Mam dosyć... / Rose i Sally

215 9 0
                                    

Pov. Mia
Kolejny wolny dzień...wszyscy cieszą się z wakacji, bo wyjeżdżają z tego miasta z  rodziną...właśnie...oni mają kochającą rodzinę...A ja? Jestem sama, moi rodzice mają mnie gdzieś, wiecznie są w pracy, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio z którymś z nich na żywo rozmawiałam. Nawet nie wiem kiedy, z moich oczu zaczęły płynac szkarłatne łzy... nie wytrzymałam, poszłam do łazienki. Desperacko zaczęłam grzebać w szufladach w poszukiwaniu tej jednej rzeczy... znalazłam...Moja stara żyletka...mój puls przyspieszył, usiadłam pod ścianą, zamknęłam oczy i zrobiłam pierwsze nacięcie, potem drugie,...straciłam rachubę liczenia po siódmej. Zadowolona z swego dzieła patrzyłam jak krew kapie na białe kafelki. Gdy emocje wraz z krwią ze mnie zeszły postanowiłam się ogarnąć. Po założeniu opatrunku ruszyłam do szafy by wybrać sobie ubranie, zdecydowałam się na czarną spodniczke do kolan i szarą bluzkę na długi rękaw. Przed wyjściem z pokoju zrobiłam jeszcze luznego koka i tak wyszukowana ruszylam do kuchni.
~TIME SKIP 30 MIN~
Po zjedzeniu śniadania zerknelam na telefon, dochodziła godzina 13. Postanowiłam umówić się na kawę z Mattem, ale nie odbierał telefonu. Ale nic nie było stracone, bo wpadłam na cudowny pomysł, iść dziś na noc do Lisy. Niezwłocznie zadzwoniłam do przyjaciółki i poinformowałam ją, ze idę do niej na noc, ta w reakcji na moją wypowiedź się zasmiala i zaproponowała, ze jak przyjdę to pójdziemy na zakupy. Po zakończeniu rozmowy odłożyłam telefon i poszłam spakować ubrania, pizame, szczoteczkę do zębów itp. Gdy byłam gotowa do wyjścia mój telefon zadzwonił, to SMS od Matthew'a
(Matt💫💕) - Wybacz, ale nie mogę rozmawiać jestem w pracy
(Ja) - Wybacz, na śmierć zapomniałam
(Matt💫💕) - nic mi o śmierci nie mów... muszę spadac pa
(Ja)  - Wybacz, cześć
W drodze do Lisy zastanawiałam się co się stało Mattowi...dziwne, nie chcąc dłużej się zadreczac myślami, włączyłam na słuchawkach muzykę. Po kilku minutach byłam na miejscu, Lisa na powitanie mnie przytuliła i zaciagnela do sklepu, kupiliśmy chipsy, popcorn, napoje i wiele słodkości... coś czuję, ze jutro będę kilka kilo ciezsza, ale średnio mnie to interesuje, grunt to dobra zabawa.
Po powrocie do domu była godzina 16:37, zaczelysmy maraton filmowy. Nawet nie wiedząc kiedy zasnelysmy na podłodze na królestwie z miękkich poduszek.

Pov. Rose - godzina 15
Dziś był bardzo ładny dzien, postanowiłam wyjść na spacer do parku. Park ten jest bardzo duży, więc powoli mijałam alejki pełne kwiatów, strumyczkow, drzew, zakochanych par. Popołudnie wyjątkowo gorące, postanowiłam usiąść w cieniu na ławce by na moment się zrelaksować. Napilam się wody i po kilku minutach ruszyłam w dalszą spokojną drogę. Miejsce stawało się coraz bardziej zamienione i bardzo mało ludzi tu chodziło, po chwili usłyszałam płacz dziecka. Przez kilkanaście minut szłam za dźwiękiem, jak w transie. Ocknelam się w momencie gdy nie zauważyłam już żadnego człowieka na drodze, dookoła otaczaly mnie równe rzędy drzew tworzące z koron tunel, na środku zaniedbanej ścieżki rosły cierniste krzaki, zmrozilo mi krew w żyłach. Ale płacz stawał się coraz glosniejszy i jakby odbijal się echem, nadal podazalam za dźwiękiem. Po kilku minutach podeszłam do ogromnegi drzewa, zza niego płacz był bardzo wyraźny, gdy w efekcie paniki chciałam się wycofać zauważyłam okaleczoną skuloną dziewczynkę. Spojrzała na mnie spod byka, ale po chwili na jej twarzy zagościło zdziwienie gdy wystawilam do niej rękę, wysilając się na lekki uśmiech. Dziewczynka chwycila za rękę i powoli wstała, zaczelysmy rozmawiać i iść w jasnienszą stronę parku, gdy ilość ludzi się zwiekszala dziewczynka zaczęła się denerwować i poprosiła mnie abyśmy usiadly bo musi mi coś powiedzieć. Zrobiłam to o co mnie poprosiła i grzecznie słuchałam jej gdy zaczęła mówić
- Rose ja muszę się do czegoś przyznać...
- Mów śmiało mała, zawsze możesz liczyć na moje zrozumienie - powiedziałam delikatnie
- Nie jestem tym na kogo wyglądam
- Nie rozumiem - moje mięśnie zaczęły się spinac a serce przyspieszylo
- Jestem niezywa, dawno mnie zabito, wujek mi zrobił dużą krzywdę, ale poznałam Papę, on się mną opiekuje i dzięki jego magicznym mocom mogę byś dziewczynka kiedy chce... I to nie wszytsko, czasami mam duże napady emocji i w takich momentach by się wyładowac krzywdze ludzi....
- Sally, ja...ja nie wiem co powiedzieć - w tamtym momencie mnie zatkało, usiadłam wygodniej na miękkiej trawie i zaczęłam głęboko myśleć, między nami trwała cisza, która po chwili namyslen przerwałam
- To nic, poznałam Cię jako mała biedna dziewczynkę, nie przeszkadza mi to jaka jesteś, też mam wiele sekretów i nie jestem idealna.
- Robisz złe rzeczy?
- Można tak powiedzieć, też krzywdze inne istoty, mamy ze sobą coś wspólnego mała
- Inne istoty? - Mała byla bardzo ciekawska, ale skoro ona się otworzyła przedemną, ja przed nią także się otworzę
- Mam bardzo dużo wolnego czasu, który wykorzystuje chodząc na wolontariat do schroniska, czasami są takie momenty, ze trzeba uśpić zwierzę. Robi się to za pomocą zastrzyku, ale ja nie stosuje się do tego... poprstu je zabijam.
- Lżej Ci jak powiedzialas mi o tym?
-  Tak, o wiele lepiej
Nie wytrzymałam i przytulilam się do małej, co ona także odwzajemniła. Samotna łza spłynęła po moim poliku. Czułam, ze coś nas łączy i musiałam się o nia troszczyć.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
Do następnego 😁
837 słów
💕❤💕❤

Nathan The Nobody||[ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz