Innsbruck. To właśnie ta malownicza miejscowość w zachodniej części Austrii zgromadziła miliony kibiców i na kolejne kilka dni stała się stolicą skoków narciarskich. Bergisel to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych skoczni na jakich miałam okazji być, a muszę przyznać, że w swoim życiu odwiedziłam już sporo takich obiektów. Mimo, iż do rozpoczęcia konkursu pozostało nieco ponad pół godziny to ludzie tłumnie gromadzili się w swoich sektorach i z niecierpliwością oczekiwali na to, co ma nadejść. Z kawałkami plastiku zaczepionymi na czerwonej smyczy, które wisiały na naszych szyjach, przedzierałyśmy się w kierunku naszego punktu obserwacji dzisiejszych zawodów. Jak się okazało miejsce to było wręcz idealne, gdyż miałyśmy dokładny widok na zeskok, znajdujący się naprzeciwko. Z odpowiedniej strony internetowej dowiedziałyśmy się, że wyniki serii treningowej całej kadry niemieckiej – z wyjątkiem Wellingera, który nie przekroczył nawet punktu konstrukcyjnego – były naprawdę niezłe, co napawało optymizmem. Aby umilić jakoś czas oczekiwania, speaker próbował zachęcać kibiców do przyśpiewek oraz różnego rodzaju zabaw, w których wraz z Nicole również brałyśmy udział. Wszędzie widoczne były biało-czerwone barwy austriackich flag, a między sektorami przechadzał prawdopodobnie osobnik płci męskiej w przebraniu bałwanka – maskotki tegorocznych Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym. Mimo, iż od czasu do czasu zawiewał chłodny wiaterek, pogoda była równie piękna, co podczas ostatnich zawodów w Willingen.
Korzystając z ostatnich minut, Nicole zaproponowała, iż pójdzie do stoiska gastronomicznego w celu kupienia nam po dużym kubku gorącej czekolady. Czekając na jej powrót, zastanawiałam się czy na terenie skoczni obecny jest także mój ojciec. W głębi duszy miałam nadzieję, że został jednak w ośrodku i zmagania swoich podopiecznych ogląda siedząc na fotelu przed hotelowym telewizorem.- No nareszcie! Już myślałam, że się zgubiłaś. - powiedziałam po dziesięciu minutach stania sama jak kołek i odebrałam od brunetki fioletowy kubek z logo Milki.
- Wiesz jaka była kolejka? Nagle wszyscy stwierdzili, że chcą się napić gorącej czekolady. - odpowiedziała, przewracając oczami, czego z pewnością nauczyła się ode mnie.
Napiłam się czekoladowego cudu, które muszę przyznać smakowało obłędnie i całą swoją uwagę skupiłam na zeskoku, gdzie wylądował już pierwszy przedskoczek.
Warunki atmosferyczne pozwalały na przeprowadzanie konkursu w dość szybkim tempie i bez zbędnych nerwów, z czego obie byłyśmy bardzo zadowolone. Tak jak przez ostatnich kilka razy, skok Richarda, Nicole oglądała z przygryzając nerwowo policzek od środka, a kiedy chłopak wylądował w znacznie dalszej odległości niż punkt K, podskoczyła z rękami uniesionymi ku górze. Są to pierwsze zawody od czasu, gdy zostali parą i mogę się tylko domyślać jak skrajne emocje jej towarzyszą, gdy obserwuje jak jej chłopak skazany tylko na podmuchy wiatru lub też jego brak, szybuje w powietrzu, by potem wylądować z wyraziście zaznaczonym telemarkiem. Spojrzała na mnie, uśmiechając się tak, jakby za chwilę jej policzki miały się rozerwać, po czym przytuliła się do mojego boku.
- Długo tak nie pociągnę. Gdy siada na belce mam wrażenie, że moje serce zaraz się zatrzyma. - odezwała się, odprowadzając Freitaga wzrokiem do miejsca, w którym zawodnicy mogą zmieniać części swojej garderoby.
- Doskonale wiem, o czym mówisz. - szepnęłam, mając z tyłu głowy fakt, że za kilka minut swój skok odda Markus, a ja będę czuła dokładnie to, co czuje teraz Nicole.
Zanim jednak przyszedł na to czas, skocznią zawładnął Szwajcar Killian Peier, który znakomicie spisywał się podczas trzech treningów, wygrywając każdy z nich. Nikt nie spodziewał się jego dominacji tym bardziej, że do tej pory nie zapisał się na kartach historii tego sportu. Tymczasem, swoje skoki oddawali kolejni zawodnicy, a on nadal otwierał tabelę z wynikami po pierwszej serii konkursu.
Być może on zamiesza w czołówce – pomyślałam, gdy głos speakera zapowiedział, iż Eisenbichler już usadowił się na belce. Obserwowałam jak zjeżdża w dół, by potem siłą wszystkich swoich mięśni, znajdujących się w nogach, odbić się najlepiej jak tylko potrafi. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby sylwetka Markusa tak prezentowała się w locie – był wyprostowany jak struna, a jego ręce, przyczepione do tułowia nawet przez ułamek sekundy nie drgnęły. Lądowanie na 131 metrze wykończył pożądanym przez sędziów telemarkiem, co ostatecznie dało mu miano wicelidera po zakończeniu pierwszej serii i ogromne szanse na podium. Czułam jak mój żołądek skręca się z nerwów, a byłam przecież tylko widzem. Wszystko w rękach, a w zasadzie w nogach i głowie, Markusa.
Stąpając z nogi na nogę w rytm puszczonej na skoczni muzyki, modliła się o jak najszybsze rozpoczęcie finałowej serii i skrócenie moich męczarni. Rozglądając się wokół, dało się zauważyć osłabnięcie dopingu austriackich kibiców, którzy pokładali wielkie nadzieję w swoich zawodnikach. To przecież Stefan Kraft miał bronić mistrzowskiego tytułu, ale zarówno on jak i reszta chłopaków z kadry, nie popisali się swoimi dzisiejszymi skokami.
Pierwszym niemieckim zawodnikiem w serii finałowej miał być Wellinger, który po wspaniałym sezonie olimpijskim jakoś nie mógł odnaleźć swojej optymalnej formy. Oddał poprawny, choć bez żadnego błysku, skok, za który dostał dość wysokie noty. To ''coś'' zaprezentował z kolei Richard, któremu do rozmiaru skoczni, znajdującego się na 130 metrze, zabrakło zaledwie pół metra i na obecną chwilę objął prowadzenie. Dumna Nicole wiwatowała i klaskała najgłośniej jak tylko potrafiła. Przystając na jej prośbę, przesunęłyśmy się bliżej dzielących nas od zawodników barierek, by mogła pogratulować brunetowi.
Po tym jak Karl przekroczył czerwoną linię, oznaczającą rozmiar skoczni, do końca pozostało zaledwie trzech zawodników. Absolutny fenomen całego sezonu, którym był Kobayashi, oddał fatalny skok, co sprawiło że Geiger był pewny swojego podium. Wraz z Nicole uzewnętrzniłyśmy naszą radość poprzez okrzyk, który powtórzyli także chłopcy z kadry, ściskając i gratulując Niemcowi. Mimo, iż temperatura na zewnątrz oscylowała w okolicach kilku stopni powyżej zera, czułam jak moje dłonie się pocą, a nogi stają się jak z waty.
W momencie odbicia Eisenbichlera, sama wyprostowałam energicznie kolana, próbując w jakiś sposób mu ulżyć czy też pomóc. Nienaganna sylwetka i niesamowita odległość sprawiły, że wśród niemieckich kibiców zawrzało, a po moich policzkach spłynęły łzy radości. Leyhe, Freitag, Wellinger – to oni przybiegli do bruneta jako pierwsi, by pogratulować mu niekwestionowanego miejsca na podium. W mgnieniu oka przeszli do miejsca, służącego jako szatnia i razem oczekiwali na skok ostatniego zawodnika, którym był Peier. Gdy Szwajcar wylądował znacznie bliżej niż Markus, a jego noty były nawet niższe od tych, które uzyskał Karl, wszystko stało się jasne. Uzyskane 129 metrów, nie pozwoliły Kilianowi wygrać, ale dały mu najlepszy wynik w karierze, gdyż został sklasyfikowany na trzecim miejscu. Wraz z brunetką stojącą obok zaczęłam skakać i krzyczeć z radości, a kolejne łzy napływały mi do oczu.
Markus, dzięki fenomenalnej próbie został Mistrzem Świata, a Karl zdobył srebrny medal. Ocierając spływające po policzkach łzy, chciałam znaleźć się jak najbliżej tych cholernych barierek, by móc pogratulować Eisenbichlerowi i powiedzieć mu, jak bardzo jestem z niego dumna. Przepraszając kolejno osoby, stojące na mojej drodze udało mi się dojść do zamierzonego celu. Brunet nie dowierzając chyba, co przed chwilą osiągnął, przyjmował kolejne gratulację, tym razem od Forfanga.
W końcu nasze spojrzenia się spotkały, a uśmiech, widniejący na jego twarzy poszerzył się. Wszystko działo się tak szybko. Jego dwa kroki zrobione w moim kierunku, moje dłonie oplatające jego szyję i nasze usta złączone w czułym pocałunku. Odrywając się od jego warg, zrozumiałam co przed chwilą miało miejsce prawdopodobnie na oczach całej niemieckiej kadry, mojej przyjaciółki oraz większości skoczków z innych nacji. Wówczas pierwszy raz od wielu lat, nie interesowało mnie to co powiedzą lub pomyślą inni. Markus wlepiając we mnie swoje błyszczące oczy, o kolorze, którego w dalszym ciągu nie byłam w stanie zidentyfikować, otarł z mojego policzka jeszcze jedną, pojedynczą łzę.
Cholera, czy to scena z jakiejś komedii romantycznej? Speszona, założyłam kosmyk swoich włosów za ucho i ponownie przeniosłam wzrok na jego twarz.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! Gratuluję! - powiedziałam w końcu, a w odpowiedzi usłyszałam podziękowania chłopaka.
Z romantycznych nastrojów wyrwał nas głos mężczyzny wołający Eisenbichlera do wykonania pomiarów i innych tego typu obowiązków, które musiał wypełnić.
-Muszę iść, porozmawiamy wieczorem, okej? - rzucił, całując mnie jeszcze w czubek głowy, na co tylko przytaknęłam i oddalił się ze wspomnianym wcześniej mężczyzną.
Nicole patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami i z uśmiechem przyklejonym do twarzy, na co tylko cicho się roześmiałam. Nie musiała o nic pytać, bo wyręczył ją w tym, stojący nieopodal i przypatrujący się całemu zajściu blondyn.
- Nie wiedziałem, że jesteście razem. - powiedział, przytulając mnie na powitanie.
- Bo nie jesteśmy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - słysząc wypowiedziane przez siebie słowa, skrzywiłam się delikatnie, gdy doszło do mnie jak tandetnie one w tamtym momencie brzmiały. Nie wiem czy próbowałam przekonać jego czy może samą siebie.
- Też chciałbym mieć takie relacje z wszystkimi przyjaciółkami. Cholerny farciarz z tego Eisenbichlera. – ponownie zabrał głos Andreas i puszczając mi oczko oddalił się na kilka kroków.
Bez żadnych problemów, wraz z Nicole udało nam się pokonać odgradzającą nas barierkę i kolejne kilkanaście minut, w oczekiwaniu na dekorację medalistów, spędziłam na rozmowie z brunetką i jej chłopakiem. Moment odśpiewania hymnu to coś, co na pewno utkwi w mojej pamięci do końca życia. Obserwując jak Markus wczuwa się w każde słowo, wypływające z jego ust, czułam jak przechodzi mnie przyjemny dreszcz, a do oczu napływa kolejna fala łez. Cała drużyna stała wówczas na skoczni i obejmując się, śpiewali wraz z bohaterami tego dnia. Był to obrazek wart zapamiętania, bo takie chwile jak te, nie zdarzają się często.
Po dekoracji trwającej kilkanaście minut, przyszedł wreszcie czas na opuszczenie terenu skoczni. Jutro miała nas czekać ponowna dawka emocji, gdyż na niedzielne popołudnie zaplanowano konkurs drużynowy, którego faworytami byli Niemcy. Krocząc tuż za Nicole po śnieżnej nawierzchni, mój wzrok zatrzymał się na znajomej mi sylwetce mężczyzny, ubranego nie w kadrową kurtkę, lecz granatową puchówkę, której zakup sama doradzałam.
- Mój ojciec tu jest. - odezwałam się, wymijając kobietę z zaczerwienionymi od zimna policzkami, stojącą na mojej drodze.
- Nie powinno Cię to przecież dziwić, w końcu jest częścią teamu. Znam Cię i pewnie zastanawiasz się czy był świadkiem Waszego pocałunku, hmm? - zapytała, spowalniając kroku tak, aby od teraz móc iść tuż obok mnie.
Spojrzałam na nią, ściągając brwi i przytaknęłam tylko skinieniem głowy. Brunetka westchnęła i ponownie zabrała głos:
- Czy nie uważasz, że powinnaś w końcu powiedzieć Markusowi? Sama widzisz, że coś zaczyna się między Wami rodzić, a przecież nie zbudujecie zdrowej i trwałej relacji na kłamstwie. Masz zamiar cały czas lawirować jak w przypadku tych biletów? Ile my mamy lat? Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej i moim zdaniem powinnaś jak najszybciej wyznać mu całą prawdę.
Przez resztę drogi do autobusu nie odezwałam się słowem, gdyż dokładnie analizowałam to, co przed chwilą powiedziała mi przyjaciółka. Miała absolutną rację. Przecież nie mogę wiecznie okłamywać Markusa, dlatego też postanowiłam, że przy najbliższej okazji, podzielę się z nim faktem, odnośnie tego, czym tak naprawdę zajmuje się mój ojciec. Nie wiem jak zareaguje na wieść, że podczas naszego spotkania w kawiarni nie powiedziałam mu całej prawdy, ale muszę to wszystko jakoś naprawić. W końcu jestem mu to winna, prawda?
![](https://img.wattpad.com/cover/177579996-288-k200118.jpg)
CZYTASZ
Forbidden Feeling
Teen FictionCzy w wyniku kilku zbiegów okoliczności i niełatwych wyborów życie na pozór szczęśliwych dziewczyn odmieni się?