Hoodie...ten dziwak...miał rację...

95 6 3
                                    

Pov.Mia
W kuchni było dość tłoczno. Więc postanowiłam poczekać w salonie, aż tłum się choć trochę zmniejszy. Z głośnym westchnieciem padłam na kanapę i zaczęłam szukać pilota.
- T..tego sz...szukasz? - wyjakał Hoodie obracając w dłoni pilota.
- Tak, dasz mi go proszę ? - zapytałam z udawanym uśmiechem. Pewnie zapytacie dlaczego udawanym? Przecież nic mi nie zrobił. Racja nie zrobił mi nic, nawet go lubię, ale ostatnio dowiedziałam się, że Hoodie ma dziwne napady, nawet nie wiem dokładnie czego i w sumie nie chce wiedzieć.
- P...prosze - podając mi pilota niechcący nasze dłonie lekko się musnęły. Hoodie nagle zeszytwniał i spojrzał się tepo przed siebie i głowę lekko przechylił w bok. W pewnym momencie mocno ścisnął moja dłoń i zaczął mówić tonem nie wyrażającym żadnych emocji
- Nie jesteś jeszcze gotowa zostań. Mężczyzna. Walka. Ból. Krew. - powiedział po czym jakby nigdy nic puscil moja dloń, uśmiechnął się i powolnym krokiem odszedł.
~to było dziwne...chyba o te napady chodziło... jest to jakby przewidywanie przyszłości...~ Z rozmyślen wyrwala mnie ClockWork
- Widziałam co się stało. Dziwak z niego, nie przejmuj się. Gadałam już z Toby'm. Zawiezie nas i po nas przyjedzie pod warunkiem, że weźmiemy mu paczkę gofrow i bitą smietane. A co do jedzenia, idziemy coś zjesc? - powiedziała dziewczyna z zegarkiem w oku i złapała się za brzuch masując go - głodna jestem - dodała śmiejąc się
- Jasne, chodźmy, też właśnie miałam iść coś zjeść hahah - odpowiedziałam i ruszyłam za Clocky do kuchni w której zastałyśmy tylko Laughing Jack'a i Candy Pop'a.
- Co tam cukiereczki? - zaczął L.J szyderczo się uśmiechając do Candy'ego. Ten widać podłapał temat i tez się wtrącił
- No właśnie, jak wasze samopoczucie? Może macie ochotę na coś hmmm słodkiego?
- Odwalcie się frajerzy, bo nie ręczę za siebie - wysyczala Clock i otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś na kolacje.
- Uuu jaka ostra, a ty słodziutka? Chcesz może coś hmm fajnego? Słodkiego? - zaczął udawajac słodkiego L.J
- Ehhh odejdź przegrywie, głodna jestem. I na przyszłosć zapamiętaj - nigdy nie tkne twoich zjebanych zatrutych slodyczy. A teraz spadaj stąd, bo nie chce sobie psuć humoru, mam ważny wieczór.
- Candy się lekko zasmial patrząc w stronę zgaszonego Jack'a.
- Ciebie też się to tyczy błaźnie, wyjazd z kuchni - dodałam czując większą pewność siebie. Clockwork ciągle przyglądała się sytuacji ciągle śmiejąc się z chłopaków.
Po chwili zasiaslysmy do stołu z posiłkiem. Dołączyła do nas Rose. Jedząc rozmawiałyśmy energicznie gestykulując. Po skończonym posiłku była godzina 18:56. Postanowiłyśmy więc iść już przed rezydencje. Po kilku minutach dołączyła reszta dziewczyn oraz Toby.
- Wszystkie już? Ile was jest, Nie pomiescimy się... jest was 8, a samochód jest 5-osobowy. Ehh czekajcie pójdę po Masky'ego. Pojedziemy na dwa auta. Za 5 minut wracam, w tym czasie wy podzielcie się kto z kim jedzie. - powiedział Ticci Toby i pobiegł do rezydencji. Po chwili gofrożerca przyszedl z Masky'm.
- Skoro juz macie zamiar zabijać to potrzebujecie asekuracji. Pójdziemy z wami do sklepu i zawieziemy was z powrotem do Rezydencji. Tylko dla bezpieczeństwa z wami idziemy heheh... Wiemy jak baby potrafią szaleć na zakupach... - westchnął Masky.
- To kto jedzie ze mną? - zaczął entuzjastycznie Toby
- Candy Cane, Laughing Jill, Nina i Lisa, natomiast ja, Rose, Jane i Clockwork jedziemy z Tobą Masky.
- Okej, to zanim pojedziemy, macie jakiś plan? - Zapytał podejrzliwie Masky.
- Otóż nie hah - palnela Nina
- Ehh... zrobimy tak. Wejdziemy od tyłu sklepu, jest to dość duży market z ubraniami, więc zastanówcie się co chcecie kupić. My z Tobym na zapleczu wszystkich uciszymy, w sensie zabijemy. W tym czasie Jane wyłączy wszystkie światła w sklepie, A Jill zamknie drzwi. Kiedy będzie zgaszone światło możecie wszystkich pozabijac, zaczynając od kasjerki, by nie wezwała policji. Kiedy wy będziecie sobie wybierać ubrania, my z Tobym zniszczymy kamery i komputer. Jasne ? - wyjaśnił szybko Proxy
- Wszystkie pojedynczo przytaknelysmy.
- To jedziemy - rzucił Toby i poszedł do samochodu.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, Ja usiadłam z przodu obok Masky'ego. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie więc spojrzałam przed siebie, w oknie zauważyłam Hoodie'go kiwającego przeczaco głową. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Zapięłam pasy i ruszylismy. Droga strasznie mi się dłużyła. Po drodze mijaliśmy ciągle drzewa, co było cholernie monotonne. Na szczęście po około 15 minutach dotarliśmy na miejsce. Auta zaparkowalismy na tylnym parkingu. Na prowadzeniu byli Proxy. Otworzyli drzwi i zaczęli po kolei mordować ochroniarzy i pracowników. Dziewczyny bardzo szybko likwidowały swoje przeszkody. Widax było ile radości im to daje. Ja, Lisa i Rose się wstrzymałyśmy. Mamy swoje małe zasady*. Kiedy teren był czysty zaczęliśmy wykonywać resztę planu. Jane wyłączyła światło w całym sklepie. Słychać było piski kobiet i uspokajanie ich przez kasjerkę. W tym samym czasie Jill zgodnie z planem zamknęła wszystkie wyjścia, a dziewczyny zaczęły rzeź. Gdy wszytsko się skończyło, zostały zapalone światła. Każda z nas na spokojnie przeglądała ubrania, gdy chłopaki niszczyli sprzęt. Zdecydowałysmy się na Onesie:
Ja - Szczerbatek (Nocna Furia-smok)
Lisa - czerwony Lis
Rose - biały jednorożec
Clockwork - żyrafa
Jane - panda
Laughing Jill - zebra
Candy Cane - Stitch
Nina - fioletowy smok
Poza piżamami, każda wzięła sobie jeszcze kilka ciuchów, bo czemu by nie skorzystać?
Zadowolone zza lady wzielysmy ładne torby i spakowałysmy nabyte nowości. Przy wyjściu zauwazylysmy siedzacego Toby'ego bawiacego się jakaś mała gumowa piłka i Masky'ego odgaszającego papierosa. Obaj proxy spojrzeli po sobie i ruszyli w tym samym czasie do sklepu
- My też coś chcemy ze sklepu, zaraz wracamy - wymamrotał gofrożerca i poszedł w ślady swojego towarzysza.
Po około 10 minutach wrócili mając po jednej torbie. Posyłali sobie głupkowate uśmiechy i wrzucili zakupy do bagażnika. Nagle przypomniałam sobie o gofrach dla Toby'ego.
- Ja.. emmm zaraz wracam, muszę coś jeszcze wziąć - rzuciłam i pobieglam w stronę sklepu

Pov.Masky
Lepiej pójdę za nią, źle by było gdyby się zgubiła, albo policja by ją zgarnęła, niewiadomo za ile przyjadą. Odpaliłem papierosa i powoli szedłem w stronę sklepu do którego się skierowała, był on połączony z tym, na który napadliśmy kilka minut wcześniej. Za sobą uslyszalem kroki, zapewne to Toby. Zanim zdążyłem się odwrócić dostałem czymś mocno w plecy. Padłem na ziemię i szukałem wzrokiem swojego oprawcy. Okazał się nim być jakiś ochroniarz. Na swpim ubraniu mial logo sklepu... tego sklepu... Stanowisko proxy Slendermana do czegoś zobowiązuje więc nie mogłem się dac jakiemuś tam ochroniarzowi. Zaczęliśmy walczyc, rzecz jasna wygrywałem, ale tylko do momentu gdy wezwał pomoc. W jednej chwili dookoła mnie było z pięciu napakowanych ochroniarzy. Wiedziałem, że będzie ciężko więc telepatycznie dałem znać Toby'emu o całej sytuacji.

Pov.Mia
Po zakupie gofrow, bitej śmietany i papierosów (dla Masky'ego) udałam się w stronę auta gdzie czekali na mnie przyjaciele. Postanowiłam iść normalną drogą, a nie tyłem, by przypomnieć sobie i powspominać czasy kiedy byłam normalną nastolatką. Po kilku minutach byłam w aucie. Wrzuciłam zakupy i zaczęłam
- Hej dziewczyny, gdzie Masky? Mieliście czekać na mnie w aucie. - Powiedziałam i spojrzałam czy jest chociaż Toby. Byl, ale po chwili wybiegł z auta. Nie wiedziałam co się stało więc pobieglam za nim. Niestety chłopak ma lepszą kondycję więc byłam trochę w tyle. Gdy doszłam na miejsce serce mi stanęło. Dwaj proxy walczyli z kilkoma facetami. Miałam mętlik w głowie, nie było czasu by iść po pomoc, sama musiałam im pomoc. Przypominając sobie wszystkie lekcje Nathana rzuciłam się na jednego z mezczyzn. Stał do mnie tyłem co wykorzystałam. Z całej siły kopnelam go w miejsce zgiecia kolan. Mężczyzna zdezorientowany padł na ziemię. Wskoczylam na niego zabierając mu broń z paska spodni. Wycelowalam w niego i bez namysłu pociagnełam za spust zamykając oczy, myslac, że po postrzale trysnie na mnie krew. Niestety nic z tych rzeczy. Pistolet był nienaładowany, wiec zaczęłam silowac się z mężczyzną, ciagle musialam uzywac teleportacji, bez tego byloby bardzo ciężko...kiedy dominowałam na górze zaczęłam bez opamiętania uderzać go pistoletem w głowę i twarz. Po kilkunastu ciosach mężczyzna się wykrwawił. Byłam z siebie dumna, ale za szybko unioslam się dumą. Zamiast walczyć z innymi siedziałam na mężczyźnie ciężko dysząc. W pewnej chwili poczułam jak ktoś ciągnie mnie do góry za włosy, był to jeden z ochroniarzy, Masky widząc to, w trakcie swojej walki rzucił mi dość duzy scyzoryk. Niestety przez trzęsące się ręce nie załapałam go, gdy próbowałam się po niego schylić wyprzedził mnie walczący ze mną mężczyzna, nim się obejrzałam długie ostrze scyzoryka zaglębilo się w moim brzuchu. Ostatnie co zobaczyłam to opadajace bezwladnie ciało mojego napastnika, a za nim Hoodie'go z pistoletem.
- K..kurwa s..spoznile...eem się...- zaklnął pod nosem i podszedł do mnie biorąc mnie na ręce. Miałam rozmazany obraz, ale widzialam, że pozostali dwaj proxy są w dobrym stanie, jedynie na ich ciałach były lekkie zadrapania.
- D...dlacz...czego n..n..nie po..posluchalas mnie... ehhh Mia... - szeptał pod nosem Hoodie.
- Prze...przepraszam Hoodie... - powiedziałam ostatnim tchem, potem straciłam przytomność.

•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•
Znów Polsat !!
Do następnego!!
* Lisa zabija tylko puste "plastikowe" dziewczyny. Rose zabija niedoszlych samobójców.
Jak się wam podoba Hoodie w mojej wersji z "darem"? Ogólnie staram się być w miarę oryginalna, więc takie dziwactwa mogą się znaleźć hah😅
Do następnego!! 😀
1465 słow
💕💖💕💖

Nathan The Nobody||[ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz