Od pół godziny siedziałam oparta o ścianę małego domku, gdzie wraz z Panem Nieznajomym zajmowałam się dziećmi Naomi.
Trzymałam na rękach małego Joseph'a, którego piwne oczy schowały się pod opadającymi powiekami. Nie byłam pewna czy zasnął mimo, że wszystko na to wskazywało.
Zajęłam się patrzeniem na spokojną twarz dziecka aby jakoś uniknąć rozmowy z chłopakiem siedzącym przy murku naprzeciwko mnie- od kilkudziesięciu minut siedzimy w zupełnej ciszy co jakiś czas przerywanej płaczem dziecka lub śmiechem bawiącej się May, bo tak nazwałam dziewczynkę. Sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu mam denerwującą tendencję do nadawania ludziom innych imion, gdyż nie potrafię zapamiętać tych prawdziwych.
Kończąc moje myślowe monologi stwierdziłam, że tak naprawdę brunet jest tutaj obecny tylko ciałem. Byłam przekonana, że myśli teraz o papierosach tkwiących w jego kieszeni i o rzeczach, o których wolę nie mieć pojęcia.
Miałam szczęście, że May była w miarę samodzielna i przychodziła tylko czasami. Poza tym cały czas siedziała w swoim domu i bawiła się wysłużoną, szmacianą lalką. Gdyby nie to miałabym nie mały problem- z rocznym chłopcem na rękach nie dałoby się zająć biegającą trzy-latką, którą rozpiera energia. Co prawda Naomi i inne kobiety w tej wiosce wykonują tą czynność zaskakująco dobrze i zawsze będzie dla mnie tajemnicą jak one to wszystko ogarniają.
Chyba jednak nie pójdzie tak gładko- pomyślałam kiedy May stanęła naprzeciwko mnie z zabawką w dłoniach co oznaczało tyle, że chce się ze mną bawić.
Jak narazie udawało nam się porozumiewać bez słów, głównie na skinięcie głową. Domyślam się, że dziewczyna nie mówi poprawnie nawet w swoim języku, więc jak mogłam wymagać od niej znajomości angielskiego?
Pokiwałam głową i wskazałam palcem do środka pokoju ciesząc się gdy May zrozumiała mój przekaz i weszła do środka.
-Musisz się nim zająć- oznajmiłam wstając z dzieckiem na rękach.
Chłopak podniósł na mnie wzrok, spojrzał na malucha i skrzywił się.
-Zapomnij- odparł krótko sprawiając, że musiałam wziąść głęboki oddech aby na niego nie nawrzeszczeć.
-Mówiąc, że masz mi pomóc nie oczekiwałam, że będziesz siedział wgapiony w piasek- powiedziałam przymykając powieki.
-Przykro mi- powiedział, a mi opadła szczęka.
W życiu spotykałam wiele hamskich osób, ale ten chłopak wykracza poza wszelkie granice.
Raz...dwa...trzy oddechy.
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej i zajmij się tym dzieckiem- wywróciłam oczami zerkając na May, która, szczęśliwie dla mnie, zapomniała o moim istnieniu i jak dotychczas bawiła się lalką- A jeśli trzymanie dziecka na rękach wykracza poza twoje umiejętności radze udać się do lekarza.
-Dzięki, może skorzystam- powiedział, niewzruszony.
-Idiota- bąknęłam pod nosem, odwracając się na pięcie.
-Słyszałem!- dotarł do mnie głos bruneta, gdy weszłam do pomieszczenia o niskim dachu, zapełnionego stołem, kilkoma siedzeniami z drewna i kocami.
Siedziałam w pokoju około godzinę, na zmianę opiekując się May i Joseph'em, gdy koło czternastej wróciła Naomi oznajmiając, że mogę zająć się swoimi sprawami. Podziękowała mi kilka razy, a ja opuściłam jej dom.
Ku mojemu szczeremu niezadowoleniu mój pomocnik w dalszym ciągu siedział, a raczej stał w tym samym miejscu co godzinę temu. Jak mogłam się spodziewać w ręce trzymał w połowie spalonego papierosa. Uniosłam brwi, zastanawiając się jak bardzo trzeba być głupim by palić w pobliżu tylu małych dzieci.
CZYTASZ
Passion ~ z.m. (Book I)
FanficNie sądziłam, że moje życie może być jeszcze bardziej skomplikowanie...dopóki nie poznałam jego.