⤷ O IDEALNYM CZASIE: CZĘŚĆ DRUGA

296 31 53
                                    

2015
ATLANTA, GEORGIA
USA


Poranek jest cudowny.

Gdy otwieram rano drzwi, wychodząc po świąteczne zakupy, aż podskakuję w miejscu, wystraszona. Mój chłopak czai się na mnie pod drzwiami. Jego usta zdobi błogi uśmiech, szeroki od ucha do ucha.

— Dzień dobry, skarbie — wita mnie. — Śpieszysz się gdzieś?

— Właściwie to... — spoglądam przelotnie na ekran telefonu — ...nagle zaktualizował się mój grafik. Jest pusty. A twój?

— Cały dla ciebie. I ja przy okazji też.

Unoszę pytająco brew. Uśmiecham się lekko. Cholera. Nie widzieliśmy się trzy dni. Dopiero teraz, gdy stoi przede mną z tym specyficznym uśmieszkiem, dociera do mnie, jak cholernie za nim tęskniłam.

Tłumaczy dumnie, że wziął wolne w pracy u ojca, czym robi mi niemałą niespodziankę. Dziwnym zbiegiem okoliczności, faktycznie, i ja mam dziś lekki dzień. Dallas udaje wielce zaskoczonego, kiedy wyznaję tę prawdę. Kiepski z niego kłamca. Te maślane oczy otwarcie go zdradzają. Jestem święcie przekonana, że moja mama musiała maczać w tym spektaklu palce. To tłumaczyłoby, dlaczego Andrea wypisywała z kimś chwilę temu wiadomości, a teraz przemyka gdzieś za moimi plecami, witając się świergotliwie z chłopakiem.

Cholerni konspiranci.

Nie próżnuje. Pocałunek na wejściu jest pierwszym prezentem. Drugi podarek to deszcz komplementów. Bukiet kwiatów, który Dallas wyciąga zza pleców i wręcza mi z rozanielonym uśmieszkiem, prezentuje się pięknie w salonie. Nie chcę ukrywać go w swoim pokoju. Niech nasi zjeżdżający się goście wiedzą, jak cudownego mam chłopaka.

Lubię się nim chwalić.

Wypijamy jeszcze kawę z moją mamą, nim ta uznaje, że musi dokończyć sprawy zawodowe w swoim gabinecie, aby móc spokojnie skorzystać z urlopu. Dallas dogaduje się z nią zdecydowanie lepiej niż z moim ojcem. To w sumie nic zaskakującego. Tata nie przepadał za żadnym z moich chłopaków. A wybór, poniekąd, okroiłam mu do minimum.

Zostajemy więc we dwoje.

Resztę dnia spędzamy na mieście. Jak się okazuje, Dallas ma plan. Wozi mnie po Atlancie jak jakąś księżniczkę, zabierając mnie w różne miejsca. Najpierw zaprowadza mnie do centrum handlowego, niemalże rozkazując, żebym wybrała sobie jakieś ładne ciuszki czy cokolwiek innego zechcę i nie zważała na cenę. Buntuję się, że nie jest to konieczne i nie musi wydawać na mnie tylu pieniędzy. Całuje mnie w środek czoła, przekonując, że nie jest to nic złego, a moja radość sprawia mu przyjemność, po czym obraca mnie tyłem do siebie i zacisnąwszy dłonie na moich ramionach, dosłownie wpycha mnie do każdego kolejnego sklepu. Wybiera same najdroższe. Co jednak najbardziej mnie cieszy, bez marudzenia zabiera i nosi za mnie wszystkie torby z zakupami.

Gdy udaje mi się go przekonać, że ilość prezentów jest wystarczająca, Dallas przechodzi do kolejnego etapu wycieczki. Zabiera mnie do eleganckiej restauracji, znajdującej się w jednym z najwyższych budynków Atlanty. Widok jest cudowny. Spędzamy w niej prawie trzy godziny. Rozmawiamy o wszystkim. Dawno nie mieliśmy dla siebie tyle czasu. Dallas jest cholernie zapracowany, a mnie także ścigają obowiązki. Dziwię się, jak wiele rzeczy nie zdążyłam mu opowiedzieć i ilu nowych dowiaduję się od niego.

Uznaję, że to nasze mijanie przestaje mi się podobać. Trzeba coś z tym faktem zrobić. Jak najszybciej.

Jak za starych, dobrych czasów, wybieramy się jeszcze do kina. Nie pamiętam tytułu tego drastycznego horroru, ale jedno jest pewne ― obydwoje bawimy się doskonale, komentując głośno przebieg filmu i śmiejąc się na co żałośniejszych fragmentach. Na sali kinowej świecą pustki. Kiedy dzielę się swoimi spostrzeżeniem z Dallasem, on uśmiecha się tylko tajemniczo. I już wiem, że nie jest to wynikiem przypadku.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz