Chłód to idealne i jedyne określenie tego, co czuję, będąc wewnątrz zamku. W środku jest jeszcze bardziej przerażający niż na zewnątrz, a fakt, iż korytarze są ciemne, oświetlone jedynie UWAGA...prawdziwymi pochodniami, wcale nie napawa spokojem. Mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie.
Co ja tu do cholery robię? Powinnam siedzieć teraz z tatą przy grobie mamy, a nie szlajać się po zamku Fedira Popowa! Faceci w czerni w końcu zatrzymują się na końcu korytarza przed ogromnymi mahoniowymi drzwiami. Jeden z nich z blizną na policzku mocno uderza w drewno.
- Wrzuć ją tutaj! - facet wykonuje rozkaz od razu. W ułamku sekundy otwiera drzwi, a w następnej sekundzie leżę już na zimnej posadzce, czując potworny ból w żebrach. - Kto by się spodziewał, że rozżalona córka Mary Sherwood wkroczy w moje progi. - wypowiada beznamiętnie Popow. Od razu wstaję z ziemi i kieruję na niego swoje nienawistne spojrzenie. Czarnowłosy Rosjanin przygląda mi się ze swojego miejsca za biurkiem, bawiąc się wiecznym piórem.
- Zabiłeś moją matkę. - wypowiadam oburzona. - Nie miałeś prawa!
- Wybacz moją nieuprzejmość, Thea. - jego głos nie wyraża żadnej emocji. Nie wyczuwam nawet odrobinki skruchy,czy żalu. - Więc pozwól, że złożę ci najszczersze kondolencje. Zapewne nie jest łatwo stracić matkę.
- Co ty nie powiesz, Popow. - mamroczę opryskliwie.
- Oł, nie bądź taka niemiła. - odkłada pióro na plik dokumentów, a następnie wstaje zza biurka, a następnie się o nie opiera, zakładając ręce na piersi. - Ale jak sądzę chcesz się zemścić. Niech zgadnę, masz przy sobie broń, prawda? - Thea, nie przyznawaj się. Nie przyznawaj się. Kłam.
- Nie mam.
- Błąd, kochanie. - jego usta układają się w nic niewyrażający, zimny uśmiech. - Wtargnęłaś na moją ziemię, obrażasz mnie i kłamiesz. Przypominam, że nie ma tu Whittakera, więc nikt a nikt cię nie chroni. - odpycha się od biurka i robi krok w moją stronę. Cofam się, lecz on i tak się przybliża. Jeśli zrobię jeszcze kilka kroków w tył, wpadnę na ścianę, a to uniemożliwi mi jakąkolwiek drogę ucieczki, więc staję w miejscu. Fedir zatrzymuje się zaledwie kilka centymetrów ode mnie i chwyta w swoją dużą dłoń moje rudawe włosy.
- Puszczaj mnie!
- Nienawidzę rudzielców. Nie podniecają mnie. - stwierdza tonem nie wyrażającym niczego. Ten człowiek wegetuje, lecz nie żyje. Jak można być tak zimnym? Niczym pusta skorupka po orzechu laskowym. Przybliża swoją twarz do mojej i językiem dotyka mojej brody. Fuj. Ohyda. Udaje mi się uwolnić od jego uścisku i z mocno bijącym sercem jednak cofam się kilka kroków w tył, ale tym razem Popow nie robi najmniejszego ruchu. Po prostu patrzy. Ocenia. Myśli.
Nie wyjdę stąd o własnych siłach.
Tata będzie musiał pochować również mnie.
Przecież jego biedne serce tego nie wytrzyma! Jestem egoistką. Kierowała mną żądza zemsty i nie myślałam o uczuciach najbliższych.
- Odważna jesteś. - stwierdza po dłużej chwili. - Nie każdy ma jaja, by się pojawić właśnie tutaj, ale wiesz co? Wcale nie robi to na mnie wrażenia. Jesteś po prostu niewyobrażalnie głupia, Thea. I nawet nie próbuj zaprzeczać.
- Nie zamierzam.
- Cudnie. Cieszę cię.
Jeśli ten człowiek cieszy się wyglądając tak...tak obco, pusto, przerażająco, to jak wygląda, gdy jest wściekły?
- Widzę.
- Wątpię. - kąciki jego ust delikatnie się unoszę, lecz zaledwie na ułamek sekundy, więc nie mam pewności, czy tak rzeczywiście było.
- Racja. Nic nie widzę. Oprócz sukinsyna, który zabił mi matkę! - niemal krzyczę, ale nie żałuję swoich słów. W zasadzie już nie mam nic do stracenia. On i tak nie pozwoli mi stąd wyjść, więc równie dobrze mogę mówić to, co ślina przyniesie mi na język.
- Nie mam czasu, by z tobą gawędzić o tym, co zrobiłem, a czego nie zrobiłem, dlatego nasze spotkanie dobiegło końca. Chciałaś mnie zabić, lecz oboje wiemy, że tego nie zrobisz, dlatego radzę ci wyjść z mojego zamku w ciągu dziesięciu minut. Po tym czasie moi ludzie nafaszerują cię śrutem. - pstryka palcami i tym razem na jego twarzy pojawia się przebiegły uśmiech.
Odwracam się od razu i biegnę przed siebie. Ciężkie mahoniowe drzwi całe szczęście bez problemu się otwierają, więc wybiegam na zimny korytarz i pędzę w stronę wyjścia.
Chwała niebiosom za dobrą orientację w terenie.
Mój oddech przyśpiesza, a mięśnie odmawiają współpracy, ale mimo tych niedogodności wybiegam na ogromny dziedziniec przed zamkiem, gdzie ludzie Popowa przyglądają mi się z nieukrywanym rozbawieniem, aczkolwiek otwierają dla mnie bramę główną, a gdy tylko ją mijam wpadam na dość dużego faceta o czarnych włosach. Oboje lądujemy na ziemi z impetem.
- Cholera, przepraszam. - podnoszę się natychmiast, lecz facet chwyta mnie za rękę, więc ponownie na niego padam, a wtedy przyglądam się jego twarzy. - Dirk?
____
Hej misie ❤
Jak wam.podoba się postać Popowa?
Dla mnie jest on w dalszym ciągu zagadką i wyzwaniem😁
Buziole ❤
CZYTASZ
Mój książę z bajki
Romance- Auć - krzywię się. - Potrafię sama chodzić! - Nie przychodź tu więcej! - wypycha mnie ze swojej posesji. - I radzę tym razem mnie posłuchać! - Bo co? Mafia ją zabije? - sztywnieję na dźwięk tego głosu. Tuż obok mojego samochodu, stoi czarny merced...