Dziesięć lat wcześniej
- Thea, proszę zanieś pani Simpson obiad. - wywracam oczami, lecz wstaję z kanapy i idę do kuchni, by zabrać od niej zapakowane jedzenie dla sąsiadki. Pani Simpson jest staruszką, która nie ma już zbyt wielu sił, a jej rodzina w ogóle jej nie odwiedza już od dobrych czterech lat.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała tam z nią siedzieć. - marudzę. - Bo Ayla ma przyjść za dwadzieścia minut. Będziemy się uczyć do egzaminów.
- Kochanie, im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz. No już już! - uderza mnie ścierką kuchenną w tyłek. - A jak Ayla przyjdzie, to się nią zajmę.
- Dasz jej miotłę, czy tym razem odkurzacz? - pytam z rozbawieniem. Moja mama ma fioła na punkcie czystości, który swoją drogą udzielił się również mi. Raz Ayla nie ściągnęła butów i musiała po sobie oczywiście sprzątać.
- Pogadam sobie z nią, po prostu. A ty skończ trajkotać i idź do pani Simpson, zanim cały obiad wystygnie.
- Ołki dołki - idę w stronę drzwi, zakładam gumiaki i kurtkę przeciw deszczową. Dzisiaj pogoda jest okrutna. Nienawidzę deszczu i najchętniej przesiedziałabym cały dzień w domu, ale niestety nigdy nie dostaję tego, czego chcę. Wychodzę z domu, a dłonie ogrzewa mi opakowanie z ciepłym jedzeniem. Przechodzę na drugą stronę ulicy, a moją uwagę przykuwa ciężarówka firmy, zajmującej się przeprowadzkami, parkująca na podjeździe, dwa domy dalej od domu pani Simpson.
Nowi sąsiedzi? Ekstra!
Wchodzę do domu sąsiadki jak do siebie, ponieważ staruszka w dzień zawsze ma otwarte drzwi. Często odwiedza ją moja mama lub inni sąsiedzi, aby kobieta nie czuła się samotna i zapomniana.
- Dzień dobry! Przyniosłam dla pani obiad.
- Oh, dziękuję, promyczku. - staruszka uśmiecha się i powoli wstaje ze swojego obskurnego fotela. - Jak ja się wam odwdzięczę?
- Wystarczy, że zje pani wszystko z apetytem.
- Masz dobre serce, Thea. Jeszcze raz dziękuję.
- Przyjdę później, proszę pani - macham jej na pożegnanie i zostawiam ją samą z obiadem. Chcę koniecznie sprawdzić, kim są nasi nowi sąsiedzi, więc zamiast wrócić do domu, idę w kierunku ciężarówki.
- Cholera - męski głos, dobiegający z wnętrza samochodu, jest dość intrygujący.
- Witam - wypowiadam. - Przyszłam się przywitać. - facet o kruczoczarnych włosach wyskakuje na podjazd, a gdy tylko na mnie spogląda, mam ochotę paść na kolana i błagać go by mnie pocałował!
- Hej - wyciąga dłoń w moją stronę. - Jestem Gregory, a ty?
- Thea - ujmuję jego dłoń, która w porównaniu z moją jest ogromna. Zresztą on cały jest ogromy i przystojny. Ma ostre rysy twarzy i bliznę na szyi, która i tak wygląda seksownie.
- Zaprosiłbym cię na herbatę, lecz dopiero się wprowadzam i nawet nie mam czajnika.
- Nic nie szkodzi - czuję jak pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, moje policzki zmieniają barwę. Zdradziecka krew.
- Słodko się rumienisz, Thea. - szczerzy zęby w uśmiechu, tym samym wprowadzając mnie w jeszcze większe zakłopotanie. - Zapraszam cię za dwa dni na parapetówkę. Będzie mi miło jeśli przyjdziesz.
- A mogłabym wziąć przyjaciółkę?
- Jasne! Im więcej ludzi tym lepsza impreza! A teraz zmykaj, zanim się przeziębisz. - wskazuje na niebo, przypominając mi że pada.
- Nie potrzebujesz pomocy?
- Nie, poradzę sobie. Nie ma tego dużo. Zresztą mój brat zaraz wpadnie i mi pomoże, więc możesz spokojnie wrócić do domu.
- W takim razie do zobaczenia za dwa dni.
- Już się nie mogę doczekać. - pstryka mnie w nos, a potem wskakuje z powrotem do ciężarówki. A ja po prostu odwracam się i idę do domu.
- Thea ! - woła mnie Ayla, która właśnie zaparkowała swój samochód przed moim domem. - Gdzie tak łazisz?
- Zakochałam się - stwierdzam. - Mamy nowego sąsiada i jest po prostu piękny.
- Ta - prycha. - Piękny na zewnątrz, a w środku zgniłe jajo. Znam takich typów.
- On nie jest taki - spieram się. - Wygląda poważnie i w ogóle....
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Nudzę się...
Wasilla może i jest pięknym, górskim miastem, ale nie mam tu co robić. Ayla kazała mi tu siedzieć, po tym jak dostałam tą niepokojącą wiadomość, ale równie dobrze, mogła to być pomyłka. Nie oszukujmy się, widziałam jak Gregory umiera.
A może to sprawka jego brata?
Wątpię. Przecież facet ma żonę i dzieci i raczej nie pchałby się w sprawy swojego brata. Michael był zupełnym przeciwieństwem Gregory'ego. Nie polubiłam go na samym początku, lecz dziś z perspektywy czasu, powinnam była mu zaufać i nie brać tego cholernego ślubu.
Więc wniosek jest jeden...
To nie Michael!
- Heidi! - Mae wpada do mojego tymczasowego mieszkania jak do siebie. - Wstawaj z tej kanapy! Lecimy do baru degeneratów na balangę!
- Jaką balangę?
- No ja nie mogę pić, ale ty wypijesz za nas dwie! - szczerzy zęby w uśmiechu.
- Nie możesz pić? - dziwię się.
- Jestem w ciąży! I Gabriel zorganizował z tej okazji imprezkę! No chodź! Szybko! Nie ma czasu!
- Gratulacje - uśmiecham się i mocno ją do siebie przytulam. - I zaraz będę gotowa!
No... Już mi się nie nudzi!
-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli 😘
Buziole 😘
CZYTASZ
Mój książę z bajki
Romance- Auć - krzywię się. - Potrafię sama chodzić! - Nie przychodź tu więcej! - wypycha mnie ze swojej posesji. - I radzę tym razem mnie posłuchać! - Bo co? Mafia ją zabije? - sztywnieję na dźwięk tego głosu. Tuż obok mojego samochodu, stoi czarny merced...