XVIII

357 20 0
                                        

Markus' P.O.V

Trzasnąłem drzwiami czarnego Audii zdecydowanie mocniej, niż tego chciałem, co wywołało niemały grymas na mojej twarzy. Czasami zastanawiam się jak to jest możliwe, że w jednym kraju panuje aż tyle różnorakich stanów pogodowych – kiedy wyjeżdżałem z Siegsdorfu siąpał deszcz i wiał nieprzyjemny wiatr, natomiast tu, po opadach nie ma ani śladu, a promienie słoneczne, odbijające się od białego śniegu pokrywającego wszystko dookoła, sprawiają, że jestem zmuszony mrużyć oczy.

Celem mojej wizyty w Monachium było podpisanie paru kwitków, związanych z jutrzejszym wyjazdem do Innsbrucka. Równie dobrze mógłbym kilka tych autografów złożyć na kolanie w jednym z samochodów, ale Schuster od zawsze miał totalnego świra na punkcie papierkowej roboty i pilnował, aby wszystkie formalności były załatwione na czas.

Wchodząc do kilkupiętrowego budynku, od razu udałem się w stronę windy, a następnie w kierunku pożądanego pokoju. Po kilku chwilach, znajdowałem się już pod właściwymi drzwiami i mimo, iż nie otrzymałem odpowiedzi na kilku razowe pukanie, wszedłem do środka.
Wewnątrz panował półmrok, co było spowodowane opuszczonymi roletami przy dwóch dużych oknach. Pusty fotel przed biurkiem, stojącym obok przeszklonej komody, w której znajdowało się kilka medali, statuetek oraz innych nagród, od razu dawało do myślenia, że Wernera po prostu nie ma.

- Cholera – mruknąłem pod nosem. Powiedzmy sobie szczerze -  nie byłem zadowolony z faktu, że jechałem ponad dwie godziny tylko po to, by móc podziwiać biuro Schustera.
- Słucham? - odpowiedział mi męski głos, który na pewno nie należał do mojego trenera.

Po chwili moim oczom ukazała się wysoka postać w stalowej marynarce i krawacie o tym samym kolorze, wyłaniająca się z małego składziku wprost przylegającego do pokoju, w którym się znajdowałem. Wagner trzymał w ręce kilka teczek i poprawiając swoje okulary, wreszcie przeniósł na mnie wzrok.

- A to Ty Markus. Werner wspominał, że zapewne dziś się tu zjawisz. - powiedział spokojnym tonem, kierując się w stronę fotela, na którym usiadł.

Nadal stałem w tym samym miejscu, nie bardzo wiedząc do końca co mam zrobić. Lekarz był zdecydowanie ostatnią osobą, której się tu spodziewałem. Po kilku chwilach doszedłem wreszcie do siebie i rzuciłem najbardziej logiczne pytanie jakie tylko przyszło mi na myśl.

- A w zasadzie to gdzie on jest? Prosił mnie, abym przyjechał dziś podpisać jakieś dokumenty z FISu.
- Musiał gdzieś wyskoczyć na kilka godzin, ale z wszystkim jestem na bieżąco i zaraz podam Ci te papiery.  - mówiąc to, nawet przez ułamek sekundy na mnie nie spojrzał, co doprowadzało mnie do szału. Nie wiem kto dał mu uprawnienia do wykonywania zawodu psychologa, skoro łamie jedną z podstawowych zasad komunikacji międzyludzkiej.

Minęło sporo czasu zanim spośród stosu nieuporządkowanych kartek, w końcu odnalazł te odpowiednie. Zniecierpliwiony siedziałem naprzeciwko mężczyzny, nerwowo stukając nogą o podłogę. 30 sekund – dokładnie tyle czasu potrzebowałem, aby złożyć parafki w czterech miejscach. Gdy odłożyłem firmowy długopis na miejsce i już myślałem, że męczarnia związana z przebywaniem z Wagnerem w jednym pomieszczeniu dobiega końca, mężczyzna zabrał głos.

- Jeżeli jesteś profesjonalistą, to powinieneś potrafić odgraniczać sferę życia prywatnego od tej zawodowej, a swoje emocje i odczucia związane z moją osobą zostawiać za progiem. Czy Ci się to podoba czy nie, jestem członkiem sztabu i oczekuję od Ciebie choć minimalnych pokładów szacunku. Będziemy pracować ze sobą przez najbliższe cztery lata i nie wyobrażam sobie, że nasze spotkania będą wyglądały tak, jak te dwa poprzednie, tym bardziej, że ich podstawą jest dialog. - mówił, wiercąc we mnie dziurę wzrokiem. Siedziałem z rękami założonymi na piersi i z ustami zaciśniętymi w prostą kreskę, słuchałem tego, co ma mi jeszcze dopowiedzenia. - Jeżeli żywisz do mnie jakiś uraz związany z decyzją odsunięcia Cię od zawodów w Lahti, to sam chyba przyznasz, że jest bezsensowne, bo to zagranie przyniosło zamierzony efekt. - kontynuował, na co tylko prychnąłem.
- Czy ten zamierzony efekt to niezakwalifikowanie się do drugiej serii konkursowej w Willingen? Bo moim zdaniem to tylko wybiło mnie z rytmu. - sarknąłem, a mój głos przesiąknięty był ironią.
- Markus nie zachowuj się jak dziecko. - płynnym ruchem dłoni ściągnął okulary i oparł się wygodnie na czarnym, skórzanym fotelu. - Chodziło mi bardziej o to co stało się dzień wcześniej i dzień później. Sobotę możemy potraktować jako... wypadek przy pracy. - nie wytrzymując ani chwili dłużej, parsknąłem niekontrolowanym śmiechem po czym po raz kolejny wbiłem w niego wzrok.
- Oby ten wypadek przy pracy nie zdarzył się też w Innsbrucku albo Seefeld, bo po analizie z trenerami wiem, że w tym dniu ja swoją robotę wykonałem dobrze. Problemem okazała się głowa, która jest chyba pańską domeną, prawda? - teraz to lekarz, ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, wpatrywał się we mnie. - Muszę niestety się już z Panem pożegnać, bo czeka mnie ostatni trening, także do zobaczenia jutro. - i wstając z krzesła, udałem się wprost do drzwi biura, a następnie budynku.

Pozwoliłem dać upust emocjom dopiero, gdy wsiadłem do auta, poprzez kilkakrotne uderzenie w kierownicę. Nikt ostatnimi czasy nie wpływa na mnie w taki sposób jak on. Ma w sobie coś tak irytującego, że aż trudno jest to dokładnie określić. Że też Schuster musiał wybrać sobie takiego zastępcę na dzisiejsze popołudnie – doskonale przecież wiedział, że nie pałam do Wagnera zbytnią sympatią.

Podczas dzisiejszych ćwiczeń, postanowiłem wyzbyć się wszelkich negatywnych emocji i skupić się na przyświecającym mi celu, którym było jak najlepsze zaprezentowanie się podczas najważniejszej imprezy tego sezonu.


...


Tuż po powrocie do domu z treningu, który dzięki temu, że prowadził go Ljøkelsøy, był nieco krótszy niż zawsze, zabrałem się za pakowanie. Nie wiem, który to już raz w tym sezonie zapełniałem swoje walizki potrzebnymi mi podczas wyjazdu rzeczami, ale za każdym razem jest to dla mnie tak samo męczące.

Obecnie już od ponad godziny siedzę przed ekranem swojego laptopa i wpatruję się w oblicze uśmiechniętej blondynki. Z racji tego, że byłem dziś w Monachium, poprosiłem Kaię o spotkanie - niestety nic z tego nie wyszło, gdyż zmuszona była zostać na dodatkowych zajęciach na uczelni. W ramach rekompensaty zadzwoniła do mnie na wideoczacie i w taki właśnie sposób spędzam kolejny zimowy wieczór. 

- Więc zgodnie z moim planem, będziemy w Innsbrucku w piątek około godziny 11 – powiedziała, patrząc na trzymaną w dłoni kartkę papieru. - Z tego co wiem, Nicole jest właśnie z Richardem i mówiła, że to on ma nasze wejściówki na skocznię. 
- Tak, rozmawiałem z nim dziś na treningu i mówił, że je Wam przekaże. - sięgnąłem po kubek, leżący na parapecie i napiłem się kawy, która była wstanie postawić mnie na nogi nawet po największym wysiłku fizycznym. - Mam tylko nadzieję, że Nicole go za bardzo nie wymęczy, bo szczerze mówiąc nie mam zamiaru słuchać po drodze jego narzekań na to, że jest zmęczony i niewyspany. 
- O wilku mowa. – dało się usłyszeć trzaśnięcie drzwiami i wysoki ton głosu dziewczyny oznajmiającej, że właśnie wróciła oraz pytającego z kim jej przyjaciółka tak żywo dyskutuje. - Z Markusem – odpowiedziała, a ja siedząc na wygodnym łóżku, obserwowałem to, co dzieje się po drugiej stronie ekranu. ,,O to pozdrów go ode mnie'' – rzuciła brunetka, prawdopodobnie krzątając się po kuchni. 
- Też Cię pozdrawiam Nicole! - powiedziałem znacznie głośniej po to, aby moje słowa były dla niej słyszalne, na co Kaia uśmiechnęła się szeroko, ukazując szereg białych zębów. 

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez długi czas, do momentu, w którym dziewczyna stwierdziła, że przed pójściem spać musi jeszcze zajrzeć do uniwersyteckich podręczników. 

Przełykając ostatni łyk kawy, uświadomiłem sobie jak wiele łączy mnie z Kaią. Przecież gdybym nie zrobił z siebie kompletnego idioty w klubie, prawdopodobnie nigdy byśmy się nie poznali. Czuję się przy niej tak swobodnie, zupełnie jakbyśmy przyjaźnili się od lat. Nie sądziłem, że w przeciągu tak krótkiego czasu, ktoś może stać mi się tak bliski. Biłem się z myślami, bo po zakończeniu poprzedniego związku, obiecałem sobie, że ten rok będzie rokiem dla mnie. Chciałem całkowicie odpuścić życie towarzyskie i cały swój czas oraz energię poświęcić na treningi i doskonalenie siebie jako zawodnika. Nie chciałem się angażować, ale nasze kolejne spotkania, utwierdzały mnie w przekonaniu, że na to już za późno. Nie potrafiłem już i przede wszystkim nie chciałem ukrywać przed Kaią tego, co do niej czuję. Nie byłem do końca przekonany czy najważniejszy okres sezonu będzie dobrym czasem na załatwianie spraw osobistych, ale niewyjaśniona relacja z dziewczyną nie potrafiłaby mi dać spokoju. Dlatego też dzisiejszej nocy postawiłem przed sobą jeszcze jeden cel do spełnienia podczas Mistrzostw Świata, a mianowicie szczera rozmowa z Kaią odnośnie tego, że chyba najzwyczajniej w świecie się w niej zakochałem.  

________________


Czy Markus wreszcie wyzna Kai swoje uczucia? Czy ona je odwzajemni? Czy na przeszkodzie stanie ojciec dziewczyny? Odpowiedzi na te pytania już w kolejnych rozdziałach! 

Forbidden FeelingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz