Jeff na koncercie?

171 7 0
                                    

Pov. Lisa
Po pozegnaniu się z Mią, spakowałam się i ruszyłam na autobus, który zawiezie mnie na obrzeża miasta, gdzie odbędzie się koncert mojego ukochanego zespołu. Po kilku minutach czekania i wsłuchiwania się w muzykę, nadjechal mój autobus. Po skasowaniu biletu usiadłam, włączyłam od nowa playliste i rozkoszowałam sie widokami za oknem.
W pewnym momencie poczułam czyjś wzrok na sobie, dyskretnie zaczęłam się rozglądać i zauważyłam chłopaka w białej bluzie i kruczoczarnych włosach. Nie wiem co, ale coś mi w nim nie pasowało. Nie dostrzegłam jego całej twarzy, bo tylko przelotnie spojrzałam. Nie chcąc dłużej się zadreczac myślami wlepiłam znow wzrok w okno. Około 20 minut później byłam w upragnionym miejscu, chłopak o dziwo wysiadl na tym samym przystanku, dziwi mnie to, ponieważ tu jest głownie las i nikt tu nie chodzi...moje chore podejrzenia rozwiał widok chłopaka witajacego się z innymi ludźmi. ~on pewnie na koncert~ pomyslałam i ruszyłam w stronę ogromnej sceny i placu gdzie znajdowały się budki z jedzeniem, piwem i różnymi gadżetami. Typowy zlot metalowców heh. Grupa osób w moim wieku przywitała mnie bardzo ciepło. Zajęliśmy miejsca i wsłuchiwalismy się w muzykę z koncertu. Nie ukrywam, bo trochę wypiłam, ale czułam się bezpieczna bo spotkałam kilka moich koleżanek z czasów gimnazjum. Razem się świetnie bawiłyśmy. Niepokoił mnie jednak ten chłopak z autobusu i jego znajomi. Fani metalu roznie się ubierają, ale niebieskie maski z wylewajacą się czarną cieczą z "oczu" ? Albo strój bialo-czarnego klauna? To dziwne. Starając trzymać się od nich zdaleka i unikać ich spojrzeń, po koncercie wieczorem poszłam ze znajomymi kawałek w las, nad jezioro. Rozbiliśmy namioty i rozpalilismy ognisko, zabawa nadal trwała. Było cudownie. Jak to bywa, po wypiciu znacznej ilości piwa, musiałam siku, postanowłam iść w emm.. krzaki. Po skończonej czynności usłyszałam łamanie gałezi i szelst liści. Stałam w bezruchu wyczekujac ujawnienia się tajemniczej osoby. Zapadła przytłaczająca cisza. Moje mieście się spieły, słyszałam dokładnie każde uderzenie mojego serca. Zaczęłam powoli się obracać i starać się dostrzec cokolwiek, ale ciemność mi to uniemozliwiała. Po chwili zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty i zaczęłam się śmiać. Stwierdziłam, ze pijany umysł płata mi figle i udałam się pewnym krokiem w stronę ogniska. Mnie i obozowisko dzieliło zaledwie kilka metrów, gdy ktoś szarpnął mnie od tyłu za koszulkę wiciagajac w las i zaslaniajac moje usta dłonią, co uniemozliwilo mi krzyk. Nie jestem z tych słabych dziewczyn, więc nie dałam za wygraną, ugryzłam napastnika w dłoń, w tym samym momencie zginając nogę w tył kopnęłam go w krocze. Ten cicho zaklnął i upadł na ziemię. Z prawego glana wyjęłam nożyk, który dostałam od Mii. Przylozylam chłopakowi go tuż obok szyji po czym zdjelam jego znajomy biały kaptur. Chłopak o dziwo wyglądał świetnie ! Jego błękitne oczy były otoczone czernią, usta wykrzywiały się w wyciętym krwawym uśmiechu. Szkarłatna ciecz cudownie komponowała się z jego białą skórą i czarnymi włosami. Mój uśmiech i zachwycenie wyglądem chłopaka nieco go zdezorientowalo, ale starał się utrzymać pokerową twarz co średnio mu wychodziło. Gdy chłopak leżał i starał się wyrwać to oprzytomniałam i mój noz a jego gardlo dzielilo już zaledwie kilka milimetrów
- uspokoj się bo zginiesz - rzuciłam stanowczym głosem
- co za ironią, morderca zginie z rąk jakieś świruski - powiedzial rozbawiony cala sytuacją chłopak
Kątem oka zauważyłam nóż który powoli wyciągał z kieszeni.
- wyrzuć nóż. Daleko za siebie - nadal wyraz mojej twarzy był kamienny, pomimo wielu uczuć, które w środku mną targały
- ta i co jeszcze *smiech*
Pod nieznanym mi impulsem, mój nóż zetknął się ze skórą mordercy, przez ostre ostrze utworzyła się niewielka rana, z której pociekła strozka krwi.
Bardzo się wystraszyłam, ale nie mogłam się poddać, bo bym zginęła.
Oczy mordercy się powiekszyly a naturalny uśmiech zszedł mu czesciowo z twarzy. Czarnowlosy wyrzucił za siebie noz i wystawil powoli rece w gescie obronnym, pokazujac przy tym, że nie ma broni. Czułam jak jego serce wali. Po kilku sekundach na jego twarzy znów zagościł naturalny uśmiech, nie rozumiałam dlaczego, przecież mogę go zabić
- z czego tak rżysz? - powiedziałam chłodno
- z tego, ze siedzisz na mnie okrakiem, zabawne nieprawdaż? czy może bardziej zawstydzające? Aż tak na mnie lecisz? - odparł kpiąco chłopak
Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji, moje policzki zaszczycił gorący rumieniec. Szybko zeszlam z chłopaka i stanelam nad nim, wstakzujac w jego stronę nożem. Ten zaczął się śmiać i powoli wstawać otrzepujac się rzekł:
- jestem Jeff the Killer. W każdej chwili mogłem i mogę Cię zabić, więc schowaj ten śmieszny nożyk, bo krzywde sobie zrobisz
- Dlaczego więc mnie jeszcze nie zabiles? Mogłam cie zabić, a Ty igrales.
- owszem mogłaś, ale zbyt się bałas, wyczulem to. A nie zabiłem cie, ponieważ mnie rozbawilas, nie jesteś taka nudna i słaba jak inne, masz mocny charakter - powiedzial Jeff
Zamurowalo mnie.
- Więc co teraz? Zabijesz mnie? Czy dasz mi odejść?
- Hahaha zabić Cię nie zabije, chcesz możesz wrócić, ale jezeli chcesz poznać prawdziwą zabawę i wyładować emocje to chodź ze mną.
Wahalam się. To jest morderca, nie znam go, więc nie powinnam iść z nim, ale z drugiej strony jestem ciekawa.
- Idę z tobą - nie wierzyłam, ze to powiedziałam
Jeff się uśmiechnął po czym poprosił abym poczekala a sam poszedł w stronę mojego obozowiska, po 5 minutach wrócił z jakimś plecakiem.
- No co? Przyda się - wesoło powiedział i nakazał gestem ręki bym szła za nim.
Ruszyliśmy w głąb lasu, cisza nie była przytłaczająca, lecz i tak przerwał ją Jeff
- Skoro juz razem mamy spędzać czas to opowiedz coś o sobie - powiedzial z nadzieją chłopak
- hmm... nazywam się Lisa Miller. Mam 19 lat i troje przyjaciół, w sumie dwoje bo mój przyjaciel zaginął. W szkole nie byłam zbyt lubiana ze względu na zamiłowanie do muzyki "metal". Gdy byłam mała ojciec mnie opuścił, mieszkam tylko z mamą. To w sumie tyle
- teraz twoja kolej - usmiechnelam się chytrze
- No cóż... moje życie bylo calkiem spoko, miałem brata, mamę, tatę, znajomych. Ale pewnego dnia gdy szedłem z Liu do szkoły grupka chłopaków nas zaatakowała, chcieli pieniędzy. Ale ja ich nie chciałem dac, wyciągnęli noze. Zaczęła się bójka, która wygrałem. Jeden z chłopaków umarł. Następnego dnia przyjechała policja i zabrała Liu, który się fałszywie przyznał do zbrodni. Na urodzinach Syna sąsiadów zostałem zaatakowany przez tych samych chłopaków, ale tym razem ja byłem ofiarą. Oblali mnie wybielaczem i wodką po czym podpalili.... Po wyjściu ze szpitala moje życie się zmieniło, ja się zmieniłem. Zrobiłem sobie ten uśmiech i tej samej nocy zabiłem rodziców. Liu nabawił się tylko ran, bo uciekł. Teraz z nim mieszkam w rezydencji, wybaczyl mi.
- Wow, straszna przygoda, wybacz, chyba nie powinnam pytać ...
- Nieee, nic się nie stało, pogodziłem się z przeszłością. Co było minęło. A teraz zamknij oczy.
- C...co? - lekko się przestraszylam
- Oh nic Ci nie zrobiłem wczesniej, więc i teraz nic ci nie zrobię. Wiem, ze w sumie dopiero się poznaliśmy i w dziwnych okolicznościach, ale zaufaj mi.
- I tak nie mam nic do stracenia - zamknęłam oczy
Po chwili chłopak złapał mnie za reke co wywolalo fale rumiency na mojej twarzy, dobrze, ze jest ciemno i tego nie widzi.
Po kilku minutach marszu, doszlismy na miejsce, chłopak puścił moją rękę i stanął za mną
- otwórz oczy - powiedział zachrypnietym męskim głosem, czułam jak on się stresuje, ale czym?
Posłusznie zrobiłam to o co prosił. Oniemiałam z wrażenia, znajdowalismy się na pięknej polanie pełnej kwiatow, otoczonej lasem. Wokół nas latalo wiele świetlików. Kawałek dalej był klif, nad który się udaliśmy. Jeff z plecaka wyjal koc, na którym usiedliśmy. Otworzylismy piwo i zaczelismy rozmawiac. Dowiedziałam się o Rezydencji Slendermana. Każdego mi pokolei opisał.
Nagle usłyszeliśmy szelest liści i ciężkie kroki. To byla jakas dziewczyna, widać było, ze typowy plastik Jeff spojrzał na mnie porozumiewawczo i wręczył swój nóż.
- Ona powie innym, ze tu jesteśmy, trzeba ją zlikwidować, to twoja szansa
- zakomunikował chłopak, a ta laska po usłyszeniu tego zaczęła się wycofywać
Nie dane było jej się daleko oddalić, bo rzuciłam się na nia, szarpałysmy się krótka chwilę, ale ostatecznie zaczęłam dominować, dziewczyna miała wiele ran. Wykonując ostateczny cios powiedziałam " Na­tury nie zmienisz, me­tal jest me­talem, plas­tik jest plastikiem" i poderznelam jej gardło. Spodobał mi się widok szkarlatnej cieczy więc wyciełam jej na policzku gwiazdę Dawida. To będzie mój znak. Zadowolona i nieco roztrzesiona ruszyłam w stronę Jeffa, ten złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę nieznanego mi miejsca.
Po niedługim marszu zatrzymałam się
- Jeff.. mógłbyś puścić moja rękę i powiedzieć gdzie idziemy?
- Faktycznie... sorki, spójrz sama
Odsłonił krzaki i moim oczom ujawila się ogromna rezydencja. Ruszyliśmy do środka. W środku wyglądała o wiele lepiej niż na zewnątrz. Noc minela szybko, głównie na rozmowie ze Slendermanem i innymi domownikami. Na nasteony dzien rano przyszły do mnie dziewczyny, wszystkie oprócz Niny. Nie polubiła mnie... Ale to nie jest ważne. Może ją do siebie jakos przekonam.
- Zaczynamy metamorfozę - zaczęła Jane z wielkim uśmiechem - Ja zajmę się strojem.
- co? Jaka metamorfoza? - zapytałam zdziwiona
- Cichaj hahaha Ja zajme sie makijażem - pisnęła podekscytowana Laughing Jill
- Moim zadaniem niech beda włosy - powiedziała przelotne Candy Cane i pobiegla po potrzebne rzeczy - Clockwork pomożesz mi !!!
Po kilku godzinach skończyły. Wygladalam ... cudownie, inaczej, bylam zachwycona. Moje wlosy sie wydluzyly, to dzięki "czarom" Laughing Jill.

Po wszystkim, poszłam z dziewczynami na śniadanie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po wszystkim, poszłam z dziewczynami na śniadanie. Po wejściu do kuchni zamurowalo mnie... przy blacie siedział Matthew....
•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Kolejny rozdział za mną 😊
1522 słowa
💕❤💕❤

Nathan The Nobody||[ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz