- Tu jesteś! - uradowany głos Michaela i jego postać stojąca na szczycie zbocza, szokuje mnie. - Już myślałem, że ci debile, wysadzili Whittakera, razem z tobą!
O czym on mówi?
Zabił Dirka?
Wysadził jego samochód w powietrze?
Zadarł z mafią, by odbić mnie z łap Whittakera?
Czy on do cholery, oszalał?
- Michael, ty chyba nie mówisz poważnie - pokonuję ostatnie metry i staję obok mojego szwagra. - Nie zrobiłeś tego, prawda?- rozglądam się po okolicy, lecz nietrudno przeoczyć ciemne, kłęby dymu, unoszące się w powietrzu.
- Ty nie płacisz za nasze błędy - tłumaczy. - Gregory może i był niezrównoważony, ale nigdy nie oddałby cię tym skurwielom na pożarcie. - uderzam blondyna z całej siły w klatkę piersiową.
- Masz żonę i dzieci! - krzyczę. - I właśnie w ten sposób wydałeś na nich wyrok, idioto! Whittaker nic by mi nie zrobił! Znam go do cholery! - Michael otwiera usta, by coś powiedzieć, lecz moja komórka daje o sobie znać. Wywracam oczami na widok numeru Bailey'a, aczkolwiek odbieram połączenie.
- Payette? - specjalnie używam jego nazwiska. Niech mój szwagier zda sobie sprawę, że nic mi nie groziło i właśnie wydał na siebie i na rodzinę wyrok śmierci.
Z jednej strony powinnam czuć wdzięczność za to, że Michael poświecił tak wiele, by mnie uratować, lecz z drugiej strony jestem na niego wściekła, za to, że nie pomyślał o konsekwencjach.
- Dzwonił do mnie Whittaker.
- Kiedy? - marszczę brwi i spoglądam ponownie na kłęby dymu, unoszące się w oddali.
- Jakąś minutę temu.
Czekaj... Co?
- Jesteś pewien?
- Kurwa, Heidi! Jestem pewien! I wiem też, że stoi za tym Lindgren. Módl się, żeby Dirk go zaraz nie rozszarpał. Zabójstwa dzieci, Dirk mu nie odpuści!
- Jakich dzieci? Bailey o czym ty mówisz? - wpadam w panikę i gorączkowo zaczynam chodzić w kółko. Co tu się tak naprawdę wydarzyło? Skoro Dirk żyje, to czyj samochód chwilę temu eksplodował?
- Czekaj na Whittakera tam, gdzie cię zostawił. - Payette się rozłącza, na co zaciskam szczękę. Czy ten człowiek musi być akurat teraz taki tajemniczy?
Zaczynam wariować. Nic się tutaj nie trzyma kupy.
- Payette? Bailey Payette? - dopytuje Michael. - Ten z Seattle? Szef jednej z największych mafii?
- No, Ayla to taka szczęściara - odpowiadam drwiąco. - Bailey jest jej mężem.
- Co? - blondyn cofa się kilka kroków. - Żartujesz sobie? - kręcę przecząco głową. - Ja pierdole! Ty nie żartowałaś! Ty naprawdę nie bałaś się Whittakera! Ty go po prostu znałaś!
- Raczej, znam - fukam.
- Już nie, spalił się. - wtrąca z pewnością, lecz gdy tylko czarny mercedes, należący do Dirka pojawia się na horyzoncie, z twarzy Michela odpływa cała krew.
- Czyżby? - kpię prosto w jego twarz. Choćbym chciała, nie potrafię poczuć wdzięczności. Może i chciał dla mnie dobrze, ale fakt, że zachował się tak lekkomyślnie, irytuje mnie.
Mercedes z piskiem opon zatrzymuje się tuż przede mną, a dosłownie sekundę później, wysiada z niego nietknięty Whittaker z bronią w ręku.
- Jakim cudem? - bełkocze mój szwagier. - Przecież...
- Twoi ludzie pomylili samochody - warczy czarnowłosy. - Wysadzili nie ten samochód, co trzeba! Masz na sumieniu niewinną rodzinę, Lindgren!
Nie! No kurde nie!
Ucierpieli niewinni ludzie? Rodzina? Dzieci?
Tylko, dlatego że wsiadłam z Dirkiem do jednego samochodu?
- Michael! Ja pierdole - wyduszam z siebie.
- Siedź cicho, Heidi. - wtrąca Dirk z wrogością i celuje swoją broń prosto w serce blondyna.
Nie mogę pozwolić, by osierocił dzieci! Nie ma takiej opcji! Zasłaniam Michaela własnym ciałem, co wcale nie podoba się czarnowłosemu.
- Dirk, myślisz że kulka w serce załatwi sprawę?
- Zawsze załatwia - fuka. - Odsuń się od niego, do kurwy nędzy!
- Nie zabieraj dzieciom, ojca. - sugeruję z błaganiem. Jeśli Michael zginie z mojego powodu, nigdy więcej nie będę mogła spojrzeć w lustro. Wyrzuty sumienia byłby ogromne, doprowadzające mnie do popełnienia samobójstwa.
Ku mojemu zdziwieniu, Dirk opuszcza broń, ale wyraz jego twarzy pozostaje niezmienny. Wpatruje się w Lindgrena z emanującą wściekłością, lecz już nie próbuje go zabić.
- Masz rację. Powinienem był od razu zastrzelić jego żonę.
- Zostaw Cleo w spokoju! - Michael odpycha mnie od siebie i rzuca się w stronę Dirka. - Thea może być twoja! Niech płaci za Gregory'ego, ale odpierdol się od mojej rodziny!
Prycham.
Nie spodziewałam się po nim niczego innego.
- Jesteś śmieciem, Lindgren. - stwierdza Whittaker z przekąsem i chwyta Michaela za szczękę. - Dzisiaj okażę ci łaskę ze względu na obecność Heidi. Ale nie myśl sobie, że zapomnę. Masz na sumieniu niewinnych ludzi, spłatę długo zaciągniętego przez twojego brata i radzę ci pilnować żony. Bo któregoś dnia na pewno dostaniesz telefon, że Cleo nie żyje.
- Nie zrobiłbyś tego! - oburzam się.
- Założysz się? - spogląda na mnie z kpiną. Wzdrygam się pod wpływem jego poważnego tonu głosu. W jego oczach dostrzegam chęć mordu. Wygląda tak, jakby jakiś demon opanował jego ciało. Zbielałe dłonie, zaciskające się na szczęce Michaela, czarne oczy i pełna napięcia sylwetka, to nie jest przyjemny widok.
Strach z sekundy na sekundę opanowuje moje ciało, a oddech przyśpiesza. Jak szybko powinnam biec, żeby stąd uciec? Desperacko rozglądam się za drogą ucieczki, ale przecież nie mam szans.
- Spierdalaj stąd, Lindgren! - Dirk puszcza Michaela, chwyta mnie za łokieć i prowadzi prosto do swojego samochodu. - A ty jedziesz ze mną! I nawet nie otwieraj mordy, by się sprzeciwić! Jeśli kurwa to zrobisz, to gwarantuję ci, że Michael i jego cudowna rodzinka, pożegnają się z tym światem, jeszcze dziś!
Boję się go... W tej chwili mam ochotę rozpłakać się z bezradności, lecz nie mogę pozwolić, by komukolwiek z mojej winy stała się krzywda, dlatego nie protestuję. Pozwalam, by Dirk mnie prowadził do swojego samochodu.
Nie ma sensu w tej chwili walczyć.
Nie teraz, gdy Dirk Whittaker wygląda jak rozwścieczone zwierze.
----
Hej misie ❤️
Dobranoc 😘
Buziole 😘
CZYTASZ
Mój książę z bajki
Romance- Auć - krzywię się. - Potrafię sama chodzić! - Nie przychodź tu więcej! - wypycha mnie ze swojej posesji. - I radzę tym razem mnie posłuchać! - Bo co? Mafia ją zabije? - sztywnieję na dźwięk tego głosu. Tuż obok mojego samochodu, stoi czarny merced...