Praca w bibliotece dla jednych może być nudna, a drugim z pewnością sprawia przyjemność. Uwielbiam zapach książek, a widok pełnej czytelni raduje moje oczy. Zwłaszcza, że duża grupa nastolatków i dzieci korzysta z zasobów naszej biblioteki.
- Heidi - Sara klepie mnie w ramię, więc odrywam spojrzenie od małego chłopca, czytającego komiks. - Poczta kwiatowa do ciebie.
- Co? - marszczę brwi, ponieważ kurier z kwiatami jest ostatnią osobą jakiej się dzisiaj spodziewałam. Wątpię, by to Dirk stał za tą niespodzianką. Ten facet nie bawi się w przesadny romantyzm. Zresztą musi zarządzać swoim imperium i z pewnością nie ma czasu na wysyłanie mi kwiatów.
- Nie rób takiej zdziwionej miny, tylko lepiej powiedź kim jest twój nowy partner. - ekscytuje się Sara i podąża za mną w stronę mojego biurka, gdzie czeka na mnie kurier.
- Z nikim się nie umawiam - odpowiadam zgodnie z prawdą. Przecież mnie i Dirka w zasadzie nic nie łączy, a nie chcę uważać siebie za jego partnerkę, gdyż tak po prawdzie nie mam pojęcia, co on o mnie myśli. Pewne jest to, że nas do siebie ciągnie, ale tylko jeden drobny sygnał, który jedynie sugeruje, że z naszej relacji mogłoby wykiełkować coś więcej.
- Ta... A kwiaty wysłałaś do siebie sama. - wypowiada sarkastycznie.
- Sara, idź może sprawdzić, czy nie jesteś potrzebna na dziale wścibstwa. - sugeruję z irytacją.
- Co cię w ten seksowny tyłek użądliło? - pyta ze śmiechem, ale widząc moje mordercze spojrzenie, unosi dłonie w geście poddania się i zostawia mnie sam na sam z kurierem.
- Dzień dobry - witam się.
- Dobry - burczy młody chłopak. - Pani Thea Lindgren? - sztywnieję. Od lat nie używam tego nazwiska. Ściślej mówiąc, odkąd Gregory zmarł, nigdy więcej nie użyłam jego nazwiska.
- Ta..taak. - chłopak przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy, a po chwili wzrusza ramionami.
- Kwiaty dla pani - podaje mi bukiet róż. Nie byłoby to dziwne, gdyby kwiaty nie były zwiędnięte. O co tutaj chodzi?
- A wie pan może...
- Nie wiem, kto je wysłał. - burczy pod nosem. - Proszę podpisać - podaje mi pokwitowanie odbioru. Szybko składam swoją parafkę i odbieram kwiaty. - Do widzenia. - nie odpowiadam, ponieważ zwiędnięte kwiaty w moim dłoniach nie zwiastują niczego dobrego. Odkładam bukiet na biurko i dostrzegam białą kopertę, przywiązaną do jednej z róż.
Powinnam poinformować Dirka, albo Ricky'ego o zaistniałej sytuacji? A może najpierw sprawdzę zawartość koperty, a potem do nich zadzwonię?
Mniejsza z tym...Ciekawość bierze nade mną kontrolę, więc rozrywam kopertę i wyjmuję z niej starannie złożoną, ozdobną kartkę ślubną. Drżącymi rękoma otwieram ją. Ze środka wylatuje moje zdjęcie ślubne. Stoję obok Gregory'ego w dopasowanej sukni ślubnej, a w ręce trzymam bukiet czerwonych róż.
Zerkam na zwiędnięte kwiaty, leżące na moim biurku, a następnie kieruję spojrzenie na zdjęcie. Odwracam je i zamieram...
Trzy słowa...
Ten bydlak napisał trzy słowa...
Wciąż cię kocham. Gregory.
Jak śmie mi pisać takie kłamstwa? Jest śmieciem! Skurwielem! Sukinsynem! On nie potrafi kochać...Nie ma do tego serca!
Odkładam fotografię, a następnie wyjmuję komórkę i wybieram numer Ricky'ego.
- Co tam, bibliotekarko? Nudzisz się i dzwonisz do znudzonego Ricky'ego? Szlachetnie!
- Dostałam wiadomość od mojego byłego męża.
- Kurwa! Przeoczyłem skurwiela, czy jaki chuj?
- Był tu kurier.
- A ten mały wypierdek, co chciał mi zakosić fajki? - zastanawia się na głos. - Co ci przyniósł?
- Zwiędnięty bukiet róż i fotografię ze ślubu.
- Oryginalnie - prycha. - Skontaktuję się z Dirkiem. Gdyby coś się działo, dzwoń, a pojawię się w pięć sekund. Skoro Lindgren wysłał kuriera,to gnój z pewnością się ukrywa, więc nie będziemy na razie panikować. Wracaj do pracy.
- Dzięki, Ricky. - rozłączam się. Ma rację. Nie ma co panikować. Jak na razie nigdzie jeszcze nie spotkałam Gregory'ego, więc nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do pracy. Wyrzucam kwiaty do śmietnika, a zdjęcie chowam do torebki, a następnie wracam na dział literatury pięknej, by skończyć układać książki.
~***~
- A ku ku! - podskakuję i odruchowo chwytam się za serce. Byłam tak zatopiona we własnych myślach, że nie usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi. - Heidi! Wyglądasz tak, jakbyś zobaczyła ducha! - dopiero po chwili dociera do mnie, że przede mną stoi Ayla.
- Co ty tu robisz? - uśmiecham się i od razu przytulam ją do siebie. - Tęskniłam za tobą, wariatko!
- Akurat - prycha. - Masz tutaj swojego mafiosa, więc nie kłam, że brakuje ci przyjaciółki.
- Zawsze mi ciebie będzie brakować - odpowiadam z powagą i odsuwam się od niej. - Co tu robisz? Nie mówiłaś, że przylatujesz.
- Bo nie wiedziałam. Bailey dzisiaj przy śniadaniu oświadczył, że lecimy do Austin. A skoro Bailey tak powiedział, to tak musiało być.
- Kocham tego człowieka! - stwierdzam. - A gdzie Eleanor?
- W samochodzie z twoim ochroniarzem. Pewnie zamęczy go na śmierć swoimi opowieściami o księżniczkach Disney'a.
- Biedny Ricky.
- Słyszałam, że Gregory wysłał ci kwiaty - poważnieje i badawczo mi się przygląda. - I fotografię ślubną.
- Taa... I napisał, że wciąż mnie kocha.
- To on w ogóle ciebie kochał? - pyta z zaskoczeniem. - Nieprawdopodobne.
- Ayla, mam wrażenie, że biorę udział w jakiejś grze. Nie znam jej reguł, ale te kwiaty i zdjęcie to zapewne dopiero początek. Prawdziwy armagedon jeszcze przede mną...
_____
Hej misie❤
Przepraszam,że rozdział pojawia się dopiero po dwóch tygodniach,ale miałam dużo pracy i rekrutacja na studia też zabrała mi trochę czasu i nerwów, ale całe szczęście dostałam się na wybrany kierunek, więc stres sobie odszedł🥰❤
Buziole ❤
CZYTASZ
Mój książę z bajki
Romance- Auć - krzywię się. - Potrafię sama chodzić! - Nie przychodź tu więcej! - wypycha mnie ze swojej posesji. - I radzę tym razem mnie posłuchać! - Bo co? Mafia ją zabije? - sztywnieję na dźwięk tego głosu. Tuż obok mojego samochodu, stoi czarny merced...