Rozdział 14

1K 32 11
                                    

Dzisiaj wracamy, po zjedzeniu śniadania wszyscy spakowaliśmy nasze rzeczy i zapakowaliśmy bagaże do samochodu. Trochę mi szkoda, że już wracamy, bo spędziłam tu naprawdę miłe chwile.

I tak zalicza się do nich też ten pocałunek. Ale jak zwykle powiedziałam Dylanowi, że to nic nie znaczyło, bo to prawda, a to, że było miło to już inna sprawa.

Po drodze zatrzymaliśmy się w KFC, tak wiem wielka odmiana. Około 15:30 byłam już u siebie i  rozpakowywałam bagaże.

W trakcie mojego powrotu dom był pusty, w sumie nie mam co się dziwić, środek tygodnia, wczesna pora, wszyscy w pracy.

***
Minęły dwa dni, które spędziłam bardzo leniwie. Dzisiaj wstałam o 10:22 poszłam od razu do salonu w którym o dziwo siedzieli moi rodzice. Wyglądali jakby chcieli mi coś powiedzieć, co mnie trochę przestraszyło.

-Brooke.- Zaczęła mama, na jej słowa podeszłam bliżej.

-Usiądź proszę.- Wtrącił tata. Usiadłam na fotelu na przeciwko i po prostu czekałam.

-Musimy ci coś powiedzieć.- Jezu może mama jest w ciąży? Albo ktoś jest chory, albo umarł?! Nie, nie, muszę pozbyć się tych złych scenariuszy.

-Mam się bać?- Uśmiechnęłam się, choć w całe nie miałam na to ochoty.

-Nie, nie bój się.- Mama odwzajemniła mój uśmiech. Tata siedział cicho przyglądając się przebiegu sytuacji.

-A więc tak.- Serio nie wiem czego mogę się spodziewać.

-Jutro wyjeżdżamy...- Zrobiła tutaj niebezpieczną przerwę.-... Na trzy tygodnie.- O fuck, z jednej strony się cieszę a z drugiej nie wiem co myśleć.

-A ja mam tu sama mieszkać?

-Rozmawialiśmy z rodzicami Riley, na ten czas zamieszkasz u niej.

-Dobrze, ale tak w ogóle, gdzie jedziecie?

-Do Szwecji.- Podeszałam do moich rodziców i mocno ich przytuliłam.

-Choć pomogę ci się spakować.- Razem z mamą poszłam do mojego pokoju w celu spakowania bagaży. Dopiero się rozpakowywałam a teraz znowu muszę pakować się od nowa.

***
-Na pewno wszystko wzięłaś?

-Tak. Pa kochanie będziemy tęsknić.- Mocno uścisnęłam moich rodziców zanim wsiedli do taksówki.

-Ja też.- Teraz tylko iść po walizki i do Riley.

-Dzień dobry.- Zapukałam do drzwi domu mojej przyjaciółki po czyn weszłam do środka. Czułam się tu jak u siebie, ponieważ od kiedy pamietam spędzałam tu dużo czasu.

Kiedy tylko przekroczyłam próg rzuciła się na mnie Riley z wielkim uśmiechem na twarzy. I ja mam z nią wytrzymać trzy tygodnie... Od razu zabrała ode mnie jedną walizkę i zaniosła ją na górę. Tak wiem mieszkamy blisko siebie i mogłabym zawsze pójść po coś do mojego mieszkania, No ale po co marnować czas i siłę.

***
Jestem ty już trzeci dzień i da się wytrzymać. W końcu Riley to najbliższa mi osoba, tak samo jak moi rodzice, więc w jej towarzystwie czuje się najlepiej.

Postanowiłyśmy dzisiaj obejrzeć jakiś film, może nawet dwa. Riley poszła do kuchni zrobić popcorn a ja w tym czasie nalałam napoju do dwóch dużych kubków ze słomką. Wykonywanie tej czynności przerwał mi dźwięk telefonu, dzwonił Brandon. Ciekawe co chce.

-Halo.- W jego głosie słyszałam zdenerwowanie, był przejęty i to ewidentnie.

-Halo, coś się stało, jesteś jakiś poddenerwowany?- Riley słysząc moją rozmowę również się przejęła.

-Dylan.... on, on m-miał wypadek.- W tym momencie czułam się jakby ziemia się pode mną zarwała.

-Nie, to nieprawda. Jak to się stało?!- W oczach stanęły mi łzy a głos coraz bardziej się załamywał.

-Jechał s-samochodem i jakiś pijany kierowca uderzył prosto w jego drzwi.- Nie wierzyłam w to co słyszę.

-Gdzie on teraz jest?!- Chciałam jak najszybciej go zobaczyć.

-Jest teraz w szpitalu, zaraz po ciebie będę.

-Ok, jestem u Riley. Wiesz gdzie?

-Tak.- Cała się trzęsąc rozłączyłam się i położyłam telefon na blacie.

-Co się stało?!- Riley nie wiedziała o co chodzi, a ja nie byłam w stanie tego powiedzieć.- Zsunęłam się po blacie na ziemie i zaczęłam jeszcze bardziej płakać.

-O-on m-mmiał wy-wypadek.- Wycierałam moje zapłakane oczy ale to nic nie dawało bo nowe cały czas napływały mi do oczu.

-Ale kto?

-D-dylan. Brandon zaraz tu będzie. Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę drzwi zabierając po drodze bluzę.

-Mam jechać?

-Nie, lepiej nie.- Zobaczyłam za szybą drzwi samochód Brandona, więc jak najszybciej wyszłam z domu i wsiadłam do pojazdu.

***
To co zobaczyłam wchodząc do sali gdzie leżał mój przyjaciel dosłownie ścięło mnie z nóg. Leżał podpięty do tych wszystkich urządzeń, w tym samym momencie do pokoju wszedł lekarz.

-Dzień dobry, jest pani rodziną?

-Jestem jego dziewczyną.- Musiałam skłamać żeby tylko jak najszybciej dowiedzieć się co mu jest.

-Dobrze, mam jednak złe wieści. Pacjent jest w śpiączce. Dajemy mu miesiąc na wybudzenie.- Zabiłabym teraz tego pijanego skurwiela za to co mu zrobił.

-Dziękuje za informacje.- Lekarz kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z Dylanem.

Usiadłam na krześle obok łóżka i zaczęłam płakać, byłam w tym momencie bezsilna. Tak bardzo chciałabym coś zrobić, co kol wiek tylko żeby otworzył te swoje śliczne oczy.
Siedziałam tam chyba cztery czy pięć godzin, to nie ważne, kiedy do pokoju wszedł Brandon. Widząc mnie zapłakaną przy jego łóżku podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.

-Wszystko będzie dobrze, silny z niego facet. Na pewno się wybudzi.

Boy from the neighborhoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz