany. Korzystam z faktu, że ucieka od wszelkiego kontaktu wzrokowego. Wznoszę spojrzenia do nieba, starając się odgonić spod powiek łzy. To nic nie daje. Jest tylko gorzej. Czuję, jak jedna gorąca stróżka spływa po moim policzku. Ścieram ją szybko rękawem bluzy.

Nie wiem, co czuję.

Być może powinnam wpaść w furię. Trzyma mnue jakaś blokada. Nie umiem określić, skąd się ona bierze. Tkwię więc w bezruchu, jakby podświadomie czekając na rozwój wydarzeń. Bo jakiś będzie. Musi być. Nie wierzę, żeby Dallas skończył wyłącznie na tym krótkim oświadczeniu. Nie odpuści. Na pewno tego nie zrobi. Nie, kiedy puścił parę z mordy.

Ja chcę, żeby nie odpuścił. Śmieję się wewnętrznie z własnej głupoty. Po co mi więcej tłumaczeń? To niczego nie da. Niczego nie zmieni. Niczego nie przedawni. O niczym nie zapomnę.

To niespodziewane wyznanie osiągnęło odwrotny efekt. Miało ulżyć naszym wspólnym cierpieniom. Jak się okazuje, być może wewnętrze cierpienie Dallasa zostało wyzwolone, moje natomiast zaczyna palić mnie od środka.

Brzuch boli mnie okrutnie. Otaczam się ramionami, nadal walcząc z obrzydliwą ochotą rozryczenia się tak, jak stoję. Moje mięśnie drżą; to nie lęk jest jego winowajcą. Zaczynam się stopniowo wkurwiać.

Ma dziecko. Zrobił sobie pieprzonego bachora w Nowym Jorku. Z jebaną Larą, której pierdolony cień ciągnie się za nami od paru lat. Osiągnęła swój cel? Nie wiem. I widzieć nie chcę. Chcę natomiast wiedzieć, dlaczego to zrobił. Dlaczego odegrał się w najgorszy z możliwych sposobów?

Ja pierdole.

Nawet nie mogę rzucić mu tym pytaniem prosto w twarz. Nie jestem święta. Raz go zdradziłam. Ponad trzy lata temu. Nawet nie mam pewności, czy jakimś cudem się dowiedział. O niczym mu nie wspomniałam. Jakoś się ułożyło. Dziś w nocy zrobiłam to samo. Prawie. Gdyby Jake nie przywrócił kontroli, jak cholera popełniłabym dokładnie ten sam...

Błąd? Czy to się nazywa błędem?

Jesteśmy kwita. Na to wychodzi. Popierdolona sprawa. To chore, ale zawsze wydawało mi się, że takie mamy przyzwyczajenie. Tak się sobie odwdzięczaliśmy; głupota za głupotę. Byliśmy nienormalni.

Jestem wkurwiona. Najchętniej, oprócz epickiej histerii, zaczęłabym się wydzierać. Ale to kolejna rzecz, ķtóra niczego mi nie da. Dallas może przypomnieć, jak świetnie bawiłam się pięć lat temu, aż do jego nagłego powrotu do Atlanty. Nie mam mocnego argumentu, żeby krzyczeć.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz