-Powtórz jeszcze raz.
-Ale co?- spytała Polly, patrząc w moją stronę.
-Jak nazywa się ta wioska, do której jedziemy- powiedziałam wpatrując się w obraz za oknem.
-Senegal, zapamiętaj wreszcie, kobieto- odparła blondynka.
-Okej, okej- podniosłam ręce w obronnym geście- Tylko mnie nie ugryź.
-Coś jeszcze?- spytała sarkastycznie patrząc na mnie wzrokiem, który mógłby zabić.
Nie dziwiłam się jej zachowaniu- siedziałyśmy w samolocie od trzech godzin, jakiś gruby i spocony człowiek zajął jej połowę miejsca, a do tego dzieciak siedzący za dziewczyną nieustannie kopał jej siedzenie.
Znałam Polly z wcześniejszych wycieczek do Ameryki. Poznałyśmy się około rok temu, jednak nie utrzymywałyśmy kontaktu? gdyż blondynka mieszkała w Stanach. Mimo to świetnie się dogadujemy.
Cała podróż na miejscie miała trwać około siedmiu godzin. Następnie wsiadamy w autobus i jedziemy do wioski kolejne dwie godziny.
Jak narazie lot mijał mi bez komplikacji. Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu moje miejsce było przy oknie, więc nie mogłam narzekać na brak wrażeń.
Z samego rana, kiedy wstałam z łóżka, w biegu przygotowałam się do wyjścia i pojechałam na lotnisko. W biegu, ponieważ zaspałam.
Oczywiście gdy tylko otworzyłam oczy w mojej głowie pojawiły się setki scenariuszy dotyczących zdrowia i samopoczucia mojej mamy. Jednak udało mi się uspokoić i z każdą kolejną minutą martwiłam się coraz mniej. Zdawałam sobie sprawę, że zostawiłam mamę pod dobrą opieką i miałam nadzieję, że te trzy tygodnie miną jej w miarę szybko.
Ostatecznie, cieszyłam się, że podjęłam taką, a nie inną decyzję. Tak naprawdę cały czas chciałam pojechać, ale ja już tak miałam, że najpierw musiałam zająć się wszystkim, a na końcu sobą.
Teraz nie mogłam się doczekać, aż wreszcie wysiądę z autobusu i znowu będę robiła to, co kocham. Nigdy wcześniej nie byłam w Senagalu, więc tym bardziej miałam dobre przeczucia.
Wciąż pamiętałam mój pierwszy wyjazd. Miałam wtedy dziewiętnaście lat i pojechałam do Liberii. Na początku byłam trochę przerażona tym wszystkim, szczególnie faktem, że byłam ładne kilkaset kilometrów od domu. Na szczęście nie trwało to zbyt długo- szybko się dostosowałam, a ludzie są tam tak uprzejmi, że nie przejmowałam się niczym.
Oczywiście, jak to w moim przypadku bywa zbyt często, nie obyłam się bez płaczu. Nie wytrzymałam, kiedy zobaczyłam w szpitalu te wszystkie małe dzieci.
Wątpiłam, że kiedykolwiek zapomnę ten widok.
Przerwałam moje rozmyślania, gdy poczułam, że ktoś szarpie lekko moje ramię.
-Tak?- spytałam, kiedy zobaczyłam, że Polly coś do mnie mówiła.
-Słuchałaś mnie w ogóle?- spojrzała na mnie unoszcząc brwi.
-A mówiłaś coś ?- odparłam sprawiając, że w oczach blondynki zapaliły się te znajome dla mnie ogniki złości- Zamyśliłam się- posłałam jej przepraszający uśmiech.
-Dobra, już nie ważne- westchnęła, odwracając głowę.
-Właśnie, że ważne. Powiedz- poprosiłam.
-Pamiętasz tego chłopaka, który był z nami pół roku temu, gdzieś w Ameryce?- gdy wypowiedziała te słowa w mojej głowie pojawił się obraz niskiego blondyna o niebieskich oczach.

CZYTASZ
Passion ~ z.m. (Book I)
FanficNie sądziłam, że moje życie może być jeszcze bardziej skomplikowanie...dopóki nie poznałam jego.