Pod koniec dzisiejszego dnia klimat Afryki dał o sobie znać, jak jeszcze nigdy podczas moich wszystkich wizyt na tym kontynencie. Słońce, nie zrażone faktem iż niedługo powinno zajść, w dalszym ciągu świeciło z , miałam wrażenie, całej swojej siły, niewiele ponad linią horyzontu. W związku z panującym upałem każda osoba w wiosce miała przy sobie przynajmniej jedną butelkę wody, jeśli nie więcej. W moim przypadku pojemnik był opróżniony do ostatniej kropelki od mniej więcej piętnastu minut.
Od rozmowy z Trish minęło ładnych kilkadziesiąt minut. Od tamtej pory nie miałam z nią kontaktu- kobieta jakby zapadła się pod ziemię albo, co bardziej prawdopodobne, roztopiła się pod wpływem promieni słonecznych. Ja sama miałam wrażenie, że coś takiego stanie się ze mną lada moment. Moja skóra była nagrzana i niemiłosiernie piekła, pot lał się ze mnie strumieniami i jedyną rzeczą o jakiej teraz marzyłam była zimna kąpiel, dokładnie- wiadro zimnej wody, które będę na siebie wylewała w starej, rozpadającej się szopie, i jeszcze jedna butelka wody.
Odgarnęłam z czoła kosmyk włosów, który przykleił się do niego jak do taśmy i przejechałam dłonią po mokrym policzku. Nie chciałam dowiedzieć się jak wyglądam w tej chwili, choć nie trudno było się tego domyślić- zapewne ktoś mógłby pomylić rumieńce na mojej twarzy z oparzeniami trzeciego stopnia, a włosy z ptasim gniazdem.
Ziewnęłam przeciągle. Dzisiejszego dnia nie było zbyt wiele do roboty- praktycznie cały czas siedziałam, rozmawiałam z różnymi osobami, niekoniecznie lubianymi- pomyślałam myśląc o synu Trish, lub po prostu się nudziłam.
Nie mogąc znieść rażących promieni słońca, wstałam i udałam się w stronę namiotów gdzie, miałam nadzieję, znajdę trochę cienia. Na miejscu znalazłam się kilka minut później- minęłam tylko budynki mieszkalne, jak zwykle zapracowanych ludzi i już byłam w stanie dostrzec ciemnozielony namiot, jeden z trzech rozstawionych w tym miejscu.
Wchodząc do namiotu przypadkiem wpadłam na średnio wysoką kobietę. Po podniesieniu wzroku stwierdziłam, że jest to nie kto inny jak Trisha. Ucieszyłabym się, że ją widzę, gdyby nie fakt, że chwilę później zobaczyłam zaczerwienione oczy kobiety, które usilnie próbowała ukryć pod białą husteczką.
-Co się stało?- spytałam zmartwiona.
Zanim odpowiedziała przetarła powieki wierzchem dłoni i wzięła głęboki oddech.
-Nic Olivia, wszystko w porządku- oznajmiła kobieta zachrypniętym głosem i było dla mnie jasne, że kłamie. Tylko, po co?
-Pytam poważnie- powiedziałam i położyłam dłoń na ramieniu kobiety.
-To już nie ważne- Trish odsunęła się ode mnie i spróbowała ominąć, lecz odrazu skutecznie jej to uniemożliwiłam.
-Chyba jednak ważne skoro płakałaś- zauważyłam i spojrzałam na brunetkę. Widząc niechęć i zmęczenie na jej twarzy zrobiło mi się żal kobiety. Pracowała naprawdę ciężko i była najlepszą osobą jaką znałam, może z wyjątkiem mojej matki, i na pewno nie zasługiwała żeby ktokolwiek lub cokolwiek było powodem jej złego samopoczucia.
-Może i tak, Olivia- przyznała wreszcie i już myślałam, że uda mi się przekonać kobiete do rozmowy kiedy dodała- Przepraszam, jestem zmęczona.
-Trish...-powiedziałam, uparcie dążąc do zamierzonego celu- Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie porozmawiasz ze mną to zrobi to moja mama?- spytałam, a na twarzy kobiety pojawiło się zaskoczenie- Kiedy tylko przyjedziemy...
-Dobrze, dobrze- poddała się i zajęła miejsce na jednym z łożek, więc ruszyłam w ślad za Malik- Chodzi o Zayna- westchnęła.
-Twojego syna?- spytałam nie mając pewności, że mamy na myśli tego samego chłopaka. Kontynuowałam kiedy kobieta lekko skinęła głową- Mogłam się domyślić- prychnęłam.
CZYTASZ
Passion ~ z.m. (Book I)
Fiksi PenggemarNie sądziłam, że moje życie może być jeszcze bardziej skomplikowanie...dopóki nie poznałam jego.