07 ― WINNI I NIEWINNI

487 54 76
                                    

#ScarsPL

Przyjemne promienie wczesnojesiennego słońca ogrzewają moją twarz. Brakowało mi tych prostych rzeczy. Powiewu wiatru. Zapachu świeżości. No i, przestrzeni. Wśród szpitalnych czterech ścian czuję się niczym szczur w klatce.

Nie chcę wracać do środka.

Wpatruję się w rozciągającą przede mną panoramę Atlanty; z dachu Szpitala Śródmiejskiego jestem w stanie obserwować spory obszar. W oddali dostrzegam nawet szczyt wieżowca, w którym znajduje się mieszkanie moje i Dallasa.

Odrywam tęskne spojrzenie od budynku i skupiam myśli wyłącznie na moim chłopaku. Nie sądziłam, że tęsknota będzie mi tak mocno doskwierać. Daje mi to odrobinę do myślenia ― to nie pierwszy raz, gdy Dallas i ja żyjemy w rozłące. Ta aktualna przerwa nie trwa nawet tydzień. Potrafiliśmy mieszkać z dala od siebie dłużej niż rok. I nie czułam tego, co czuję aktualnie. Tym razem jest inaczej, ciągle zwalczam to niepokojące wrażenie, że...

...nigdy więcej go nie zobaczę.

Niepewność czasu zaczyna dawać mi w kość. Muszę przestać panikować. To niczego nie zmieni. Najważniejsze jest to, aby wszystko skończyło się dobrze. I tej myśli zacznę się trzymać, żeby nie zwariować.

― Miałaś dobry pomysł, żeby przyprowadzić tu dzieci ― oznajmia zadowolona Katie. Kobieta zatrzymuje się po mojej prawej. Odpowiadam koleżance przyjaznym uśmiechem. ― Trochę się rozerwą, a mnie... Przyda się trochę słońca. Przyznam w sekrecie, że zaczynałam się zastanawiać, czy od światła jarzeniówek człowiek jest się w stanie opalić...

― ...rozczaruję cię. Nie da się. Testowałam ten numer na komisariacie ― rujnuję jej marzenia z lekki śmiechem. Rzucam na Katie kątem oka. Wygląda na zrelaksowaną. ― Hej, Katie... Wiem, że nie miałyśmy zbyt wielu sposobności, żeby nieco się poznać, ale... ― szukam odpowiednich słów ― ...gdybyś potrzebowała wsparcia przy dzieciakach, to wiesz... Wal do mnie jak w drzwi piekielne. Nie obiecuję, że będziesz zadowolona z moich niekompetentych usług, ale każda pomoc się liczy, prawda?

― Dzięki. ― Katie wygląda na nieco zaskoczoną; kiwa jednak głową, a ten tkwiący na jej ustach grymas zmieszania przeradza się w coś na kształt wdzięcznego uśmiechu. ― ...hej, uważajcie pod nogi!

No tak, i tyle by było z moich prób zawarcia sensownej znajomości. Bądź przyjaźni. Idzie mi to wolno, jednak z każdą kolejną rozmową zaczynam się do niej przekonywać. Katie rozpościera wokół siebie swego rodzaju aurę zaufania. Chcąc nie chcąc, po prostu pozwalasz się jej pochłonąć.

Quentin, Thomas i Mary, a także Britney, która, jak się dowiedziałam, spędziła dwa ostatnie dni w izolatce ― dziewczynka złapała katar, ponoć alergiczny ― ganiają się po dachu i rzucają do siebie piłką. Nie ma opcji, żeby którekolwiek z nich stąd spadło; otaczające krawędź tarasu murki ubezpieczają rozbrykaną brygadę nauczycielki.

Katie bierze na stronę Quentina i Mary, którzy odrobinę się rozpędzili, i prawi dzieciakom kazanie o tym, aby byli ostrożniejsi. Ojczym Britney przytakuje nauczycielce; patrzy jednak co chwila w stronę dziewczynki, jakby upewniał się, że przez te kilka sekund nieuwagi nie przydarzyło się jej coś złego. Kiedy przyglądam się tym dzieciakom i trosce ich opiekunów, zastanawiam się...

Jak to jest? Widzieć w kimś cały świat? Ryzykować własnym życiem i nie pozwolić, aby takiemu małemu człowiekowi stała się krzywda? Ciężko mi to sobie wyobrazić; odnoszę wrażenie, jakby mój umysł starał się odepchnąć takowe wizje. Nie utrudniam mu tego. Nie jestem pewna, czy rzeczywiście kuszą mnie takowe wyobrażenia.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz