XXV

284 17 0
                                    

Kolejne kropelki słonego potu występowały na moje czoło i skronie, a klatka piersiowa nienaturalnie szybko się unosiła, aby zaczerpnąć jak największą ilość powietrza. Tak właśnie reagował mój organizm, gdy na wyświetlaczu przymocowanym do bieżni ukazała się czterdziesta minuta. Nigdy nie należałam do grona osób o niskiej sprawności fizycznej, ale muszę przyznać, że ostatnimi czasy moja kondycja znacznie się pogorszyła.

Gdy byłam jeszcze w podstawówce, rodzice zapisali mnie do szkolnego klubu siatkarskiego. Początkowo nie byłam zadowolona z faktu, że przez trzy dni w tygodniu muszę przebywać na treningach zamiast spędzać czas z rówieśnikami na beztroskiej zabawie. Z czasem jednak pokochałam ten sport i z pełnym zaangażowaniem uczęszczałam na wszystkie zajęcia. Mój upór oraz ciężka praca doprowadziły do zdobycia tytułu najlepszej zawodniczki Młodzieżowych Mistrzostw Niemiec. Wszystko skomplikowało się z dniem, w którym podczas treningu skręciłam kostkę, a kompleksowe badania wykazały również, że moje kolana są w fatalnej dyspozycji. W wieku siedemnastu lat musiałam zrezygnować z czegoś, co stało się całym moim światem.

Mając na uwadze moje problemy zdrowotne postanowiłam, że spędzenie tyle czasu na ostrym wysiłku fizycznym musi mi wystarczyć. Wyłączyłam urządzenie i chwytając swój szary ręcznik oraz butelkę wody, przeszłam do miejsca, w którym mogłabym uspokoić swój oddech.
Nicole postawiła na mniej męczące zajęcie, a mianowicie w średnim tempie przebierała nogami na orbitreku. Z kolei Markus i Richard wybrali ćwiczenia siłowe z kilunastokilogramowym obciążnikiem. Siłownia, w której cała nasza czwórka się znajdowała była chyba najlepiej wyposażoną ze wszystkich, w jakich miałam okazję być. Nie powinno mnie to jednak dziwić – w końcu jest udostępniana przed imprezami sportowymi, na które przygotowują się najlepsi zawodnicy wielu dyscyplin.

Przecierając twarz ręcznikiem i nawadniając swój organizm, pierwszy raz miałam okazję obserwować jak mój chłopak przygotowuje się do zawodów. Na jego twarzy wymalowane było skupienie oraz stoicki spokój. W równym tempie unosił sztangę, by móc płynnie przejść do półprzysiadu. Z kilkumetrowej odległości przypatrywałam się jak na jego rękach uwypuklają się żyły, a na nogach delikatnie zarysowują mięśnie, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. W końcu zauważając mnie siedzącą nieopodal, odłożył – a raczej rzucił – sztangę i unosząc jeden z kącików ust, zaczął iść w moim kierunku.

- Źle się czujesz? - spytał, siadając obok mnie i przyłożył dłoń do mojego policzka.

Cholera, nie przeglądnęłam się w lustrze. Czy naprawdę wyglądam aż tak tragicznie, że Markus pyta czy wszystko okej? - pomyślałam, odgarniając kosmyk, który wysunął się z mojego luźno związanego kucyka.

- Nie, wszystko jest w porządku. Chciałam po prostu chwilę odpocząć. - uśmiechnęłam się do bruneta, który odwzajemnił gest.
- Albo mnie ukradkiem poobserwować. – puścił mi oczko, po czym cicho się zaśmiał.
- Tu mnie masz! - szturchnęłam go w ramię, po czy dopiłam swoją wodę i zgniotłam plastikową butelkę.
- Kaia! - nagle usłyszałam wołanie przyjaciółki. - Jakbyś się zastanawiała gdzie zniknęłam to będę w łazience! - krzyknęła na co skinęłam głową, dając jej do zrozumienia, że przyjęłam to do wiadomości.
- Ja też pójdę wziąć prysznic, a Ty nie forsuj się dziś za bardzo. Za kilka godzin czeka Cię przecież konkurs. – odparłam – Do zobaczenia na skoczni! - musnęłam jego usta na pożegnanie, po czym udałam się za Nicole w kierunku łaźni.

Szybki prysznic, to było zdecydowanie to czego najbardziej potrzebowałam. Wrzucając nasze rzeczy do toreb wraz z brunetką postanowiłyśmy, że skorzystamy z tak pięknej pogody i drogę do naszego pensjonatu pokonamy pieszo.

Wychodząc na zewnątrz, przywitały nas ciepłe promienie słoneczne, a na niebie nie było znaku po ani jednej chmurce. Choć był marzec i nadal trwała kalendarzowa zima, ślady śniegu można było dostrzec tylko i wyłącznie na szczytach gór. Co roku oglądając w telewizji zakończenie sezonu, z tyłu głowy rodziło się marzenie, aby któregoś dnia móc przyjechać do przepięknej Planicy. W końcu to marzenie udało się spełnić. Miejsce to jest niezmiernie urokliwe i wcale nie dziwię się dlaczego zarówno kibice jak i skoczkowie tak bardzo je uwielbiają. Ci pierwsi śpiewając narodowe przyśpiewki i trąbiąc w olbrzymie wuwuzele ani na chwilę nie dawali o sobie zapomnieć. Choć gospodarzami finału sezonu byli Słoweńcy, to tak jak zazwyczaj miasto zostało zdominowane przez polskich fanów skoków narciarskich. Podczas wczorajszych kwalifikacji nie byli jednak usatysfakcjonowani, gdyż żaden z ich zawodników nie uplasował się w czołówce, przez co stracili wiele punktów do lidera Kobayashiego. Ja z kolei cieszyłam się jak wiele razy już w tym roku, gdyż Markus zajął drugie miejsce, pozostawiając w tyle reprezentanta Słowenii.

Wczorajszy dzień starałam się traktować jak dobrą wróżbę i wierzyłam, że Eisenbichlerowi w końcu uda się wywalczyć pierwsze indywidualne zwycięstwo w Pucharze Świata.

- Spójrz, tam niedaleko jest kawiarnia. - zabrała głos Nicole, która dzisiejszego dnia nie była zbyt rozmowna. - Może wstąpimy na coś dobrego, hmm? - spytała, uśmiechając się.
- Jasne! Akurat nadrobimy to, co spaliłyśmy rano. - zaśmiałam się i skręciłyśmy w dróżkę, przy której stała wspomniana drewniana chatka.

...


Markus' P.O.V

Letalnica. Jest to ostatnia skocznia, na której oddam swoje skoki w tym sezonie. To niesamowite uczucie wiedząc, że zostało wypełnione postawione przez trenerów zadanie i kończąc ten rok z pozycji lidera niemieckiej drużyny.

Na znak brodatego mężczyzny, usiadłem na końcu belki i używając mięśni swoich rąk, przesunąłem się do centralnego punktu. Tak jak mam to w zwyczaju robić, upewniłem się, czy moje narty są zapięte, a gogle znajdują się w odpowiednim miejscu. Wpatrując się w gniazdo trenerskie, w końcu odnalazłem Schustera, na nosie którego spoczęły okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni znajdowała się chorągiewka. Wiatr okazał się być dla mnie łaskawy i nie kazał mi zbyt długo czekać na zmianę koloru lampeczki. Gdy tylko ujrzałem upragnioną zieleń, odepchnąłem się i przyklejając klatkę piersiową do ud, zjechałem po torach najazdowych. Skok, a właściwie lot, na skoczni mamuciej to coś, czego powinien spróbować każdy. W powietrzu człowiek czuje się niewyobrażalnie lekki i wolny; nic ani nikt nie jest mu w stanie tego zabrać. Delektowałem się każdą milisekundą spędzoną w locie do momentu, w którym oszacowałem, że jest to odpowiednia odległość, by bezpiecznie podejść do lądowania. Oczywiście spotkanie ze śnieżno-lodową pokrywą zwieńczyłem wzorowym telemarkiem i już kilka chwil później znalazłem się przy bandzie.

Od samego wybicia się z progu czułem, że ten skok będzie naprawdę dobry. Zapewne takie samo zdanie mieli sędziowie, gdyż obdarowali mnie wysokimi notami, wśród których znalazły się również dwie dwudziestki. Suma punktów dała mi pozycję lidera, ale ani przez chwilę nie zapomniałem kto za chwilę miał oddać swój skok. Japończyk wiele razy w tym sezonie udowodnił jak fenomenalnym jest skoczkiem. Dlatego też po odpięciu swoich Fischerek i ściągnięciu kasku, zająłem specjalnie wydzielone miejsce i z niecierpliwością oczekiwałem na ostatni lot dzisiejszego popołudnia. Obok mnie stali chłopaki, wśród których obecny był także Stephan. Mimo, iż upadek w Oslo pozbawił go możliwości wzięcia udziału w zawodach, był tu razem z nami i wspierał każdego z osobna. Nagle wszyscy wydali z siebie niewyobrażalnie głośny okrzyk, a ja spoglądnąłem na telebim. Moim oczom ukazała się malutka dwójka przypisana przy nazwisku Kobayashiego, co oznaczało tylko jedno.

Dzisiejszego dnia nie pokonałem tylko i wyłącznie czterdziestu dziewięciu skoczków. Udało mi się osiągnąć znacznie więcej.

Pokonałem własne lęki, słabości i spełniłem jedno ze swoich największych marzeń.

Forbidden FeelingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz