15 ― DO GRANIC POMYSŁOWOŚCI

454 52 149
                                    

#ScarsPL

Zatrzaskuję za sobą drzwi radiowozu, kiedy zatrzymujemy się pod budynkiem Bitscanu. Biurowiec jest jednym z wyższych w tej części Atlanty, dlatego aby dostrzec jego szyld, zmuszona jestem zadrzeć bardzo wysoko głowę. Jak to się właściwie stało, że wylądowałam w tej niezbyt przyjemnie wyglądającej okolicy, do tego po zmroku, choć planowałam przespać całą tę nieszczęsną noc i trochę się zregenerować?

Powód jest tylko jeden.

Po spotkaniu z Lexem Jake wrócił do szpitala, aby zabrać ze sobą naboje do gnata, o których oficjalnie zapomniał. Wbił na krzywy ryj do mojego pokoju, akurat w momencie gdy przeglądałam swoje ubrania w walizce, i oznajmił z ekscytacją, że pyta mnie po raz drugi i ostatni, czy planuję wybrać się z nim na miasto. Gdyby nie fakt, że szczerzył się jak głupi do sera, najpewniej bym odmówiła. Ale nie, ten jego zaciesz musiał oznaczać coś dobrego. I nie pomyliłam się.

Jake wybierał się z misją specjalną do Jany Mayfield. Więc zmieniłam zdanie ― jak mogłabym odmówić sobie takiej przyjemności?

― Powiadasz, że szef wszystkich szefów do czegoś się dokopał? ― podpytuję Jake'a, kiedy wreszcie udaje nam się namierzyć wzrokiem wejście do budynku. ― Ale jakiś fajansiarz zniszczył plik, który niezawodna Jana ma odratować?

Jake potrząsa głową.

― Zajebiście. To wcale nie jest podejrzane ― wzdycham przeciągle. Potykam się o leżący pod moimi nogami worek ze śmieciami. Przeskakuję go w ostatniej chwili. Kiedy łapię równowagę, odgarniam włosy z oczu i sapię:

― Nie wiedziałeś tego, Jakie.

Jake śmieje się pod nosem, koniec końców, także idzie w moje ślady i podąża w stronę obrotowych drzwi. Są zablokowane. Budynek jest zamknięty na cztery spusty, a co więcej ― chyba wysiadł prąd; na parterze nie działa nic, nawet zewnętrzne lampy. Robię kilka kroków w tył i spoglądam w stronę nieba. W sumie... To nie wiem, czego oczekiwaliśmy. Transparentu powitalnego? Orkiestry? Czerwonego dywanu?

― Hej, popatrz ― przywołuję do siebie Jake'a. Mężczyzna zatrzymuje się obok i wbija wzrok we wskazany przeze mnie punkt. Piętro Bitscanu jest rozświetlone. ― Specjalnie odłączyli parter, żeby nikt im nie dokuczał?

― Możliwe. Jana wspominała kiedyś, że Bitscan ma własny agregat, tak na wszelki wypadek. Jak widać na czas apokalipsy ― oto i on! Czarny humor Jake'a!

Tego mi było potrzeba.

― Super. Czas apokalipsy to dobry czas na testowanie takich sprzętów ― ironizuję. Krzyżuję ramiona na piersi. Oficer Riley zakłada swój policyjny hełm, co oznacza tylko jedno; w tej zmęczonej głowie kryje się jakiś misterny plan. ― I co teraz, Romeo?

― Wejdziemy przez garaż. Jeśli działają im kamery, zobaczą nas na monitorach i wpuszczą do środka. A jeśli nie, znam kod ― tłumaczy Jake.

Wykrzywiam usta w podkówkę, kiwając głową z uznaniem dla jego przebiegłego planu. Kiedy już zbieram się w dalszą drogę, Jake wychodzi mi naprzeciw. Marszczę czoło, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, gdy oficer Riley wymierza we mnie wskazujący palec i mruczy groźne:

― I nazwij mnie jeszcze raz Romeo...

― ...to co? Zastrzelisz mnie? ― droczę się. Unoszę zaczepnie prawą brew. Jake doskonale wie, że ze mną nie wygra. ― Zrób to. Przynajmniej wyjdę z kordonu. Błagam. Zabij mnie.

Wbija ostentacyjnie wzrok w niebo, odpuszczając, i obraca się do mnie plecami. Tego zmaltretowanego: boże, w co ja się wpakowałem, ciężko nie słyszeć. To samo tu, Jake. Nie jestem tylko pewna, czy aby na pewno obydwoje mamy na myśli wyłącznie tę pechową kwarantannę.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz