Epilog

16.9K 1K 306
                                    

Milczenie to jedyne czego mogę się spodziewać po Dirku w drodze powrotnej do Austin. Nie zamienił ze mną ani jednego zdania odkąd wpadłam na niego przed zamkiem Popowa. Po prostu mnie chwycił i wsadził do samochodu, a następnie do samolotu.

Jego szczęka jest tak mocno zaciśnięta, aż obawiam się, że jego zęby nie wytrzymają takiego dużego nacisku i najzwyczajniej w świecie popękają. Nawet bez zębów będzie przystojny. Tak myślę. I tak rzadko je pokazuje.

Aczkolwiek właśnie dotarliśmy do rezydencji klubu i już wiem, iż mój czas spokoju się zakończył. Jestem przygotowana na tyradę, na którą swoją drogą sobie zasłużyłam, no bo kto normalny udaje się do siedziby szefa mafii w Rosji, by się na nim zemścić bez jakiegokolwiek wsparcia?

Ja...

Tylko i wyłącznie ja, więc pora zmierzyć się z konsekwencjami, a wściekły Dirk to bardzo niebezpieczny, rozzłoszczony niedźwiedź, gotowy do rozszarpania gardła swojej ofiary, a w tym wypadku to ja jestem jego ofiarą i nie jestem pewna, czy mam jakiekolwiek szanse na przetrwanie.

- Ricky! - donośny głoś Payette rozprzestrzenia się po korytarzu rezydencji klubu, gdy tylko wchodzimy do środka. Payette ratujesz mi dupę! Dajesz mi jeszcze kilka minut życia. Kocham cię skurczybyku. - Przykleiłeś gumę do mojej limuzyny! Życie ci nie miłe mały kmiocie ?

- Zrobiłeś testy DNA? - parska śmiechem Dirk, na co spoglądam na niego z ukosa. On się śmieje? Co? Jak?

- Co w tym zabawnego? - pyta poirytowany Payette. - Lakier ucierpiał. Musiałem sprawdzić co za diabelstwo przykleiło na nim gumę.

- Po prostu czułem w kościach, że to odjebiesz. - nabija się Dirk i śmiejąc się mija mnie i idzie do kuchni. Oh, okej? Nie będzie żadnej tyrady? Niepewnie ruszam za nim do serca domu i zastaję go przy lodówce. - Gdzie jest piwo? - unosi głowę znad urządzenia i spogląda na każdego z nas po kolei.

- Wypiło się, no. - Bailey wzrusza ramionami.

- Panoszysz się po moim domu, jakby był twój.

- A nie jest? - prycha.

- Twój dom jest w Seattle, pajacu. - Bailey bierze do ręki soczek w kartoniku z rurką i zamiast odpowiedzieć po prostu wypija jego zawartość z charakterystyczną dla niego nonszalancją. - Żegnam. - Dirk wskazuje na drzwi wyjściowe, lecz Payette oczywiście nie reaguje. - Bailey, wynoś się z mojego domu, bo nie mam już ochoty patrzeć na twoją mordę!

- Ah no tak. Boleśnie przypominam ci o tym, że najpiękniejszy nie jesteś. - nabija się czarnowłosy, a następnie wstaje ze stołka barowego, zabiera swój sok, a po chwili już go nie ma. Reszta ludzi Dirka również gdzieś się ulotniła, więc zostaliśmy w kuchni sami.

- Zanim coś powiesz, muszę cię przeprosić. Wiem, że postąpiłam głupio, jadąc do Popowa, ale byłam wściekła. Zabił moją matkę z zimną krwią i nawet się przy tym nie zmęczył. Po prostu myślałam, że zemsta odbierze ten ból, jaki noszę teraz w sercu, ale tak naprawdę nie pomyślałam o tacie, ani o tobie. Zachowałam się jak ostatnia egoistka i nie przemyślałam tego, co robię. Żałuję, że uciekłam od ciebie i oskarżyłam cię o śmierć mojej mamy, ale byłam rozżalona. Nie myślałam jasno. Naprawdę nie bądź zły. Przepraszam. Cholernie mocno. - kończę swój wywód, a Dirk jedynie intensywnie wgapia się w moją twarz, a z jego twarzy nie potrafię nic wyczytać. Po prostu stoi i patrzy w moje oczy i oddałabym wszystko, by poznać w tej chwili jego myśli.

- Postąpiłaś niewiarygodnie lekkomyślnie. - wypowiada spokojnie. - Martwiłem się w każdej sekundzie lotu do Moskwy, a potem gdy wbiegłaś przerażona z tego przeklętego zamku, ulżyło mi. Chciałem na ciebie krzyczeć, ale po części rozumiem twoją cholerną lekkomyślność.

- Przepraszam. Naprawdę.

- Wyjdź za mnie.

co?

Co?

CO?

- Dirk ty chyba nie mówisz poważnie...

- Jestem śmiertelnie poważny. Wyjdź za mnie.

- Dirk...

- Zostań moją panią Whittaker.

- Ale...

- Zostań matką moich dzieci.

- Ale...

- Kocham cię, Thea i chcę, uczynić cię moją na wszystkie możliwe sposoby, dlatego nie utrudniaj mi tego i po prostu za mnie wyjdź.

Ześwirował...Totalnie ześwirował...

~***~

( Cztery miesiące później)

Czuję się jak księżniczka, która dostała wymarzonego księcia na białym koniu. No dobra na czarnym harleyu. Biała do ziemi suknia ślubna porusza się z każdym ruchem naszych ciał podczas pierwszego tańca w dniu, w którym powiedziałam oficjalnie TAK i zostałam panią Whittaker.

Ten rok nie był najłatwiejszy, ale teraz wkraczam w kolejny etap w moim życiu. Stałam się żoną szefa teksańskiej mafii, a za sześć miesięcy zostanę również mamą naszego pierwszego dziecka i nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego zakończenia. Mimo utraty matki, wciąż jestem szczęśliwa. Pustka po niej zawsze pozostanie, aczkolwiek ruszyłam dalej i już nie cofnę się do przeszłości, by ponownie rozpaczać. Teraz samą będę miała kogoś, kto będzie nazywał mnie mamą i żoną.

- Whittaker nogi ci się plączą. - nabija się Payette. - Nie potrafisz tańczyć, łajzo.

- Bailey, ale ty też nie potrafisz tańczyć. - stwierdza z przekąsem Ayla.

- Cicho kobieto. Wcale nie muszą o tym wiedzieć.

- Za późno. - śmieje się Dirk. - Już wiemy, że nasza wspaniała mordeczka nie jest idealna.

- Szlag. - burczy Payette. - Zdemaskowali mnie. I jak ja mam teraz funkcjonować?

- Tak samo jak dotychczas - wtrąca Gabriel.

- Faktycznie! Dzięki za radę!

- Gabriel? - wtrąca spanikowana Meave z drugiego końca sali. Wszyscy jak jeden mąż kierujemy na nią swoją uwagę, a mnie wystarcza tylko jedno spojrzenie, by wiedzieć, co właśnie się dzieje.

- Mae? Co jest?

- Wody mi odeszły! Twój syn chyba chce zobaczyć ten pieprzony świ...AŁA...at - chwyta się za brzuch, krzywiąc się. Gabriel od razu podbiega do swojej żony i blady jak ściana bierze ją na ręce.

- Kurwa! - klnie spanikowany. - Może gdybym chodził do pierdolonej szkoły rodzenia, wiedziałbym co mam teraz zrobić.

- Zawieź mnie do szpitala, idioto. Kurwa, ała!

- O ja pierdole. - kwituje Bailey i z niepokojem spogląda na brzuch swojej żony. - Nie przemyślałem tego zanim moje plemniki zaatakowały twoje łono. Zapomniałem, że potem to dziecko trzeba urodzić.

Spoglądam rozbawiona na przyjaciółkę, która właśnie obserwuje swojego męża z niedowierzaniem. Racja, ja też nie wierzę, że właśnie to powiedział, ale to przecież Payette, a w ten oto prostu sposób moje wesele przeniosło się do szpitala, gdzie Maeve i Gabriel przyjęli na świat swojego pierwszego syna - Devlina.

I wiecie co?

Nie zmieniłabym tego dnia na żaden inny. Byłam z rodziną. I tylko to się liczy.

____
Hej misie ❤
Dziękuję, że byliście tu razem ze mną
Myślę,że koło 22 pojawi się pierwszy rozdział Łotra, czyli części o Popowie🥰
Buziole 🥰

Mój książę z bajkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz